środa, 28 stycznia 2015

Psychiatra z powołania czy zwykły naciągacz?

Lekarz - jeden z zawodów największego zaufania publicznego. Przynajmniej w teorii. Lekarz psychiatra? Tu sprawa jest jeszcze poważniejsza, ponieważ w ręce obcego człowieka oddajemy nie tylko fragment uszkodzonego ciała (złamana ręka, bolący kręgosłup), ale siebie. Bo to przecież nasza psychika definiuje nas samych, kształtuje nasze zachowania, od niej zależy nasze samopoczucie. Otwierając się przed psychiatrą, obnażamy własną duszę. 

Każdy psychiatra powinien legitymować się dyplomem ukończenia studiów doktoranckich na odpowiednim kierunku. Ale wiedza a etyka, niestety nie zawsze idą ze sobą w parze. Zwłaszcza, że psychiatra to zawód naprawdę dochodowy - 30 minut prywatnej konsultacji potrafi kosztować średnio nawet 150 zł!

Jak zatem zorientować się, że trafiliśmy na dobrego lekarza? Nie jest to proste, ale uspokoić powinno nas:
  • przeprowadzenie z Pacjentem szczegółowego wywiadu (nie tylko związanego z rodziną, okresem dzieciństwa i dojrzewania, ale także przechodzonych w przeszłości lub obecnie chorób somatycznych);
  • zorientowanie się jakie leki i w jakich dawkach przyjmuje Pacjent (dotyczy również leków bez recepty);
  • okazanie wyrozumiałości i ciepła Pacjentowi - to wyjątkowo istotne, ponieważ osoba cierpiąca na zaburzenia emocjonalne szuka u lekarza wsparcia (zwykle w swoim otoczeniu spotyka się z niezrozumieniem lub wręcz odrzuceniem);
  • lekarz powinien umożliwić Pacjentowi kontakt ze sobą tak, by w razie pojawienia się wątpliwości np. podczas przyjmowania leków, nie było konieczności umawiania się na kolejną (płatną!) wizytę, lecz by poradę można było uzyskać mailowo lub telefonicznie;
  • psychiatra zawsze powinien zainteresować się czy Pacjent uczęszcza bądź uczęszczał na psychoterapię - i dopytać o efekty takich spotkań; w razie możliwości i potrzeb, polecić ośrodek, w którym Pacjent znajdzie dodatkowe wsparcie terapeutyczne;
  • postawienie diagnozy - czasem nie wystarczy do tego jedna wizyta, jednak już po kilku spotkaniach, lekarz powinien orientować się czy ma do czynienia z osobą cierpiącą na dystymię, depresję kliniczną, CHAD, nerwicę lękową czy też innego rodzaju zaburzenia emocjonalne;
  • zawsze psychiatra powinien spytać czy Pacjent ma myśli samobójcze czy podejmował próby odebrania sobie życia i czy stosował wobec siebie autoagresję.

Jeśli lekarz tylko udaje zainteresowanie problemem, z pewnością nie przeprowadzi pełnego wywiadu, skupi się na przepisaniu leków i wyznaczeniu terminu kolejnej wizyty. W przypadku braku efektów leczenia, zwiększać będzie dawki leku, nawet jeśli Pacjent wyraźnie informuje, że pomimo przyjmowania niemal maksymalnej dawki leku, jego samopoczucie się pogarsza (tu należy jednak zauważyć, że większość leków antydepresyjnych zaczyna działać po 2-3 miesiącach. Jeśli po kolejnych tygodniach nie widać poprawy, wówczas można rozważyć zwiększenie dawki. Dalszy brak poprawy lub wręcz gorsze samopoczucie, przemawiają za zmianą leczenia).

