czwartek, 19 grudnia 2013

Jak nie stresować się... świętami?

Przygotowania do świąt bywają stresujące. Niektórzy z nas wyrośli w przekonaniu, że Boże Narodzenie to czas, gdy wszystko musi być absolutnie idealne. Lśniące czystością mieszkanie, samodzielnie przygotowane potrawy wigilijne, prezenty "z najwyższej półki". Aby sprostać własnemu wyobrażeniu o świętach, zaczynamy już na początku grudnia prawdziwą harówkę, a im bliżej 24-ego, w tym większą popadamy panikę. Bo tyle rzeczy jeszcze trzeba przygotować, a tu i praca i inne codzienne obowiązki! Jak to pogodzić? W efekcie zamiast wyciszenia, refleksji i radości związanej z oczekiwaniem na święta, fundujemy sobie i naszym najbliższym maraton, po którym padamy wyczerpani na kanapę i na nic nie mamy już sił. I zastanawiamy się jak to możliwe, że kiedyś było tak pięknie, spokojnie, że czuliśmy tę błogą i przyjazną świąteczną atmosferę?

dekorowanie choinki
Wspólne przygotowania do świąt powinny cieszyć - nie spieszmy się, celebrujmy każdą chwilę spędzoną z najbliższymi

Przypomnijmy sobie, że owo "kiedyś" nie wymagało od nas dążenia do ideału - a konkretnie, my sami nie wymagaliśmy od siebie aż tyle, co dzisiaj. Współczesna pogoń za doskonałością, chęć "przebicia" sąsiadów w udekorowaniu mieszkania, "zabłyśnięcia" na tle rodziny najlepszymi prezentami - zabija ducha świąt. Przy takim nastawieniu Boże Narodzenie przestaje być świętem rodzinnym, które ma nas tak zwyczajnie, po ludzku - cieszyć. Staje się komercyjną maszyną do zdobywania poklasku, a my, wykończeni tym ściganiem się po palmę pierwszeństwa w byciu "naj", w Wigilię jesteśmy zbyt zmęczeni, by docenić świąteczne dni.

Zatem przystopujmy! Przypomnijmy sobie, za co tak bardzo kochaliśmy Boże Narodzenie, gdy byliśmy dziećmi. Czy faktycznie najważniejszy był idealny porządek, lśniące czystością szyby w oknach i drogie prezenty? Nie! Najważniejsze było wspólne przygotowywanie się do świąt, robienie prostych ozdób na choinkę, spotkanie przy stole, oczekiwanie na niespodziankę od Mikołaja (bo podarunek nie był przecież przeliczany przez nas na złotówki), wspólne świętowanie, a potem zabawa z najbliższymi. Jeśli chcemy poczuć tę samą atmosferę co wówczas, po prostu zwolnijmy tempo. Zatrzymajmy się w pogoni za doskonałością, bo w biegu po prostu przegapimy... święta.

sobota, 7 grudnia 2013

Noworoczne postanowienia

Już za miesiąc cieszyć się będziemy Nowym Rokiem, a wielu z nas zapewne skorzysta z tej okazji, by "coś sobie postanowić". To właśnie 1 stycznia sprzyja składaniu sobie obietnic, takich jak "zrezygnuję ze słodyczy", "rzucę palenie", "zawalczę o awans", "poświęcę więcej czasu rodzinie" i wielu, wielu innym. Dlaczego ta konkretna data wzbudza w nas chęć podejmowania działań? Ponieważ wydaje nam się, że wraz z Nowym Rokiem otwieramy nowy rozdział w naszym życiu, że dostajemy "czystą kartkę" i szansę na poprawienie dotychczas popełnianych błędów. Ten optymizm sprawia, że liczba pomysłów na kolejny rok rośnie z każdym dniem i 31-ego grudnia mamy już w głowach wizję całkowitej odmiany naszego życia.

głowa pełna pomysłów
Zbliżający się Nowy Rok sprzyja snuciu wielu planów

Oczywiście w takich postanowieniach poprawy nie ma nic złego, o ile nasze oczekiwania względem zmian nie są zbyt wygórowane. Zazwyczaj jednak poprzeczkę wieszamy sobie zbyt wysoko, a to sprawia, że szybko przychodzi rozczarowanie i zniechęcenie. Za nimi zaś - porzucenie noworocznych pomysłów. Co zatem robić, by "w tym roku wreszcie się udało"? Na szczęście jest na to sposób:
  • nie obiecujmy sobie, że zrobimy coś z dnia na dzień - zamiast mówić sobie "od 1-ego stycznia nie tknę papierosa" lepiej powiedzieć "będę sukcesywnie ograniczać palenie". Z nałogu rzadko udaje się wyjść z dnia na dzień, a zmagania z brakiem używki doprowadzić mogą wyłącznie do frustracji i szybkiej rezygnacji z postanowienia. Lepiej w tym przypadku dać sobie więcej czasu, ale za to być konsekwentnym i rzeczywiście palić mniej;
  • nie bierzmy na siebie zbyt wiele - nadmiar postanowień noworocznych może sprawić, że nie zrealizujemy żadnego z nich. Jeśli będziemy obiecywać sobie, że schudniemy, zaczniemy chodzić na basen, zapiszemy się na naukę jakiegoś obcego języka - to szanse na spełnienie wszystkich tych postanowień będą niewielkie. Jesteśmy przecież ograniczeni zarówno czasem, własnymi siłami, jak i zasobami finansowymi. Z wielu planów wybierzmy zatem jeden, który uważamy za najważniejszy;
  • nie działajmy sami - o swoich postanowieniach porozmawiamy z kimś bliskim, z rodziną lub przyjaciółmi. Ich wsparcie i doping, a może nawet przyłączenie się do realizowania naszego pomysłu, stanowić będzie wsparcie w chwilach zwątpienia i stanie się dla nas dodatkową motywacją.
I pamiętajmy o jeszcze jednym. 1 stycznia nie jest datą magiczną. Na zmianę swojego życia możemy zdecydować się zawsze. Niezależnie od cyfry widniejącej na karcie kalendarza.

piątek, 22 listopada 2013

Szczerość i zaufanie jako podstawa w budowaniu relacji

We współczesnym świecie często ryzykujemy we wzajemnych relacjach. Wiele osób nastawionych jest przede wszystkim na pozyskiwaniu korzyści dla siebie, często kosztem innych. Dzieje się tak już wśród najmłodszych (przedszkola, szkoła podstawowa), młodzieży wkraczającej w okres dojrzewania (gimnazjum, liceum), jak i wśród osób dorosłych. Jeśli nie nauczymy swoich dzieci szacunku dla innych, tolerancji, empatii, a w końcu także szczerości wobec innych i unikania kłamstwa (które mogłoby drugiej stronie przysporzyć wyłącznie problemów), w dorosłym życiu powielać będą złe wzorce.

Manipulacja innymi wydaje się świetną metodą na osiągnięcie własnych celów,
zwłaszcza w z biznesie. Ale do czasu.

Aby stworzyć satysfakcjonującą relację, czy to w życiu osobistym czy w pracy, musimy pamiętać o tym, by wobec drugiego człowieka okazywać:
  • serdeczność;
  • chęć niesienia pomocy;
  • uczciwość;
  • szczerość;
  • zaufanie.
Tymczasem dużo częściej spotykany model relacji, to:
  • dążenie do osiągnięcia korzyści własnych kosztem partnera;
  • wprowadzanie partnera w błąd, manipulowanie nim;
  • nie liczenie się z uczuciami bądź stratami partnera;
  • kontrolowanie partnera.
Taka postawa pojawia się zarówno w relacjach pomiędzy ludźmi żyjącymi w związku (jedna osoba dominuje nad drugą i związek traktuje jako środek do osiągnięcia stawianych sobie celów), jak i w biznesie. 

W obu przypadkach najczęściej stosowane są:
  • groźba ("odejdę i zostaniesz z niczym, więc lepiej gódź się na obecne warunki");
  • manipulacja (odgrywanie przed partnerem osoby słabej i zagubionej, której trzeba pójść na rękę i dopomóc, nawet własnym kosztem).
Takie postawy nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Grożenie czy manipulowanie może doprowadzić do sytuacji, w której cierpliwa i posłuszna dotąd "druga strona" relacji, przejrzy na oczy i zareaguje - wreszcie stanie w obronie własnej. Może to oznaczać rozpad związku czy układu zawodowego. Oczywiście manipulator nie zawsze wyciągnie wniosek z sytuacji i z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że po utracie jednej "marionetki" szukać będzie drugiej. Jeśli jednak natrafi na opór i osoby asertywne, może okazać się, że skazany będzie na samotność w dalszych działaniach.

Ważne jest, by już od najmłodszych lat wpajać dzieciom prawidłowe zasady związane z budowaniem relacji - z rodziną, rówieśnikami, nauczycielami. Jednocześnie należy też ostrzegać dziecko przed możliwością wpadnięcia w pułapkę manipulatora - uczmy swoje pociechy asertywności. Tak, by po osiągnięciu dojrzałości, nie stały się niczyją marionetką.

czwartek, 14 listopada 2013

Zaburzenia psychiczne w liczbach - historia i prognozy

Stan faktyczny

Statystycznie blisko 40% Europejczyków każdego roku zmaga się z zaburzeniami psychicznymi. Przodują takie dolegliwości jak: depresja, stres, nerwica, napady lęku, a także różnego typu uzależnienia. Jak podaje GUS w 2010 r. na nerwicę leczyło się 901 Polaków (na 100 tys.), a na zaburzenia nastroju 699 (na 100 tys.).

W ciągu ostatnich dwóch dekad znacznie wzrosła liczba pacjentów, którzy wyrażają potrzebę uzyskania porady psychologicznej lub podjęcia kompleksowego leczenia (od początku lat dziewięćdziesiątych wskaźnik ten wzrósł o ok. 73%). Do statystycznej poradni zgłasza się każdego tygodnia ok. 100 osób w różnym przedziale wiekowym.

Z komunikatu CBOS dotyczącego zdrowia psychicznego Polaków w 2012 r. wynika, że 70% respondentów negatywnie ocenia warunki życia w Polsce, które ich zdaniem zagrażają zdrowiu psychicznemu obywateli. Wśród wymienionych czynników na pierwszym miejscu plasuje się problem bezrobocia, następnie alkoholizm i narkomania. Częściej niż w latach wcześniejszych wskazuje się na kryzys rodziny, biedę, znużenie życiem oraz poczucie bezradności. Po transformacji ustrojowej w 1989 r. nastroje społeczne uległy chwilowej poprawie. Jednak w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych wskaźnik lęku Polaków przed chorobami psychicznymi ponownie wzrósł i do dziś utrzymuje się na wysokim poziomie.

Choroby  cywilizacyjne. Wymysł czy przekleństwo?

