poniedziałek, 30 listopada 2015

Psychiatra czy psycholog - u kogo szukać pomocy

Jeśli czujemy, że dzieje się z nami coś złego i od dłuższego czasu odczuwamy apatię, smutek, stany lękowe, niewątpliwie powinniśmy zareagować. Taki stan (utrzymujący się kilka tygodni lub dłużej) to wyraźny sygnał, że należy zacząć szukać pomocy. Wiele osób zastanawia się jednak czy należy zacząć od wizyty u psychiatry czy u psychologa. Co zatem zrobić?

psychoterapia

Wszystko zależy od tego, na ile silne są odczuwane przez nas dolegliwości. Jeśli jesteśmy w stanie względnie normalnie funkcjonować, ale zaczyna niepokoić nas towarzyszące nam ciągle przygnębienie, odwiedźmy psychologa lub psychoterapeutę. Pomoże nam on ustalić przyczyny złego samopoczucia. Specjalista szybciej od nas samych wychwyci sytuacje, z którymi musieliśmy się zmierzyć i które mogły spowodować tak znaczące pogorszenie nastroju. Sami często nie jesteśmy w stanie powiązać błahego z pozoru problemu, z coraz większym rozchwianiem emocjonalnym.

Psycholog powinien w pierwszej kolejności zapoznać się, przynajmniej pobieżnie, z naszą przeszłością, a następnie zapytać od kiedy czujemy się gorzej i co w tym okresie wydarzyło się w naszym życiu. Warto zatem przed pójściem do specjalisty dokładnie przeanalizować ostatnie tygodnie i wynotować sobie wszystko, co się w owym czasie z nami działo. Bywa, że nawet drobne spięcie w pracy czy w relacjach rodzinnych, może wyzwolić w naszej psychice ciąg reakcji i stać się przyczyną pogarszającego się samopoczucia. Dobry terapeuta bez trudu zidentyfikuje "pierwotną" przyczynę naszego stanu i pokaże nam, w jaki sposób należy zareagować - co zmienić, jak stawić czoła trudnej sytuacji i w jaki sposób zmienić swoje myślenie, by uwolnić się od negatywnych emocji. To także on, jeśli zauważy taką potrzebę, zasugeruje nam dodatkową konsultację psychiatryczną.

Zdarza się jednak, że warto samemu rozpocząć leczenie od wizyty u psychiatry. Często, by psychoterapia okazała się skuteczna, potrzebne jest dodatkowe wsparcie farmakologiczne. Kiedy zatem samemu należy skontaktować się właśnie z psychiatrą?

Skłonić nas do tego powinno:
  • uczucie beznadziei - brak chęci do życia, trudności w codziennym funkcjonowaniu (np. branie urlopu i spędzanie większości dnia w łóżku);
  • całkowita utrata dotychczasowych zainteresowań;
  • uczucie silnego lęku pojawiającego się bez konkretnej przyczyny;
  • poczucie bezsilności - ciągłe myślenie o tym, że nie jesteśmy w stanie z niczym sobie poradzić, zaniedbywanie własnego wyglądu, utrata apetytu lub odwrotnie - wyraźnie zwiększony apetyt ("zajadanie problemów");
  • bezsenność (utrzymująca się kilka dni) lub nadmierna chęć snu (przesypianie kilkunastu godzin w ciągu doby);
  • myśli samobójcze.

Konsultacja u psychiatry również powinna zacząć się od pytań o naszą przeszłość, o ewentualne epizody depresyjne występujące w rodzinie, o trudne wydarzenia z ostatnich miesięcy i przebyte choroby. Lekarz dobierze odpowiednie leki i zwróci się z prośbą o kontakt po miesiącu-dwóch, w celu ustalenia czy widoczna jest poprawa czy też konieczna będzie zmiana leków na inne (nie należy się zniechęcać brakiem natychmiastowej poprawy samopoczucia - zazwyczaj na efekty leczenia należy poczekać kilka tygodni).

W żadnym razie nie należy jednak bagatelizować złego stanu emocjonalnego, który nie tylko utrzymuje się dłużej niż miesiąc, ale systematycznie się pogarsza. Im szybciej zareagujemy, tym większa szansa na szybszy powrót do normalności.