Czasem ciężko trafić jest na zaangażowanego psychiatrę czy psychoterapeutę. Poniżej publikujemy opowieść 35-letniej kobiety, która z depresją zmaga się od blisko 15 lat. Na jej prośbę, pomijamy imię tej Pacjentki.

młoda kobieta cierpiąca na depresję


Pierwszy raz do psychologa trafiłam po rozwodzie rodziców, mając 5 lat. Już wtedy było jasne, że różnię się od rówieśników i tak jest do tej pory. Po względnie szczęśliwym przejściu podstawówki, zaczęły się problemy z brakiem akceptacji w liceum. Łzy towarzyszyły mi do czasu zmiany szkoły. Potem było gorzej - studia. Złe samopoczucie wciąż zrzucałam na karb "dojrzewania". Jednak po ukończeniu 25-ego roku życia uznałam, że dzieje się coś więcej, że moje fatalne samopoczucie to nie efekt zakończonego niedawno, wyjątkowo trudnego związku czy mobbingu w pracy. Gdy na ulicy spotkałam przyjaciółkę, a ta spytała, co u mnie słychać, rozpłakałam się i nie mogłam uspokoić przez dobry kwadrans. To wtedy uznałam, że albo ze sobą skończę, albo zacznę szukać pomocy.
W moim mieście odwiedziłam 7 psychologów. 3 ewidentnie interesował tylko mój portfel (pobierali "abonament" - nawet gdy nie mogłam zjawić się na wizycie, choćby z uwagi na chorobę, musiałam zapłacić tak, jakby się odbyła). 3 kolejnych wprost powiedziało, że nie udźwigną mojego przypadku, co było dla mnie dodatkowym gwoździem do trumny. Tylko jedna terapeutka pomogła mi na tyle, że przestałam budzić się z wyrzutami sumienia i myślami samobójczymi. Uznała jednak, że moja "osobowość dystymiczna" to jedno, a widoczna u mnie depresja, to drugie. Wprost powiedziała mi, że powinnam zgłosić się do psychiatry. Wówczas nasze spotkania zakończyła.
Pierwsza pani "doktor" już na pierwszy ogień przepisała mi jeden z najsilniejszych leków, praktycznie nie przeprowadzając ze mną wywiadu. Lek doprowadził do powstania arytmii, z którą borykam się do dzisiaj. Druga psychiatra przyjęła mnie jak jednostkę zakłócającą jej spokój - całą wizytę paliła papierosa i spoglądała na zegarek (czułam się tak, że miałam ochotę uciec), aż w końcu dała mi recepty i na tym nasze drogi się rozeszły. Trzeci był mężczyzna. Sądziłam, że potraktuje sprawę poważniej. Niestety - na każdą wizytę spóźniał się przynajmniej 30 minut (rekord to półtorej godziny), a podczas wizyty opowiadał mi głównie o własnych problemach w pracy. Zrezygnowałam po kilku spotkaniach, ponieważ i on ograniczał się do wręczania mi recept, bez jakichkolwiek dociekań odnośnie moich problemów, choćby kardiologicznych.
Wreszcie trafiłam na wspaniałą psychiatrę, która miała mnie pod opieką 3 lata. Jednak im większym powodzeniem cieszyła się wśród Pacjentów, z tym mniejszym zainteresowaniem traktowała ich problemy. Przez większość wizyt odbierała telefony i zapisywała kolejnych Pacjentów w swoim kalendarzyku (15 minut rozmowy ze mną, 15 minut umawianie spotkań z kolejnymi "złotówkami"). Ostatnio zaś, znając świetnie moją historię, przepisała mi lek na widok którego mój własny kardiolog niemal nie dostał zawału. Okazało się, że przyjmując go, mogłabym trwale uszkodzić sobie serce.
Moja historia jest smutna, ale wierzę, że są lekarze, którym z czasem nie przewraca się w głowach od inkasowanych pieniędzy i dla których Pacjent zawsze będzie najważniejszy. Czy takiego lekarza jeszcze znajdę? Nie wiem. Jestem po próbie samobójczej. Daję sobie ostatnią szansę na pomoc. Oby tym razem się udało. Czego sobie i wszystkim znajdującym się w podobnej sytuacji do mojej, życzę z całego serca.

czwartek, 15 stycznia 2015

Depresja a może dystymia?

Depresja to hasło, które jest coraz lepiej rozpoznawane w społeczeństwie. I choć wciąż traktowane jest jak temat tabu, to jednak dotknięte nią osoby zwracają się o pomoc do specjalisty - psychiatry czy psychologa, który jest w stanie złagodzić przebieg choroby, a nawet w zupełności ją wyleczyć.