Zaburzenia psychiczne w Polsce wciąż pozostają w obrębie tematów tabuizowanych. Niechętnie rozmawiamy o swoich problemach chcąc uniknąć osądów, a w rezultacie odrzucenia przez społeczeństwo. Człowiek współczesny to człowiek zakorzeniony w postmodernizmie - „rozczłonkowany”, niepewny przyszłości, bezustannie poszukujący tożsamości, sfrustrowany. Początek tego filozoficznego i etycznego prądu (rozumianego bardzo szeroko) datuje się na lata pięćdziesiąte XX wieku. Jego wyznacznikiem było osłabienie kondycji człowieka, zmiana w rozumieniu wartości moralnych, lęk przed systemami totalitarnymi oraz pewne odżegnanie się od ciągłości historycznej.

W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat niestabilny i skonfliktowany świat odegrał olbrzymią rolę w rozwoju wielu mniej lub bardziej drastycznych zaburzeń psychicznych. Jednym z nich jest depresja, nazywana chorobą XXI wieku. Dotyka ona najczęściej ludzi młodych w przedziale wiekowym od 15 do 30 lat oraz osoby starsze – po pięćdziesiątce. Jeszcze 20 – 30 lat temu na zaburzenia depresyjne cierpiało 20% 17-latków. Wyniki badań przeprowadzonych na przestrzeni kilku ostatnich lat są zatrważające -  obecnie na depresję choruje średnio połowa uczniów szkół średnich. Nieodzownym elementem tej chronicznej dolegliwości jest lęk, który może przybierać różne formy. Według danych CBOS z 2012 roku ponad połowa respondentów miewa stany skrajnej melancholii i zniechęcenia, a sześciu na stu badanych ma myśli samobójcze. W światowych rankingach zaburzeń psychicznych depresja zajmuje trzecie miejsce. WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) szacuje, że w ciągu następnych kilkudziesięciu lat stanie się najczęściej diagnozowaną chorobą na tle psychicznym.

Dolegliwością na trwałe przypisaną rozwojowi cywilizacji jest nerwica. Charakteryzuje się m.in. apatią, zmęczeniem, poczuciem bezsilności, rozdrażnieniem, wybuchami złości, nieustannym napięciem. Nerwicy towarzyszy strach przed tym, co ma nastąpić. Już 15% dzieci i młodzieży cierpi na fobię szkolną oraz silny stres. W ciągu ostatnich 20 lat liczba zachorowań na nerwicę w Polsce drastycznie wzrosła. Przykładowo, w 1990 r. opieką ambulatoryjną objętych było ok. 1600 osób (na 100 tysięcy), a w 2010 r. liczba ta wyniosła już ponad 3600.

Od lat sześćdziesiątych niemal czterokrotnie wzrósł wskaźnik zachorowań na choroby psychotyczne, takie jak: schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa oraz innego rodzaju zaburzenia osobowości. Często schorzeniom tym towarzyszą nałogi – alkoholizm, uzależnienie od narkotyków bądź leków. Postać schizofrenii zależna jest od wielu czynników endogennych (związanych z dziedziczeniem, dysfunkcją biologiczną) bądź egzogennych (zaburzenia odporności, wirusy, zakażenia). Przypadłość ta dotyczy osób w przedziale wiekowym między 18. a 35. rokiem życia i obecnie uznawana jest za chorobę społeczną. Aktualnie w Polsce żyje ponad 400 tysięcy schizofreników. Powołując się na dane statystyczne Instytutu Psychiatrii i Neurologii liczba zachorowań na schizofrenię wzrasta z roku na rok.  W 2007 r. wśród 100 tys. Polaków zdiagnozowano ok. 80 przypadków schizofrenii. W 2009 r. było ich już ok. 90.  Wzrost ten może być efektem prowadzonej w naszym kraju polityki lekowej: osoby u których rozpoznano schizofrenię otrzymują w pełni refundowane środki farmakologiczne. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, w 2004 roku na całym świecie ponad 26 milionów ludzi chorowało na schizofrenię. Była ona przyczyną ok. 30000 zgonów. Co ciekawe, aż 90% osób z nie leczoną schizofrenią żyje w krajach rozwijających się.

Choroba dwubiegunowa afektywna (depresja maniakalna) oraz zaburzenia osobowości (osobowość paranoiczna, borderline, narcystyczna, antyspołeczna) to kolejne przykłady poważnych schorzeń psychicznych XX i XXI wieku. ChAD charakteryzuje się gwałtownymi przejściami ze stanu depresyjnego do stanu euforii (mania). Chorobie towarzyszą takie objawy jak: urojenia, trudności koncentracji, wzmożona aktywność seksualna (lub jej całkowity brak), bezsenność, obniżenie nastroju lub odwrotnie – gwałtowny przypływ energii. Z dostępnych danych statystycznych wynika, że chorobą tą dotkniętych jest  ponad 30 milionów ludzi na świecie.

Psychologia kiedyś i dziś

W latach pięćdziesiątych leczenie obejmowało zasadniczo trzy grupy dolegliwości – lęk, depresję i psychozę. Stosowane wówczas leki psychotyczne bywały nieskuteczne powodując przy okazji liczne skutki uboczne. Pojawił się nawet pogląd, że antydepresanty działają na podobnej zasadzie jak placebo.

W tamtym okresie rozwinęły się dwa popularne nurty w psychologii: szkoła neurofizjologiczna oraz szkoła behawioralna. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zaczęto kłaść nacisk na poznawczy i emocjonalny aspekt funkcjonowania umysłu. Dziś dzięki postępowi technologicznemu możemy mówić o kolejnym rozwijającym się nurcie zakładającym wykorzystanie nauk ścisłych (głównie matematyki) oraz rozbudowanych systemów komputerowych w celu dogłębnej analizy zjawisk umysłowych u człowieka.

Prognozy

Według prognoz Światowej Organizacji Zdrowia, w 2020 r. depresja zajmie drugie miejsce w rankingu najbardziej kosztownych społecznie chorób (zaraz po chorobach nowotworowych). Tylko co trzecia osoba na świecie cierpiąca na zaburzenia psychiczne korzysta z fachowej pomocy specjalisty. Obecnie największym problemem jest zbyt późne postawienie diagnozy i podjęcie leczenia.

Do roku 2035 ma nastąpić znaczny spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym. Takie czynniki jak wzrost bezrobocia, zła sytuacja emerytalna, emigracja zarobkowa, bieda, osłabienie więzi społecznych, czy też nieuleczalne choroby niewątpliwie będą rodzić stres, a także poważne zaburzenia psychiczne.

Pierwszym krokiem mającym na celu poprawę sytuacji Polaków zmagających się ze schorzeniami na tle psychicznym było przyjęcie w grudniu 2010 roku Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, który obejmuje działania w takich obszarach jak: profilaktyka chorób psychicznych, zaburzenia depresyjne, uzależnienia, samobójstwa, zaburzenia psychotyczne i afektywne.

Zdaniem  lekarzy niezbędne jest zainwestowanie środków państwowych w edukację społeczeństwa w zakresie chorób psychicznych. Niestety, z uwagi na niską świadomość  (i wrażliwość) społeczną Polacy wciąż nie są przekonani co do skuteczności ich leczenia. Większość potencjalnych pacjentów nie zdaje sobie sprawy z korzyści jakie może przynieść odpowiednia terapia. Jedynie aktywny udział chorego w leczeniu może zagwarantować satysfakcjonujące i długofalowe efekty.

środa, 23 października 2013

Jak pomóc dziecku w szkole? - cz.3

To ostatnia już część z cyklu porad dotyczących pomocy naszemu maluchowi w szkolnych trudnościach. Dzisiaj przyjrzymy się kwestii związanej z brakiem umiejętności nawiązywania prawidłowych relacji z rówieśnikami.

Szkoła jest miejscem, w którym nasze dziecko spędza znaczną część dnia w towarzystwie zarówno rówieśników (podczas lekcji), jak i starszych i młodszych od siebie (w czasie przerw). To również miejsce, które odgórnie "wymusza" na dzieciach przebywanie w swoim towarzystwie, wymagając od nich nawiązania prawidłowych kontaktów społecznych. Jednak nie wszystkie maluchy dobrze sobie z tym radzą.

samotność w szkole


Problem pojawia się zarówno w sytuacji, w której nasze dziecko odsuwa się od innych, boi się bliskich relacji z koleżankami i kolegami, czuje się wyalienowane, jak i w przypadku, w którym rolę "lidera klasy" przejmuje stosując agresję i przemoc wobec innych.

W obu tych przypadkach absolutnie konieczna jest rozmowa z dzieckiem i ustalenie powodu takiego, a nie innego zachowania.

1. Mając do czynienia z "odludkiem" spytajmy, z czego wynika niechęć do nawiązania bliższych kontaktów z dziećmi z klasy. Czy to kwestia wstydu, braku pewności siebie, a może poczucia, że przez zbyt odmienne zainteresowania i charakter dziecko "nie pasuje" do pozostałych? Jeśli uda nam się znaleźć źródło problemu, zastanówmy się razem z maluchem, jak możemy go rozwiązać. Nie namawiajmy jednak dziecka do udawania kogoś, kim nie jest, byle zostało zaakceptowane. Wytłumaczmy, że odmienność może być przewagą - jest czymś intrygującym, ciekawym, co może zainteresować pozostałych. Warto poznać kolegów i koleżanki z klasy naszej pociechy, zapraszając je na przykład, wraz z ich rodzicami, na przyjecie urodzinowe. Czasem do powstania więzi pomiędzy dziećmi, potrzeba po prostu bardziej neutralnej przestrzeni, niż ławka szkolna.
2. Jeśli nasze dziecko przejawia w szkole agresję, również musimy odkryć przyczynę. Często okazuje się, że instynktownie maluch wciela w życie zasadę "Najlepszą obroną jest atak". Obawiając się, że może zostać odtrącone lub skrzywdzone przez innych, samo wchodzi w taką rolę. Koniecznie należy wytłumaczyć dziecku, że takie zachowanie jest nie tylko złe, ponieważ powoduje u innych strach czy ból, ale także przekonać je, że agresją nie zdobędzie ani uznania, ani prawdziwych przyjaciół. Aby zwrócić na siebie uwagę i zapewnić sobie bezpieczeństwo, należy zachowywać się w odwrotny sposób - służąc pomocną dłonią innym, okazując im zainteresowanie, ciepło i serdeczność. Nie przekona to z pewnością wszystkich dzieci w klasie, ale pozwoli na zdobycie kilku godnych zaufania przyjaciół, odwzajemniających troskę i gotowych do udzielania wsparcia w trudnych chwilach.

Jeśli pomimo wielokrotnych rozmów, a także interwencji u wychowawcy (który powinien najlepiej orientować się jak nasze dziecko zachowuje się wobec innych), nie będziemy w stanie zmienić postawy swojej pociechy, nie wahajmy się skorzystać z pomocy psychologa. Szybka interwencja ułatwi zmianę myślenia i postępowania naszego dziecka, zanim utrwali ono negatywne nawyki.

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 5 października 2013

Jak pomóc dziecku w szkole? - część 2

Poprzedni wpis omawiał sposoby radzenia sobie w sytuacji,  w której dziecko głęboko przeżywa rozłąkę z rodzicem na czas zajęć szkolnych. Dzisiaj przejdę do kolejnej kwestii, która dla wielu dzieci i nastolatków jest problematyczna - chodzi o nadmiar obowiązków.

Jeśli nasza pociecha wraca ze szkoły zmęczona, niechętnie chodzi na zajęcia, a na samo wspomnienie o odrobieniu pracy domowej zalewa się łzami to znak, że dziecku należy pomóc. I nie poprzez wyręczanie go w szkolnych obowiązkach, ale w nauczeniu go organizacji i planowania czasu.

Jak to zrobić? Na pewno nie mówiąc dziecku "Czas ci ucieka między palcami, bo nie umiesz sobie ustalić priorytetów!". Musimy zaangażować się w pomoc i mieć na uwadze, że na początku będzie ona absolutnie niezbędna. Jednak gdy uda nam się przyzwyczaić dziecko do nowego sposobu radzenia sobie z obowiązkami, wystarczy, że od czasu do czasu będziemy mu asystować przy organizowaniu zajęć - nie na zasadzie sprawowania kontroli, a raczej poprzez okazanie przyjacielskiego zainteresowania.

pomoc dziecku w pracy domowej
Dzieci nie rodzą się z umiejętnością organizowania sobie czasu, nie wymagajmy więc od nich perfekcyjnego wywiązywania się z obowiązków. Zamiast tego, pokażmy im jak można ułatwić sobie wykonywanie trudnych zadań.

Organizowanie pracy

Przez pierwszy miesiąc skoncentrujmy się na tym, ile średnio prac domowych (i z jakich przedmiotów) odrabiać musi nasze dziecko i jak często organizowane są kartkówki czy sprawdziany. Zbierajmy te informacje, a następnie stwórzmy wspólnie z dzieckiem wykres, prezentujący wymagania poszczególnych nauczycieli. Łatwo zauważymy, że najwięcej "do domu" zadaje np. pani od polskiego, za to kartkówki najczęściej zdarzają się na matematyce.


Krok drugi - spytajmy dziecko o to, które przedmioty szkolne lubi najbardziej, a które najmniej (z tymi prawdopodobnie będzie miało największe problemy). Znów posłużmy się kartką papieru - narysujmy na niej dwa koła i poprośmy, by dziecko uzupełniło je kolorowymi wpisami:
  • pierwsze koło - przedmioty lubiane
  • drugie koło - przedmioty sprawiające trudności
Rysunek warto uzupełnić hasłami-skojarzeniami, odnoszącymi się do poszczególnych przedmiotów, np:
  • lubię język polski:
    - miła nauczycielka
    - ciekawe zajęcia
    - fajne historie w książkach
    - lubię pisać opowiadania
  • nie lubię matematyki:
    - boję się, że zostanę wezwany do tablicy
    - nie rozumiem zadań
    - nie umiem tak szybko jak inni rozwiązywać równań
    - źle radzę sobie z cyrklem
Mając przed sobą taką "Mapę myśli" od razu zorientujemy się w czym tkwi największy problem i nad którymi elementami musimy z dzieckiem popracować.

Krok trzeci - nauczenie dziecka organizowanie sobie dnia, po powrocie ze szkoły. Pierwszy plan (np. na cały semestr) musimy opracować wspólnie z naszą pociechą - absolutnie nie narzucajmy jej swojego zdania. Chodzi o to, by razem zastanowić się nad tym, jak najlepiej zorganizować czas, by dać sobie radę z obowiązkami. Kompromisem może być np. ustalenie, że:
  • po szkole dziecko je obiad i ma godzinę czasu na przyjemności;
  • potem odrabia pracę domową z przedmiotów, które sprawiają mu trudność (warto wpoić dziecku, że dobrze jest zaczynać od tego, czego nie lubimy, bo "na deser" zostają już dużo łatwiejsze zadania);
  • znów godzina przerwy i zabawa;
  • odrobienie pracy domowej z pozostałych przedmiotów;
  • pomoc w domu (starajmy się jak najwcześniej nauczyć dziecko, że pomaganie nam w pracach domowych to nie tylko obowiązek, ale i przyjemność, a także sposób na spędzenie razem czasu - np. podczas sprzątania zabawek czy zmywania naczyń po obiedzie, względnie wstawiania ich do zmywarki);
  • jeśli w planach na bieżący tydzień jest klasówka, warto poświęcić czas na przygotowanie się do niej (po trochu każdego dnia)
Tak długo, jak długo będzie to konieczne, wspierajmy dziecko w realizowaniu planu. Pomagajmy w zrozumieniu skomplikowanych zadań z matematyki (lub zaangażujmy korepetytora), wpajajmy dziecku jak istotna jest dobra organizacja czasu. Gdy wejdzie mu ona w nawyk, dużo łatwiej będzie radzić sobie z wywiązywaniem się z obowiązków - a przy okazji nauczy się, jak kategoryzowanie zadań potrafi ułatwić życie. A jest to wiedza, która przydaje się przecież nie tylko w szkole.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i stanowią rodzaj sugestii i wskazówek.

niedziela, 22 września 2013

Jak pomóc dziecku w szkole? - część 1

Nowy rok szkolny nie zawsze kojarzy się z czymś przyjemnym. Powrót do rutyny może oczywiście dawać radość tym maluchom, które dobrze czują się w towarzystwie koleżanek i kolegów z klasy i mają zaufanie do swoich nauczycieli. Co jednak zrobić w sytuacji, w której każde wyjście do szkoły wiąże się z płaczem i stresem tak silnym, że potrafi doprowadzić nawet do wymiotów? Najbliższe wpisy poświęcimy omówieniu sposobów, które mogą okazać się pomocne w rozwiązaniu poszczególnych problemów.

płacząca dziewczynka pocieszana przez mamę
Jeśli dziecko niechętnie wstaje do szkoły i na samą myśl o niej zalewa się łzami,
nie możemy tego ignorować licząc, że ten stan "sam przejdzie"

Przede wszystkim należy porozmawiać z dzieckiem. Spytajmy co najbardziej je przeraża i co wywołuje lęk. Powodów może być wiele:
  • odseparowanie od rodziców (co może być problematyczne dla najmłodszych)
  • nadmiar obowiązków
  • konflikt z nauczycielem lub nauczycielami
  • nieumiejętność nawiązania dobrych relacji z rówieśnikami, bycie "wyrzutkiem"
  • przemoc fizyczna lub psychiczna ze strony innych dzieci
Gdy poznamy przyczynę strachu naszego malucha, będziemy mogli rozpocząć działania mające na celu zmniejszenie lęku, a docelowo - sprawienie, że dziecko poczuje się w szkole bezpiecznie i przestanie kojarzyć ją wyłącznie z nieprzyjemnymi sytuacjami i zagrożeniem.

Odseparowanie od rodziców

To dość powszechny problem zwłaszcza u dzieci, które:
  • nie chodziły nigdy do przedszkola
  • są mocno zżyte ze swoimi rodzicami
  • pochodzą z rozbitej rodziny (rozwód rodziców może sprawić, że dziecko panicznie będzie bało się utraty z oczu drugiego rodzica, podświadomie obawiając się, że straci także i jego)
Jeśli choć jedna z powyższych sytuacji dotyczy naszej pociechy, powinniśmy rozpocząć od rozmowy z wychowawcą klasy i wyjaśnić problem. Dobry pedagog zatroszczy się o stworzenie przyjaznej atmosfery, zadba też o to, by bardziej żywiołowe i radosne dzieci, chętne do pomocy innym, dotrzymywały towarzystwa przestraszonemu maluchowi. Gorzej, gdy wychowawca zignoruje naszą prośbę lub dodatkowy kłopot stwarzać będą pozostali uczniowie (pamiętajmy, że dzieci dopiero uczą się empatii i jeśli nie wyniosły jej z rodzinnego domu, mogą mieć problem ze zrozumieniem zachowania naszej pociechy). W tej sytuacji warto udać się do pedagoga szkolnego z prośbą, o zainicjowanie zajęć mających na celu integrację grupy i wykształcenie w dzieciach pożądanych zachowań. Jeśli i to nie pomoże - warto skonsultować się na najbliższym zebraniu z innymi rodzicami i wspólnie zastanowić nad tym co zrobić, by wszystkie dzieci czuły się w klasie swobodnie i bezpiecznie. Brak zaangażowania szkoły nie musi oznaczać, że jesteśmy skazani na porażkę. Wiele poradni psychologicznych organizuje bowiem warsztaty, które pokazują dzieciom prawidłowe sposoby zachowania, zabawy, uczą je empatii, asertywności, ale i współpracy oraz opieki nad słabszymi maluchami.

Jeśli wszystkie sposoby zawiodą (brak zaangażowania ze strony szkoły i pozostałych rodziców) warto rozważyć zmianę środowiska. Nie szukajmy jednak innej najbliższej placówki, ale wiedząc już z jakimi problemami zmaga się nasze dziecko, zainteresujmy się szkołą prowadzoną zgodnie z zasadami Marii Montessori. Taka placówka daje niemal stuprocentową pewność, że nasze dziecko otoczone będzie opieką nie tylko ze strony nauczycieli, ale i innych uczniów (od przedszkola w dzieciach "montessoriańskich", zaszczepiana jest troska o słabszych, empatia, chęć niesienia pomocy, poszanowanie prywatności). Jeśli zatem nasze dziecko nie jest w stanie, pomimo podejmowanych przez nas działań, zaaklimatyzować się w "zwykłej" szkole, spróbujmy ze szkołą montessoriańską. Jest duża szansa, że maluch odnajdzie się w nowym środowisku i będziemy świadkami jego prawdziwego rozkwitu.

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 7 września 2013

Jak znaleźć dobrego psychologa?

Wcale nie jest to proste i piszę to z perspektywy właścicielki Poradni Psychologicznej. Trafiają do nas osoby, które już wcześniej poszukiwały pomocy i, wiele razy, niestety - zawiodły się.

Zawód psychologa nie jest prosty. Nie tylko musi on być świetnie wyszkolonym specjalistą w swojej dziedzinie, mieć doświadczenie w pracy z różnymi typami osób, ale jednocześnie mieć potrzebę niesienia pomocy innym ludziom. Jeśli tego zabraknie, niewielka jest szansa, że swoje losy powierzą mu zagubieni czy poszukujący bezpieczeństwa pacjenci.