Inaczej sprawa ma się z dystymią. Wiele osób kompletnie nie zdaje sobie sprawy z faktu, że choruje na nią (często od dziecka) i złe samopoczucie czy ciągły smutek, traktuje jako część siebie, element własnego charakteru, z którym nie jest w stanie walczyć. Osoby dotknięte dystymią często umierają nie wiedząc, że wcale nie były skazane na życie w ciągłym przygnębieniu i poczuciu beznadziei.

Czym jest dystymia? To choroba podobna do depresji, jednak o łagodniejszym przebiegu. Chory miewa lepsze dni, potrafi cieszyć się z sytuacji, które mu sprzyjają, jednak przez większość czasu odczuwa zagubienie i pustkę w swoim życiu, której nie potrafi niczym wypełnić. Objawy tej choroby w wielu aspektach przypominają depresję kliniczną i, nie leczone, potrafią przybrać jej postać, a wtedy proces leczenia znacznie się wydłuża.

Cierpiący na dystymię zmagają się:
  • z towarzyszącym im smutkiem
  • apatią
  • poczuciem winy
  • zaniżonym poczuciem własnej wartości
  • problemami ze snem (bezsenność lub nadmierna senność)
  • nadmiernym apetytem lub jadłowstrętem
  • brakiem sensu życia
  • ciągłym zmęczeniem
  • stopniowym wykluczaniem się z życia towarzyskiego
  • powolną utratą zainteresowań
  • dolegliwościami somatycznymi (m.in. trawiennymi, notorycznymi bólami głowy)

dystymia
Dystymia to nie tylko dolegliwości psychiczne, ale i somatyczne - w tym uciążliwe bóle głowy

Wizyta u psychiatry

Jeśli cierpiący na dystymię zgłosi się po pomoc do psychiatry, często wychodzi z diagnozą depresji i receptą na leki, które w przypadku dystymii nie są skuteczne. Chory potrzebuje o wiele słabszych dawek, a także trochę innego rodzaju środków farmakologicznych niż te, które stosuje się w depresji, pomocna jest także psychoterapia. Pacjent widząc, że po lekach czuje się gorzej, często rezygnuje z dalszego leczenia uznając, że ciągłe przygnębienie to po prostu część jego charakteru (często padają słowa "po prostu jestem pesymistą, muszę jakoś z tym żyć"). Tymczasem dobrze przeprowadzony wywiad i odpowiednio dobrane leki potrafią sprawić, że chory odzyskuje prawdziwego siebie - radość życia, aktywność. Znikają problemy ze snem, bóle fizyczne, a także ciągłe uczucie zmęczenia odbierającego siłę do działań.

Pomoc psychologa

W leczeniu dystymii dużą rolę odgrywa psychoterapia (prowadzona choćby poprzez psychologów z ośrodka http://www.strumykowa.com.pl/ oraz w innych placówkach leczniczych). Dzięki terapii możliwe jest odnalezienie źródeł problemów i tych czynników, które wpływają na pogorszenie stanu chorego.

Choć w dystymii zdarzają się "przeploty" lepszego samopoczucia z gorszymi dniami, nie należy mylić jej z chorobą afektywną dwubiegunową! W dystymii nie występują bowiem stany manii, a zmiany nastroju występują w dużo krótszych okresach niż ma to miejsce w ChAD.

Co robić? Walczyć!

Jeśli podejrzewamy dystymię u siebie lub kogoś bliskiego, skontaktujmy się ze specjalistą. Tylko on postawi prawidłową diagnozę (kluczowe jest tutaj dogłębne zebranie wywiadu!) i pomoże wyjść na tzw. prostą. Warto, bo ignorowana dystymia przeradzająca się stopniowo w depresję, potrafi całkowicie odebrać radość życia, a nawet doprowadzić do pojawienia się myśli samobójczych.


UWAGA: jeżeli uważasz, że dystymia to Twój problem, zadzwoń pod numer 504 242 340 (pomoc dla mieszkańców Warszawy) i umów wizytę u specjalisty.