Usłyszałam kiedyś słowa "Byłam u tej pani psycholog. Przyjmowała w swoim domu. Zażądała pieniędzy z góry, wciąż spoglądała na zegarek a na koniec wymusiła na mnie przystanie na układ, że jeśli umówię się z nią na spotkanie i nie przyjdę, to na kolejnej wizycie i tak będę musiała za tamto zapłacić. Bo ona sobie dla mnie rezerwuje czas". Przyznam, że ciężko było mi uwierzyć w tę historię, ale rozgoryczenie pacjentki było prawdziwe. Jak się okazało, nigdy więcej nie wróciła do tamtej terapeutki i szczerze przyznam, że na jej miejscu postąpiłabym chyba tak samo.

telefon do psychologa
Jeśli to możliwe, skontaktuj się z psychologiem telefonicznie, nie mailowo. Kontakt głosowy
wiele powie Ci o człowieku znajdującym się po drugiej stronie aparatu.

Jak zatem wybrać dobrego psychologa?

1. Zasięgnąć opinii znajomych - być może ktoś korzystał z pomocy terapeuty;
2. Poszukać informacji o polecanych psychologach w Internecie - na forach internetowych, stronach psychoterapeutów czy poradni psychologicznych;
3. Zapisać numery telefonów do tych osób, które wydadzą się nam najbardziej godne zaufania;
4. Zadzwonić do wszystkich - to wiele nie kosztuje, a ułatwi zorientowanie się czy:
  • osoba, która odebrała, sprawia wrażenie ciepłej, cierpliwej, wyrozumiałej;
  • czy jest zainteresowana naszym problemem, poświęca czas na zorientowanie się dlaczego szukamy pomocy;
  • nie zaczyna rozmowy od podania stawki za konsultację;
  • wzbudza w nas zaufanie;
  • nie wymaga natychmiastowego umówienia się na wizytę - pozwala nam zastanowić się i oddzwonić w innym terminie.
5. Po odbyciu rozmów telefonicznych, zaznaczmy te osoby na liście, które zrobiły na nas najlepsze wrażenie. Raz jeszcze poszukajmy informacji - teraz już konkretnie o nich, wpisując w wyszukiwarkę nie np. "polecany psycholog", ale podając imię i nazwisko terapeuty.
6. Umówmy się na wizytę do osoby, która zrobiła na nas najlepsze wrażenie. Często intuicja okazuje się najlepszym doradcą.

Myślę też, że dobrze jest szukać pomocy w Centrach Pomocy Psychologicznej. Nie wszystkie to oferują, ale niektóre
(w tym moja poradnia) pozwalają na wstępną konsultację telefoniczną i podpowiedź, do którego psychologa z konkretnym problemem najlepiej się zgłosić - można też poprosić o namiary na kilku z nich i wykonać do nich telefon - jeśli któryś wzbudzi nasze zaufanie, oddzwonić do poradni i umówić się na spotkanie. Mając na miejscu wybór kilku specjalistów, z pewnością można poczuć się mniej bezradnym i zwiększyć szansę na znalezienie tego, który pozwoli nam poczuć się bezpiecznie i opowiedzieć mu o swoich problemach.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 17 sierpnia 2013

Czy umiesz wypoczywać?

Wydawałoby się, że odpoczynek to rzecz banalnie prosta - a jednak wiele osób spytanych o to w jaki sposób się relaksuje odrywając od codziennych obowiązków, nie jest w stanie "z marszu" udzielić odpowiedzi. Co gorsza - nie wszyscy wiedzą jak się wyciszyć i naładować wewnętrzne "akumulatory". A przecież zachowanie równowagi pomiędzy pracą (czy to zawodową czy tą wykonywaną w domu) a relaksem, jest niezwykle ważne. Przede wszystkim dla naszej psychiki.

Warto nauczyć się wypoczywać, bo tylko właściwy sposób oderwania się od codzienności przyniesie pozytywny efekt. Niestety nie ma jednej uniwersalnej metody, która sprawdziłaby się w przypadku każdego z nas. Od czego zatem zacząć? Od zastanowienia się nad tym co sprawia nam przyjemność i pozwala odzyskać wewnętrzny spokój, 
a w konsekwencji - energię.

Często mówi się, że tylko aktywny wypoczynek może przynieść pozytywny efekt. Że najlepszym sposobem odzyskania sił po całym tygodniu pracy jest wyjście na basen, spacer czy na rower. Ale, choć ruch jest niewątpliwie potrzebny każdemu z nas, to nie w każdym przypadku rzeczywiście pozwoli wypocząć. Jeśli ktoś bowiem pracuje fizycznie, na samą myśl o spędzeniu weekendu na kolejnym fizycznym wysiłku (nawet w formie zabawy) może poczuć zniechęcenie
i frustrację. Jeśli woli spędzić czas wolny nad lekturą, rozwiązywaniem krzyżówek czy zwyczajnym wyjściu ze znajomymi na kawę - w porządku! Najważniejsze, by poczuć "To jest to, czego mi brakowało!".

To, co jedni uznaliby za dodatkowe (i wyczerpujące) zajęcie, innym może dodawać skrzydeł!

Są jednak i tacy, którzy zdążyli "zapomnieć" co sprawia im przyjemność. Gdy nadchodzi weekend lub czas urlopu, nie potrafią sobie znaleźć miejsca, wciąż myślą o obowiązkach zawodowych, a nawet czują się winni, że nie pracują. Takim osobom koniecznie należy uświadomić (i jest to w pierwszej kolejności rola najbliższego otoczenia), że mają prawo do wypoczynku! Jeśli nie wiedzą, co zrobić z czasem wolnym, warto zaproponować im rozłożenie przed sobą kartki papieru i sięgnięcie pamięcią do czasów, gdy wypoczywanie było dla nich czymś naturalnym. Kolejny krok to zapisanie wszystkich tych zajęć, które uda im się przypomnieć. Jeśli kiedyś przyjemnością była gra w badmintona, może warto do niej wrócić? A może frajdę sprawiało rysowanie, które pochłaniało całe godziny? Jeśli tak, czemu nie poszukać zajęć z rysunku, na których można by poćwiczyć swoje umiejętności i poznać ludzi z podobnymi zainteresowaniami?

Okazuje się, że wypoczywać można na naprawdę najróżniejsze sposoby. Są tacy, dla których największą przyjemnością jest wygospodarowanie czasu na śpiewanie (niekoniecznie pod prysznicem), inni relaksują się uprawiając ogródek (choćby skromny, na własnym balkonie), a jeszcze inni "czują, że żyją" dopiero po rzetelnych ćwiczeniach fizycznych na siłowni.

A zatem: czy umiesz wypoczywać? Czy przypadkiem nie tracisz czasu wolnego na surfowaniu po Internecie, które służy tylko "zabiciu czasu", ale nie pozwala na odzyskanie energii? Warto zastanowić się nad tym, co naprawdę nas uszczęśliwia. Bo tylko wykonywanie czynności, które są dla nas przyjemnością, pozwala faktycznie odpocząć
i przygotować się do wyzwań czekających na nas kolejnego dnia.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 3 sierpnia 2013

Sześciolatek w szkole

Został niecały miesiąc na podjęcie decyzji czy swoje sześcioletnie dziecko zapisać do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Wielu rodziców ma obawy czy ich pociecha rzeczywiście jest gotowa na to, by rozpocząć naukę wśród rówieśników, ale i starszych dzieci.

Przeskok z przedszkola do szkoły może wydawać się rzeczywiście przerażający, pojawia się poczucie, że odbierzemy maluchowi jeden dodatkowy rok swobody i dzieciństwa, że "to jeszcze za wcześnie". Takie pytania są naturalne i fakt, że pojawiają się w głowach rodziców świadczy wyłącznie o ich odpowiedzialności i trosce o dziecko. Ale kolejnym krokiem jest próba znalezienia odpowiedzi na te pytania.

Sześciolatki nie muszą siedzieć w szkolnych ławkach - warto poznać
ofertę szkoły i pomysł dyrekcji na zaangażowanie najmłodszych

Pamiętajmy, że każde dziecko jest inne. Nie ma dwóch takich samych sześciolatków, dziesięciolatków, nie ma nawet dwójki takich samych dorosłych. Każdy człowiek ma unikalne cechy, predyspozycje, u każdego kształtuje się wyjątkowy charakter.

Niektóre dzieci nie przepadają za towarzystwem - lepiej czują się, gdy są same lub wyłącznie z dobrze sobie znanymi osobami. Wtedy łatwiej się koncentrują na zajęciach (czy jest to układanie klocków czy malowanie farbami). Inne garną się do rówieśników i to w ich towarzystwie najlepiej się rozwijają. Uczą się nawiązywania kontaktów, asertywności, empatii. Może się jednak okazać, że dotychczasowy "samotnik" odnajdzie się w szkole i stanie się duszą towarzystwa. Zaś dziecko, które w przedszkolu wręcz przewodziło grupie, po przejściu do pierwszej klasy stanie się onieśmielone nowym miejscem i nowymi koleżankami i kolegami.

Rodzice nie są w stanie przewidzieć, jak potoczą się losy ich dziecka w szkole. To oczywiste - nikt przecież nie jest jasnowidzem. Ale warto zadać sobie trud sprawdzenia, co dla ich pociechy może być najlepsze: kolejny rok z dala od szkoły czy też stopniowe wdrażanie malucha w środowisko szkolnej edukacji. Pomóc w tym może psycholog dziecięcy, który na podstawie rozmów z dzieckiem i rodzicami, a także obserwacji, będzie w stanie ocenić czy jest ono gotowe na rozpoczęcie szkolnej przygody czy też lepiej by było, gdyby do pierwszej klasy poszło dopiero za 12 miesięcy.

Zachęcamy Państwa do skorzystania z oferty poradni psychologicznej STRUMIEŃ i do kontaktu z naszymi psychologami dziecięcymi. Wspólnie odkryjmy potencjał Państwa dziecka i zastanówmy się, jakie rozwiązanie będzie dla niego najlepsze - pamiętając, że każdy z nas jest inny i ma inne potrzeby.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 20 lipca 2013

Jak pokonać stres?

O stresie pisałam na tym blogu bardzo dużo, ponieważ często to on leży u podłoża różnych zaburzeń emocjonalnych. Niestety współcześnie ciężko jest nie odczuwać stresu, ponieważ jest on nieodłączną częścią naszego życia. Towarzyszy nam w pracy, w domu, w podróży (zwłaszcza, gdy stoimy w korkach). Ciągły pośpiech i denerwowanie się "czy zdążę" oraz nadmiar obowiązków, nie sprzyjają wyciszeniu. Dlatego tak wiele osób, gdy trafia do lekarza pierwszego kontaktu (z somatycznymi dolegliwościami wywołanymi przez, mówiąc kolokwialnie, zszargane nerwy), jedynie uśmiecha się z politowaniem na zalecenie "I proszę ograniczyć sytuacje stresujące".

Na szczęście w walce o wewnętrzny spokój nie jesteśmy tak osamotnieni i z góry skazani na porażkę, jak mogłoby się wydawać. O ile bowiem nie damy rady wyeliminować wszystkich zewnętrznych czynników, które wpływają na nas destrukcyjnie, o tyle możemy stworzyć własne sposoby i mechanizmy obronne. Do wyboru mamy ich kilka i, co najważniejsze, nie są to "uspokajacze" farmakologiczne!

1. Medytacja

Nie dla wszystkich ten sposób jest dobry, ale warto kilka razy spróbować, zanim uznamy ją za stratę czasu. Wystarczy ćwiczyć kilkanaście minut dziennie, a w razie powodzenia, przedłużać stan medytacji np. do 30 minut.

Na medytację warto poświęcić każdą wolną chwilę.

Do medytowania nie potrzebujemy tak naprawdę wiele. Wystarczy spokojne miejsce, w którym moglibyśmy usiąść po turecku i odciąć się od świata zewnętrznego (prawidłową postawą byłby kwiat lotosu, ale nie wszyscy jesteśmy tak wygimnastykowani - poza tym medytacja nie musi od razu oznaczać konieczności uprawiania yogi. Chodzi nam przede wszystkim o relaks i wyciszenie). Jeśli w domu ciężko o ciszę, pomogą stopery wkładane do uszu i opaska na oczy, które w dużym stopniu wytłumiają docierające do nas dźwięki i światło.

Sposobów medytowania jest wiele, podam jednak ten, który najczęściej wybierają pacjenci mojej poradni psychologicznej:

Krok 1: zamykamy oczy, rozluźniamy napięte mięśnie. Pozwalamy jeszcze płynąć myślom, skupiamy się jednak na tym, by się zrelaksować. Niektórym pomaga wyobrażenie rozleniwionego kota (w stanie głębokiego relaksu przypomina on wręcz szmacianą lalkę, tak jakby żaden mięsień w jego ciele nie był napięty).
Krok 2: Gdy uda nam się rozluźnić ciało, zaczynamy koncentrować się na oddechu. Odsuwamy od siebie myśli - nie jest to proste, ale przy odpowiednich ćwiczeniach naprawdę można to osiągnąć! Staramy się obserwować swój oddech, ale go nie kontrolować. Z czasem stanie się on krótszy, spokojniejszy.
Krok 3: Na tym etapie powinniśmy być już wolni od myśli. Jeśli jednak zaczną one znów pojawiać się w naszej głowie, wracamy do poprzedniego etapu. Gdy ponownie je wyciszymy, korzystajmy z błogiego stanu, w jakim się znajdziemy - wolni od własnego ciała, od gonitwy myśli, od napięcia i stresu.

2. Wysiłek fizyczny

A zatem przeciwieństwo pierwszej metody :) Ruch powoduje nie tylko rozładowanie napięcia (a zatem uwolnienie się od stresu), ale wzmaga też produkcję endorfiny, nazywanej "hormonem szczęścia". I choć może się okazać, że rozpoczęcie ćwiczeń fizycznych nie przyjdzie nam z łatwością, to jeśli już damy się w nie "wciągnąć", z trudem będziemy mogli się od nich oderwać! Ważne jest jednak, by znaleźć taki sposób na ruch, który będzie nam odpowiadał. Nie każdy musi być fanem biegania czy pływania, tak samo jak nie każdy będzie czuł się dobrze np. na siłowni. Ale metod jest wiele! Wyjście na rower, energiczne spacery czy choćby zakup tzw. sportowego hula hoop mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Można też wyciągnąć zakurzone od dawna rakietki do badmintona lub umówić ze znajomymi na rolki czy grę w koszykówkę. Z pomocą przyszli nam nawet producenci gier, którzy wydali kilka tytułów zmuszających nas do ruchu. "Dance Central" na XBoxa360, "Dance Dance Revolution" na PlayStation i PC to tylko dwa z wielu przykładów. Nieważne, którą opcję się wybierze. Najważniejsze, to po prostu zacząć się ruszać!

3. Hobby

Oddanie się swojej pasji znacznie obniża stres i poprawia samopoczucie. Nie wstydźmy się tego, że od czasu do czasu lubimy usiąść przy grze komputerowej, śpiewać pełną piersią czy "dłubać" w ziemi. Jeśli już zapomnieliśmy jakie rzeczy sprawiały nam kiedyś frajdę, cofnijmy się do czasów, które wspominamy najlepiej. Czym się wtedy zajmowaliśmy? Czy były to spotkania ze znajomymi? A może kursy rysunku, które porzuciliśmy z braku czasu? Może spacerowanie po księgarniach lub bibliotekach w poszukiwaniu ciekawych książek? Odkryjmy swoje pasje na nowo, "odkurzmy" je i postarajmy się poświęcić im choć 2-3 godziny w tygodniu. Nie tylko zmniejszymy poziom stresu, ale też "naładujemy akumulatory" na pozostałe dni.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 6 lipca 2013

ADHD - epidemia czy problem, któremu w dużej mierze sami jesteśmy winni?

ADHD to "zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi", którego podłoża doszukuje się w uwarunkowaniach genetycznych. Według naukowców, dotyka on nawet do 8% dzieci w wieku wczesnoszkolnym, tzn. pomiędzy 6 a 9 rokiem życia. Niektórzy eksperci twierdzą, że objawy wyciszają się z wiekiem, choć nie u wszystkich zanikają one całkowicie.

                                                                             źródło nspt4kids.com via Sharon on Pinterest


O ADHD zrobiło się głośno pod koniec lat 90-tych XX-ego wieku, a wiek XXI przyniósł wiele publikacji związanych z tym zaburzeniem. Zapanowała "moda" na ADHD - niemal każde żywotne dziecko, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, traktowano jako dotknięte chorobą. Szybko stawiano diagnozę i przepisywano leki, mające na celu wyciszenie młodego człowieka i ułatwienie mu skoncentrowania uwagi - zwłaszcza w czasie szkolnych zajęć.

Jakie, według naukowców, są objawy ADHD? Jest to naprawdę pokaźna lista, której warto przyjrzeć się bliżej:
  • ciągła aktywność ruchowa, nieumiejętność "usiedzenia w miejscu"
  • problemy z mową (rozwój jest zbyt wolny lub zbyt szybki)
  • problemy ze snem
  • problemy z jedzeniem (nieumiejętność skupienia uwagi na posiłku)
  • trudności w szkole (związane z koniecznością siedzenia w ławce przez 45 minut)
  • fantazjowanie, bujanie w obłokach
  • nadmierna impulsywność
  • gadulstwo
  • nieumiejętność wyciągania wniosków z popełniania błędów oraz oceny swojego zachowania
  • problemy w nawiązywaniu prawidłowych relacji z rówieśnikami (napastliwość, chęć przewodzenia w grupie za wszelką cenę, realizowanie celu poprzez agresywne zachowanie)
  • problemy z kontrolowaniem emocji
Rzeczywiście można uznać, że wygląda to dość niepokojąco, jednak zanim postanowimy zaprowadzić dziecko do lekarza i poprosić o przepisanie leków uspokajających, zastanówmy się skąd może wynikać przynajmniej część wymienionych powyżej problemów.

Bombardujemy nasze dzieci informacjami

Sir Ken Robinson, uznany na całym świecie specjalista od edukacji, mówi wprost: od najmłodszych lat nasze dzieci otaczane są przez media, które dostarczają im tysięcy informacji. Już kilkulatki, z natury ruchliwe i ciekawe świata, radzą sobie z obsługą tabletów czy iPodów, przeglądają Internet, oglądają telewizję. Gdy są wręcz bombardowane danymi z różnych źródeł, trudno dziwić się, że mają kłopot ze skupieniem uwagi na tylko jednym z nich. Problem nasila się, gdy dziecko idzie do szkoły i nagle zmuszone jest do koncentrowania się wyłącznie na zajęciach - podczas gdy poza szkołą czeka ten niezwykły świat, zarówno realny, jak i wirtualny! Jeśli przez lata maluch był przyzwyczajony do eksplorowania tych dwóch światów, a z trudnych do zrozumienia dla niego przyczyn zostaje zamknięty na 45 minut w sali, w której nie dzieje się nic ciekawego (z jego punktu widzenia), szuka czegoś, co go zainteresuje. Wyciąga komórkę, zaczyna bujać w obłokach, zaczepiać inne dzieci lub wyszukiwać dla siebie inne zajęcia. Nie może usiedzieć w miejscu.

123RF Zdjęcie Seryjne

Sir Ken Robinson zauważa, że ADHD najczęściej diagnozuje się w krajach wysoko rozwiniętych. Takich, w których dzieci od urodzenia mają dostęp do technologii i gdzie ich uwaga rozpraszana jest od najmłodszych lat - niejako na nasze własne życzenie. W tych regionach USA, w których ww. dostęp jest ograniczony, przypadków ADHD jest nawet o kilkadziesiąt procent mniej niż w pozostałych!

Czy zatem ADHD to fikcja?

Z pewnością nie. Ale nie u każdego nadpobudliwego dziecka ono występuje. Największa "grupa ryzyka" (6-9 lat) zawsze była bardziej żywotna i trudna do "upilnowania" w stosunku do dzieci starszych. Sześciolatki odkrywają świat, chcą wszystkiego dotknąć, spróbować, zadają mnóstwo pytań - tak było zawsze. Teraz jednak dodatkowe bodźce sprawiają, że ta wrodzona ciekawość przybiera na sile. Dziecko nie jest w stanie zaabsorbować wszystkich informacji - przeciążony umysł może prowadzić zatem do problemów z zasypianiem - dziecko wciąż analizuje zebrane dane, a w głowie pojawiają się kolejne pytania.

Czy Twoje dziecko rzeczywiście ma ADHD?

Dzieci i nastolatki cierpiące na "zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi", nie potrafią skupić się na niczym dłużej, niż przez kilka/kilkanaście minut. Szybko porzucają zajęcia i szukają czegoś nowego, nie są w stanie poświęcić się w pełni żadnej czynności. A jednak są takie dzieci, które (choć zdiagnozowano u nich ADHD) bez problemu są w stanie skoncentrować się na określonym zajęciu i spędzać przy nim... wiele godzin! Jeśli znajdą swoją pasję, prawdziwe zainteresowanie, bez kłopotu zapominają o wszystkich rozpraszających je bodźcach i koncentrują się na malowaniu, grze na gitarze czy czytaniu książek. Jeśli i Twoje dziecko ma swoje ulubione zajęcie, nad którym potrafi bez trudu się skupić, warto zabrać pociechę do innego lekarza i skonfrontować diagnozę mówiącą o ADHD.

Zanim zaczniemy podawać leki na uspokojenie...

Jeśli podejrzewasz, że Twoje dziecko (lub wychowanek, uczeń Twojej klasy) cierpi na zespół nadpobudliwości ruchowej, nie zaczynaj od wizyty u lekarza z prośbą o przepisanie recepty. Skonsultuj się z psychologiem, pozwól mu poobserwować dziecko i z nim porozmawiać. O tym, że warto to zrobić, świadczy choćby przypadek Gillian Lynne (opisany przez sir Kena Robinsona), która współtworzyła takie musicale jak "Koty" czy "Upiór w Operze", opracowując dla nich choreografię.

Gillian Lynne (źródło: http://www.ballerinagallery.com/pic/lynne01.jpg

Jako dziecko Gillian miała problem ze skupieniem uwagi. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, a jej nauczyciele sugerowali, że jest opóźniona w rozwoju i konieczne jest przeniesienie jej do szkoły specjalnej. Matka Gillian zabrała ją do psychologa, który na szczęście szybko zrozumiał, co "dolega" dziewczynce. Wystarczyło zostawić ją na chwilę samą w pokoju, z włączonym radiem. Mała natychmiast zaczęła poruszać się w rytm muzyki, a psycholog powiedział do jej matki: "Pani Lynne, Gillian nie jest chora. Ona jest tancerką. Proszę zabrać ją do szkoły tańca."

Zanim zdecydujemy się "wyciszyć" nasze dzieci, zadajmy sobie trud sprawdzenia, z czego wynikają ich problemy. Kto wie ile maluchów rocznie, takich jak Gillian, nie dostaje swojej szansy tylko dlatego, że łatwiej jest przepisać im lek, niż zadać sobie trud odkrycia ich potencjału?

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 22 czerwca 2013

Pograniczne zaburzenie osobowości

Znane również jako "osobowość chwiejna emocjonalnie" czy "osobowość borderline" może być czasem mylona z chorobą afektywną dwubiegunową. W obu tych zaburzeniach występują bowiem okresy gwałtownych zachowań, lęku i epizodów depresyjnych. Jeśli jednak bliżej przyjrzymy się zaburzeniu określanym jako "borderline" zauważymy istotne różnice pomiędzy nim a ChAD.

Niepewność siebie i wieczna pustka

Osoby cierpiące na pograniczne zaburzenie osobowości odczuwają wiele emocji, które prowadzą często do autodestrukcyjnych zachowań. Przeżywają silne wyrzuty sumienia, dręczy ich poczucie winy, a jednocześnie często sami prowokują sytuacje, w wyniku których dochodzi do uwolnienia wspomnianych wyżej negatywnych emocji.

borderline
123RF Zdjęcie Seryjne
Chory często czuje się, jakby balansował na cienkiej linie, raz przechylając się w jedną, raz w drugą stronę. Nigdy nie jest pewny swojego kolejnego kroku, nie wie czego spodziewać się po sobie, ale nie wie też, czego może spodziewać się po innych.


Osobowość bordeline wyróżniają:
  • wahania nastroju
  • napady silnej złości i gniewu
  • niestabilny obraz samego siebie
  • trudne i nacechowane silnymi emocjami związki z innymi ludźmi (z jednej strony istnieje potrzeba bycia blisko ludzi, z drugiej pojawia się obawa przed zranieniem i odepchnięciem)
  • silny lęk przed odrzuceniem
  • działania autoagresywne (nadużywanie alkoholu, narkotyków, leków, samookaleczanie się, anoreksja)
  • uczucie pustki w życiu
  • powtarzające się w różnych odstępach czasu napady lęku bliskiego odczuwaniu paniki (trwające od kilku godzin do kilku dni)
  • paranoiczne myślenie
  • wystawianie bliskich "na próby" cierpliwości
  • nieumiejętność "samouspokojenia" w sytuacji stresującej
  • depresja
Nie u każdego z osobowością borderline muszą wystąpić wszystkie wskazane powyżej objawy. Wspólne dla chorych jest jednak doświadczenie w dzieciństwie traumy, która mogła wywołać chorobę (eksperci wciąż nie są zgodni co do powodów występowania pogranicznego zaburzenia osobowości, niektórzy wskazują na brak równowagi chemicznej w mózgu). Trauma ta mogła mieć podłoże fizyczne, seksualne lub emocjonalne, wynikać z zaburzonych relacji z jednym lub obojgiem rodziców. Takim trudnym przeżyciem mógł być zatem ich rozwód, śmierć lub zaniedbania jakich dopuszczali się względem swojego dziecka.

Emocje z wczesnego okresu zakorzeniają się i pierwsze symptomy zaburzenia osobowości, można dostrzec już w dzieciństwie, jednak najsilniej borderline daje znać o sobie po dwudziestym roku życia. Wówczas chorzy zaczynają wchodzić w skomplikowane związki, przepełnione z jednej strony namiętnością, a z drugiej ciągłą obawą o porzucenie. W efekcie dochodzi do burzliwych konfliktów, z których jeden okazuje się przełomowy i kończy relację. Często to chory pierwszy rezygnuje z walki o związek (woli odejść niż zostać porzuconym).

Metody leczenia

Ogromną rolę odgrywa tu psychoterapia, ale również farmakologia może znacznie ułatwić życie osoby z typem osobowości borderline. Leki są w stanie przynieść ukojenie i wyciszenie w napadach panicznego lęku, a stabilizatory "wyrównują" chwiejną osobowość, dzięki czemu komfort życia chorego ulega znacznej poprawie. Psychoterapia z kolei pozwala dotrzeć do źródła problemu, "rozprawić się" z wydarzeniami z przeszłości i nauczyć wypracowywania nowego modelu zachowań, pokonywania lęków i cieszenia się życiem.

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 8 czerwca 2013

Hipochondria

Hipochondryków, osoby które w nadmiernym stopniu wsłuchują się w swoje ciało i doszukują się w nim rozwijających się (i zwykle poważnych) chorób, często traktujemy pobłażliwie. Mówimy "Znów sobie coś wymyślił" albo "No, to teraz na co chorujesz?". Również samą hipochondrię wiele osób sprowadza do poziomu błahostki i gdy ktoś w towarzystwie wspomni, że kiepsko się czuje, może usłyszeć w odpowiedzi "Oj nie bądź taki hipochondryk!".

Tymczasem hipochondria jest poważną chorobą emocjonalną, która niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw i która w znacznym stopniu obniża komfort życia osoby nią dotkniętej.

źródło: 123RF.com

Hipochondrycy zwykle skupiają się na chorobach bezpośrednio zagrażających życiu. Każdy ból brzucha odczytują jako raka żołądka, kaszel oznacza dla nich raka płuc, a wysypka na skórze staje się wstępem do toksyczno-rozpływnej choroby naskórka. Ból głowy to sygnał tętniaka lub guza mózgu - wymieniać można w nieskończoność. Hipochondryk usiłuje często samodzielnie potwierdzić własną diagnozę, a w ostatnich latach dostęp do publikacji medycznych ma wyjątkowo ułatwiony. Przegląda więc sieć i czyta blogi, posty na forach, komentarze w serwisach poświęconych konkretnym chorobom i utwierdza się w przekonaniu, że jego życie jest zagrożone. Tymczasem kolejni lekarze odsyłają go z kwitkiem mówiąc, że nic mu nie dolega, a wyniki badań są prawidłowe. Czy to uspokaja hipochondryka? Zazwyczaj nie (szuka innego lekarza) lub na krótko - do czasu zdiagnozowania u siebie kolejnej choroby.

Ból jest realny

Hipochondrycy odczuwają prawdziwy ból fizyczny i często rzeczywiście ich objawy somatyczne mogłyby wskazywać na chorobę, na którą - jak sądzą - zapadli. Siła sugestii jest tak potężna, że jest w stanie spowodować nawet paraliż.

Skąd bierze się ta choroba?

Hipochondria ma wiele podłoży, najczęściej jednak spotkać można się z dwoma:
1. Potrzeba zwrócenia na siebie uwagi - wielu hipochondryków dorastało w rodzinach, w których nadmiernie skupiano na się na zdrowiu. Dziecko, obserwując zachowanie starszych, automatycznie zaczyna je przejmować i zakorzenia się w nim przeświadczenie, że jedyny sposób zamanifestowania swojej obecności, to choroba. Z czasem to uczucie ugruntowuje się w jego podświadomości i, już jako osoba dorosła, nie jest nawet w stanie powiązać swoich wyimaginowanych lęków z przeżyciami z dzieciństwa. I w większości przypadków hipochondria to wołanie o pomoc, nie chęć bycia "pępkiem Wszechświata", jak mogą sądzić niektórzy.
2. Manifestacja lęku - osoba cierpiąca na hipochondrię przeżywa silny lęk emocjonalny, z którym nie umie sobie poradzić. Podświadomie "maskuje" go i zastępuje fizycznymi dolegliwościami. Skupia swoją uwagę na chorobach, uciekając od sedna problemu.

Życie z hipochondrią nie jest proste, szczególnie dla osób zdających sobie sprawę z tego, że ich skupienie na zdrowiu wymyka się spod kontroli. Tacy ludzie z jednej strony wyszukują u siebie dolegliwości, z drugiej wstydzą się mówienia o nich lekarzowi. Są w ciągłym konflikcie ze sobą, zastanawiają się czy rzeczywiście coś się wydarzyło, czy coś im dolega czy też kolejny objaw to tylko efekt strachu przed faktycznym zachorowaniem?

Zagrożenia

Hipochondrycy nie tylko powodują, że otoczenie zaczyna lekceważyć ich obawy związane ze stanem zdrowia i tym samym przestaje reagować nawet w sytuacji faktycznego zagrożenia ich życia, ale często eksperymentują z lekami na własną rękę. Skoro lekarze nie są w stanie im pomóc, zaczynają samodzielnie się "leczyć". Bywa, że łykają kilkanaście (lub więcej) tabletek na dobę - zwykle dostępnych bez recepty. Mieszają ze sobą multiwitaminy, preparaty wzmacniające, przeciwbólowe, przeciwzapalne. Uzależniają się od tych środków i często doprowadzają swój organizm do ruiny.

Hipochondrię można wyleczyć

Farmakologia i psychoterapia zwykle są w stanie powstrzymać rozwój choroby, a z czasem całkowicie ją wyleczyć. Dobrze dobrane leki przeciwlękowe powodują, że hipochondryk jest w stanie się uspokoić, a jego myśli nie krążą obsesyjnie wokół tematu zdrowia. Psychoterapia z kolei pozwala odnaleźć źródło problemu i zmierzyć się z nim. Po wygranej walce pozostaje już wyłącznie czerpanie radości z życia.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 25 maja 2013

Choroba afektywna dwubiegunowa

Dziś poruszę temat niezwykle trudny, ponieważ i schorzenie, o którym będę pisać, jest wyjątkowo skomplikowane. Ten post z całą pewnością nie wyjaśni wszystkich problemów dotyczących CHAD (zwanej też psychozą maniakalno-depresyjną), ale spróbuję przybliżyć czytelnikom tego bloga jej charakterystykę.

                                                               źródło: jacobmichaelwhite.hubpages.com via Jake on Pinterest


Ze skrajności w skrajność


Choroba afektywna dwubiegunowa jest niezwykle trudna do zdiagnozowania. Miewa okresy całkowitego wyciszenia, po czym wraca, często z nasilonymi objawami.

Charakterystyczne w CHAD jest przeplatanie się dwóch skrajnych epizodów:
  • depresji
  • i tak zwanej manii
Chory tygodniami może wykazywać objawy charakterystyczne dla depresji - brak apetytu, brak chęci do życia (nawet podejmowanie prób samobójczych), nieumiejętność znalezienia w sobie siły do wykonywania najprostszych czynności, widzenie świata w ciemnych barwach. Jeśli taka osoba trafi do psychiatry, z dużym prawdopodobieństwem usłyszy, że cierpi na depresję i otrzyma odpowiednie leki. Niestety nie przyniosą one skutku, ponieważ leczenie CHAD polega na zupełnie innych sposobach walki z chorobą, o czym napiszę za chwilę.

Po okresie złego samopoczucia, następuje nagła poprawa nastroju. Lekarz prowadzący może odczytać ją jako działanie przepisanych leków i uznać, że wszystko jest na dobrej drodze. Jeśli nie przeprowadzi dokładnego wywiadu, może utwierdzić się w tym błędnym przekonaniu. Poprawa nastroju w chorobie afektywnej dwubiegunowej, nie jest bowiem zwykłym polepszeniem samopoczucia. Chory wchodzi w stan manii.

Radość? Nie. Euforia.

W stanie manii, chory ma poczucie absolutnego braku ograniczeń. Czuje nadludzki wręcz przypływ sił, cały czas jest w znakomitym nastroju. Wpada na mnóstwo pomysłów, które często bez zastanowienia realizuje (np. wydaje wszystkie oszczędności na sportowy samochód). Przestaje sypiać, ponieważ twierdzi, że nie czuje senności i sen wcale nie jest mu potrzebny - przecież czuje się świetnie! Nawiązuje nowe znajomości, które często kończą się przygodnym seksem.

Zapanowanie nad chorym, który przechodzi epizod manii, jest niezwykle trudne. Często najbliższe mu osoby nie są w stanie powstrzymać osoby cierpiącej na CHAD przed ryzykownymi zachowaniami. Pilnowanie chorego jest ponad ich siły - a kontrola jest niezbędna przez całą dobę.

Powrót do normalności. Na chwilę.

Po epizodzie manii może na nowo pojawić się epizod depresyjny, może też nastąpić wyciszenie choroby. Długość trwania poszczególnych epizodów bywa różna i może być inna u każdego chorego. Zdarzają się epizody trwające kilka dni, ale także takie, które ciągną się tygodniami. Także nasilenie objawów nie jest u każdego takie samo, dlatego też początek choroby afektywnej dwubiegunowej dość łatwo można przeoczyć. Zwłaszcza, że wyróżnia się dodatkowo aż kilka typów tego zaburzenia:
  • typ pierwszy – objawy depresyjne i maniakalne o dużym nasileniu i kilkumiesięcznym czasie trwania (CHAD I)
  • typ drugi – objawy depresji i hipomanii trwające do trzech tygodni (CHAD II)
  • rapid cycling – w ciągu roku występują co najmniej cztery różne epizody zaburzeń afektywnych
  • ultra rapid cycling -w ciągu roku występuje kilkanaście epizodów zaburzeń afektywnych
  • typ sezonowy – epizody depresji występują w okresie jesienno-zimowym; epizody manii w okresie wiosenno-letnim
Jak wygląda leczenie?

Osoby dotknięte CHAD otrzymują tzw. stabilizatory, leki mające jak najdłużej utrzymać ich zachowanie w granicach normy i nie dopuścić do wystąpienia poszczególnych epizodów. Zarówno rodzaj stabilizatora jak i dawka, ustalana jest zawsze indywidualnie. Niestety jak dotąd nie odkryto leku, który w 100% byłby w stanie wyleczyć chorobę afektywną dwubiegunową, możliwe jest tylko łagodzenie jej przebiegu.

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 18 maja 2013

Uzależnienia

Gdy słyszymy hasło "uzależnienie", często przed oczami staje na obraz alkoholika czy narkomana. Rzadziej - osoby palącej. Ale uzależnionym można być tak naprawdę od wszystkiego: seksu, Internetu, robienia zakupów. A powód popadnięcia w nałóg jest zwykle taki sam w każdym przypadku - wykonywana czynność coś nam rekompensuje, wypełnia uczucie wewnętrznej pustki. Czym spowodowanej? Tu już sprawa jest indywidualna.

                                                                        źródło: recoveryconnection.org via Prescription on Pinterest


Przyzwyczajenie, nawyk czy uzależnienie?

Fakt, że jakąś czynność wykonujemy często i z przyjemnością (np. gramy w ruletkę w kasynie) nie oznacza jeszcze, że jesteśmy uzależnieni. Jeśli bez trudu potrafimy zająć myśli czymś innym, a do wspomnianego zajęcia powrócić po jakimś czasie - wszystko jest w porządku. Jeżeli jednak nasze myśli zaczynają coraz częściej krążyć wokół jednego tematu, czujemy się poirytowani gdy nie jesteśmy w stanie zrealizować naszej potrzeby (np. napić się alkoholu, zapalić papierosa czy skorzystać z Internetu) wówczas możemy już mówić o uzależnieniu.

Czy to choroba?

Tak - uzależnienie jest chorobą, w której decydującą rolę odgrywa psychika. Jednak i ciało reaguje na uzależnienie. Gdy potrzeba jest zaspokajana, chory może odczuwać stany euforyczne, czuje się rozluźniony, ma wrażenie poczucia bezpieczeństwa. Gdy jednak zostanie pozbawiony możliwości realizacji tej konkretnej potrzeby, czuje złość, frustrację, staje się niespokojny, a czasem agresywny. Zwłaszcza w trudnej sytuacji są osoby uzależnione od takich używek jak narkotyki, alkohol czy niektóre leki (brane "rekreacyjnie") - ich ciało domaga się substancji, do otrzymywanie której zostało przyzwyczajone, a gdy go nie otrzymuje, pojawiają się często bóle głowy, dreszcze, zimne poty czy ogólne osłabienie.

Sposób na życie


Niestety uzależnienia stają się często sposobem na radzenie sobie w życiu. Rozpoczęcie dnia od tabletki przeciwbólowej lub uspokajające, kieliszka wódki itp. pozwala na chwilę "zaczarować" rzeczywistość, wprowadzić wewnętrzny spokój. Taki nawyk szybko może przerodzić się w trudne do zwalczenia uzależnienie, ponieważ chory będzie przekonany, że jedynie jego sposób na stres pozwoli mu jakoś "przebrnąć przez dzień". Bez niego czuje się niespokojny i niespełniony, czuje pustkę wymagającą natychmiastowego zapełnienia.

Niestety uzależnienia, zwłaszcza od leków i alkoholu, często ze sposobu na życie zmieniają się w sposób... na śmierć. Chory sięga po coraz silniejsze dawki, ponieważ dotychczasowe przestały już na niego działać. Eksperymentuje, mieszając różne specyfiki. W ten sposób tworzy zabójcze dla siebie kombinacje, które mogą skończyć się naprawdę tragicznie (wystarczy przypomnieć sobie głośne sprawy przedawkowania leków wymieszanych z alkoholem, które, choćby w przypadku Whitney Houston, skończyły się dramatycznie).

Czas na zmianę

Z uzależnienia, bez względu na to jaką przyjmuje ono formę, można na szczęście wyjść. W większości przypadków konieczna jest psychoterapia, ponieważ tylko poznając swoje prawdziwe potrzeby uda nam się pokonać uzależnienie. Zaczniemy realizować to, co naprawdę jest dla nas ważne i istotne, zamiast zapełniać wewnętrzną pustkę substytutami tego, czego rzeczywiście potrzebujemy.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!


sobota, 11 maja 2013

Zaburzenia odżywiania - fakty i mity

Choć o anoreksji i bulimii mówi się coraz głośniej i, przynajmniej w teorii, świadomość społeczna i wyczulenie na te problemy wzrosły, to wciąż tak naprawdę wiele osób nie zdaje sobie sprawy z powagi tych zaburzeń. A także - z ich różnorodności.

Co wiemy o zaburzeniach odżywiania?

Pierwsze skojarzenie to "anoreksja" czyli "jadłowstręt". Drugie - "bulimia" (objadanie się, a następnie prowokowanie wymiotów). Kolejne skojarzenie dotyczy grupy osób, których zaburzenia dotyczą - dziewczęta w wieku dojrzewania.

Na ile powyższe skojarzenia są prawidłowe? Sprawdźmy.

                                                                         źródło: Uploaded by user via Jill on Pinterest


1. Zaburzenia odżywiania to wyłącznie dwie choroby: anoreksja i bulimia

To mit. Epizody anoreksji mogą bowiem przeplatać się z napadami bulimicznymi i wówczas nie można zaklasyfikować takich zaburzeń ani do jednej, ani do drugiej grupy - choć zaburzeniami odżywiania niewątpliwie są i wymagają leczenia.

Dodatkowo w ostatnich latach pojawiły się nowe ED (z angielskiego "eating disorders" czyli właśnie "zaburzenia odżywiania").

Orotoreksja to obsesja na punkcie zdrowej żywności. Osoba chora tak komponuje posiłki, by znalazły się w nich wyłącznie zdrowe produkty. Próby nakłaniania chorego do nawet najmniejszego odstępstwa od tej reguły, mogą wywołać u ortorektyka atak paniki, a nawet agresji.

Coraz częściej mówi się też o "brideoreksji", czyli odchudzaniu związanym z planowanym ślubem. Obsesja na punkcie diety i odchudzenia się "do sukienki" może łatwo przerodzić się w inną formę zaburzeń odżywiania.

2. Zaburzenia odżywiania dotykają tylko dziewcząt w wieku dojrzewania

Nieprawda! Chorują zarówno chłopcy (choć rzeczywiście rzadziej) jak i dziewczęta (niestety coraz młodsze). Ale zaburzenia odżywiania dotykają też osób dorosłych, często po trzydziestym roku życia.

3. Zaburzenia odżywiania to wynik fanaberii i chęci osiągnięcia wyglądu "gwiazd"

Choć czasem brak akceptacji swojego wyglądu i chęć upodobnienia się do konkretnej piosenkarki, aktorki czy modelki, może być pierwszym etapem choroby, to absolutnie nie można traktować osoby chorej jako rozkapryszonej jednostki z fanaberiami. Zaburzenia odżywiania mogą bowiem manifestować wiele poważnych problemów:
  • trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami
  • kłopoty w rodzinie
  • uczucie zagubienia w życiu (kontrola posiłków staje się wówczas jedyną sferą, nad którą chory jest w stanie w pełni zapanować)
  • i wielu innych
Często zaburzenia odżywiania to ciche wołanie o pomoc, którego absolutnie nie można zlekceważyć. Jeśli widzimy, że ktoś z naszych znajomych gwałtownie traci na wadze, a jego zainteresowania zaczynają ograniczać się do komponowania posiłków i liczenia kalorii, warto spróbować przekonać go do spotkania z psychoterapeutą.

4. Zaburzenia odżywiania mogą doprowadzić do śmierci

To prawda. Osoby cierpiące z powodu ED nie tylko tracą na wadze w zawrotnym tempie, ale też doprowadzają do ruiny swój organizm. Pojawiają się problemy z układem krążenia, u dziewcząt zanika okres (w skrajnych przypadkach choroba doprowadzić może do trwałej bezpłodności). Ciało słabnie, a poszczególne narządy zaczynają kolejno się "wyłączać". Brak interwencji lekarskiej może doprowadzić do śmierci.

5. Osoby chore zawsze wymagają hospitalizacji

Do szpitala rzeczywiście powinny trafić osoby wycieńczone chorobą, których zdrowie i życie jest zagrożone. Jednak najistotniejsze jest leczenie psychiki chorego - i taką terapię warto rozpocząć jak najwcześniej. Dzięki prawidłowo poprowadzonej psychoterapii, hospitalizacja może okazać się zbędna, a z pomocą psychologa osoba chora odzyska umiejętność właściwego i zdrowego podejścia do kwestii odżywiania.

Warto jednak pamiętać - ED, jak każde inne uzależnienie, może przez długie lata pozostawać w uśpieniu i pod wpływem trudnej sytuacji życiowej, na nowo się uaktywnić i stać się sposobem "radzenia sobie"
z trudnościami.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

sobota, 27 kwietnia 2013

Kiedy liczenie baranów nie pomaga, czyli kilka słów o bezsenności

Często słowa "bezsenność" używamy określając wszelkie problemy związane ze snem. Tymczasem tak naprawdę stan ten dotyczy wyłącznie osób, które w ogóle nie są w stanie spać. Spotkałam kiedyś młodą kobietę, która uskarżała się na bezsenność i spytałam jak dokładnie wyglądają u niej próby zasypiania i od kiedy ten stan trwa. Okazało się, że problem występował jedynie nocą - w ciągu dnia, wyczerpana "zarwanymi" nocami, zasypiała błyskawicznie i potrafiła przespać kilka godzin. W takiej sytuacji nie możemy mówić zatem o bezsenności, ale o zaburzeniach snu.

                                                      źródło: healthworkscollective.com via HealthWorks Collective on Pinterest


Najczęściej do psychologów lub psychiatrów trafiają osoby, które:
1. Długo nie mogą zasnąć (przez godzinę lub dłużej)
2. Wybudzają się w środku nocy i mają problem z ponownym zapadnięciem w sen
3. Budzą się zbyt wcześnie (np. o 4:00 lub 5:00) i nie są w stanie już wrócić w objęcia Morfeusza

Wszystkie trzy rodzaje zaburzeń snu są rzeczywiście uciążliwe dla dotkniętych nimi osób, zwłaszcza że taki niepełny bądź przerywany sen, nie regeneruje należycie naszego organizmu. Bywa wręcz, że wstajemy z łóżka bardziej zmęczeni niż przed położeniem się spać. Na szczęście w wielu przypadkach wystarczy zmiana nawyków, byśmy znów mogli cieszyć się zdrowym snem.

Dlaczego nie śpimy?

Najczęściej winni jesteśmy my sami, choć ciężko się do tego przyznać. Przez długie godziny siedzimy przed komputerem lub telewizorem, w całym domu mamy zapalone światła i organizm nie otrzymuje sygnału o tym, że zbliża się pora udania na spoczynek. Tak duża ilość światła w godzinach wieczornych, zwyczajnie "ogłupia" nasz mózg, który jest zdezorientowany i w efekcie sygnały o tym, że pora iść spać, zaczyna wysyłać dopiero wówczas, gdy my leżymy już w łóżku, wściekli, że nie możemy zasnąć. Wściekłość też zresztą nie pomaga, ponieważ adrenalina wybudza nas dodatkowo i wpadamy w błędne koło.

Jak sobie z tym radzić?
1. Wieczorem nie zapalać "górnego" światła, lepiej by włączone były tylko lampki (np. przy biurku, jeśli przy nim pracujemy lub się uczymy)
2. Warto oduczyć się oglądania po nocach telewizji (światło z ekranu równie skutecznie jak to, emitowane z żarówek, zakłóca nasz dobowy rytm)
3. Zrezygnujmy z siedzenia wieczorem przed komputerem - a jeśli jest to absolutnie niemożliwe, zainstalujmy oprogramowanie, które stopniowo w ciągu dnia wyciemnia ekran monitora. Po kilku dniach można się do tych zmian przyzwyczaić, nie obciążają one oczu, za to korzystnie wpływają na nasz dobowy rytm.
4. Dieta - jeśli mamy kłopoty ze snem, nie przesadzajmy z ilością kofeiny! A jest ona przecież nie tylko w kawie, ale także w wielu napojach gazowanych, również tych najpopularniejszych.
5. Jeśli to możliwe, wybierzmy się wieczorem na półgodzinny spacer (latem to wręcz sama przyjemność). Dotleniony organizm również będzie lepiej funkcjonował i chętniej zacznie z nami współpracować w kwestii zapadania w sen.

Jeśli przyczyną naszych problemów ze snem są stresy, do powyższych czynności dołączmy jeszcze ułatwiające zasypianie i wyciszenie leki. Nie muszą być to od razu specyfiki przepisywane na receptę (od takich łatwo się uzależnić, głównie psychicznie: "Nie mam tabletki? Na pewno nie zasnę!", a przy odstawieniu może pojawić się tzw. bezsenność z odbicia). W aptece warto zatem poprosić farmaceutę o odpowiedni dla nas środek. Na uregulowanie rytmu dobowego, wielu osobom pomaga melatonina, z kolei "nerwusom", którzy po przyłożeniu głowy do poduszki rozpamiętują porażki minionego dnia lub stresują się dniem nadchodzącym, pomóc może syrop Neospasmina. Zanim jednak poprosimy o konkretny preparat, koniecznie poradźmy się aptekarza lub lekarza rodzinnego. Na własną rękę lepiej nie leczyć problemów ze snem. Zwłaszcza, jeśli utrzymują się one kilka tygodni. Wówczas wizyta u lekarza jest absolutną koniecznością.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Przewlekły stres

W poprzednim poście poświęconym nerwicy, wspomniałam o przewlekłym stresie jako jednym z czynników, który może do niej doprowadzić. I myślę, że warto poświęcić mu nieco czasu i miejsca na tym blogu, ponieważ to właśnie on jest sprawcą wielu problemów zdrowotnych - nie tylko w sferze psychicznej czy emocjonalnej.

Sytuacje stresowe przytrafiają się każdemu z nas i co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości. Klasówka w szkole, egzamin na studiach, korek uliczny w drodze do pracy, zły humor szefa - można by wymieniać w nieskończoność. Chcąc nie chcąc musimy się z tymi problemami zmierzyć, a nasze ciało nam w tym pomaga. Przyspieszone bicie serca, szybszy oddech, napięcie mięśni, uwolnienie adrenaliny: tak organizm przygotowuje nas na poradzenie sobie z niekomfortową sytuacją i ten mechanizm działał już u naszych praprzodków. Jest on oczywiście bardzo pomocny w jednorazowej sytuacji, w której takie napięcie może stać się bodźcem do działania i ułatwić nam poradzenie sobie z konkretnym problemem. Wyobraźmy sobie jednak, że organizm reaguje w opisany wyżej sposób nie raz na jakiś czas, ale codziennie.


Przewlekły stres to właśnie taka ciągła gotowość naszego ciała do podjęcia walki. A ponieważ mamy tendencję do dość szybkiego adoptowania się do otaczających nas warunków, szybko zaczynamy traktować wysyłane przez ciało sygnały jako normę i tym samym nie uświadamiamy sobie, że żyjemy w przewlekłym stresie, który normą nie jest. Możemy oczywiście czuć się zaniepokojeni ciągłym zmęczeniem, uporczywymi bólami głowy, uciskiem w żołądku, ale zbyt zajęci codzienną walką z obowiązkami, połykamy po prostu kolejne tabletki przeciwbólowe, nie wnikając w przyczynę dolegliwości.

Żyć na zwiększonych obrotach jednak nie da się w nieskończoność. Wyczerpany organizm zaczyna wysyłać nam zatem kolejne sygnały, a lista typowo fizycznych dolegliwości zaczyna się wydłużać. Ciągłe napięcie zaczyna powodować bóle karku i pleców, pojawiają się mdłości, problemy ze snem i koncentracją. Przewlekły stres może manifestować się nawet problemami natury dermatologicznej - pokrzywkami (zwykle na dekolcie lub dłoniach).

Co zatem można zrobić? Przede wszystkim zastanowić się czy nasza codzienność rzeczywiście przysparza nam zmartwień i problemów i czy zmagamy się każdego dnia z dużą ilością obowiązków. Jeśli tak jest i przyznamy uczciwie, że czujemy jak zaczyna brakować nam sił - najważniejszą kwestię mamy już rozwiązaną. Z dużym prawdopodobieństwem możemy uznać, że cierpimy na przewlekły stres. Jak z nim walczyć? Na szczęście jest kilka sposobów.

Warto zacząć od wizyty u lekarza rodzinnego i wyjaśnić sytuację, z jednoczesną prośbą o skierowanie na rozszerzone badania krwi. Stres "wypłukuje" bowiem z organizmu cenne dla nas pierwiastki i może się okazać, że cierpimy na przykład na niedobór magnezu. Będąc pod opieką lekarza i nie eksperymentując na własną rękę, na pewno dowiemy się co możemy zrobić, by pomóc ciału.

Teraz możemy zająć się duchem - spróbujmy znaleźć sobie czas na relaks i wypoczynek, część obowiązków domowych przekażmy najbliższym, a jeśli to możliwe, wyjedźmy na parę dni. Warto też słuchać odprężającej muzyki, sprawiać sobie drobne przyjemności i co ważne - nie obwiniać się za to, że pozwalamy sobie na złapanie oddechu. Dobrym pomysłem jest także zmiana diety (o wartościowych produktach spożywczych pisałam przy okazji wiosennego przesilenia).

Jeśli po kilku tygodniach nie zauważymy jednak żadnej poprawy, to dobrym pomysłem będzie wizyta u psychologa, który pomoże rozpoznać czynniki powodujące u nas chroniczny stres i nauczy nas technik służących do jego zwalczania.