środa, 18 listopada 2015

Depresja sezonowa - czy warto w jej przypadku skorzystać z pomocy psychologa?

Gorsze samopoczucie związane z niekorzystną, jesienną aurą, towarzyszy wielu osobom. Częste opady deszczu, silny wiatr, a przede wszystkim - coraz szybciej zapadający zmrok, to główne przyczyny pogorszenia stanu emocjonalnego.

zachmurzone niebo
Jesień to pora roku, która sprzyja pojawieniu się trudności w codziennym funkcjonowaniu u wielu osób. Odczuwać można apatię, zniechęcenie, spowolnienie reakcji, a osoby szczególnie wrażliwe na zmiany pogody cierpieć mogą także z powodu bólu kości czy stawów oraz migren. O ile jednak niektórzy potrafią w tej jesiennej rzeczywistości funkcjonować, pomimo niekorzystnej aury, o tyle samopoczucie innych może się z tygodnia na tydzień pogarszać.

Warto zwrócić szczególną uwagę na to, czy:
  • tracimy chęć do poświęcania czasu na rozrywki
  • chętniej zamykamy się w tzw. czterech ścianach
  • zaczynają towarzyszyć nam stany lękowe
  • pojawia się chęć poprawiania sobie nastroju poprzez picie alkoholu

Wszystkie te sygnały mogą świadczyć o depresji sezonowej, a chęć do szukania w alkoholu środka poprawiającego nastrój, może doprowadzić do nałogowego picia (wielu uzależnionych przyznaje, że alkoholu nadużywało zwłaszcza w okresie jesiennym, a u części z nich to właśnie jesień stała się momentem rozpoczęcia drogi do nałogu i w rezultacie rozwoju choroby).

Czy zatem szukać pomocy u psychologa, gdy dręczy nas jesienna chandra?

Jeśli z każdym tygodniem czujemy się gorzej i rozpoznamy u siebie przynajmniej 2 stany z powyższej listy, warto zasięgnąć porady specjalisty. Niestety zlekceważona depresja sezonowa może stać się chorobą przewleką - na jesieni zaczynają dochodzić do głosu uczucia, które przez wcześniejsze miesiące udawało się nam w jakiś sposób w sobie zdławić. Jeśli w okresie jesiennym doświadczymy również dodatkowych trudności życiowych (np. utrata pracy, śmierć bliskiej osoby) to istnieje duże ryzyko, że powrócić do normalności będzie nam trudniej, niż gdyby taka sytuacja miała miejsce w miesiącach letnich.

Podkreślmy, że nie należy obawiać się kontaktu z psychologiem czy terapeutą. Jeśli odczuwamy wyraźną trudność w codziennym funkcjonowaniu, lepiej skonsultować się ze specjalistą. To on będzie w stanie określić czy mamy do czynienia wyłącznie z trudniejszym okresem związanym z niesprzyjającą porą roku czy też z początkami depresji klinicznej.

sobota, 17 października 2015

Nie lekceważmy nerwicy!

"To tylko nerwica" - mówią bliscy, a czasem i my sami, usiłując zlekceważyć stan utrudniający nam funkcjonowanie. Ale bagatelizowanie dolegliwości, nie wróci nam zdrowia. Nie sprawi też, że nerwica zniknie bez śladu. Wręcz przeciwnie, może przybrać na sile.


Wyróżnia się wiele rodzajów nerwic, od fobii, poprzez natręctwa, po somatyczne. Zwykle łączą się one, a nie leczone, często prowadząc do depresji i uniemożliwiają normalne funkcjonowanie.


Charakterystyczne dla osoby cierpiącej na nerwicę, są:
  • częste bóle głowy;
  • napady lęku lub paniki;
  • tzw. gonitwa myśli;
  • potliwość;
  • drżenie kończyn;
  • kołatanie serca;
  • duszności;
  • nudności;
  • biegunki lub zaparcia (czasem występują naprzemiennie).
Skąd bierze się nerwica?

Skłonność do tej choroby mają osoby wrażliwe, żyjące w przewlekłym stresie, z którym nie potrafią sobie radzić. Zdarza się, że nerwica jest wynikiem traumatycznych przeżyć. W większości przypadków wiąże się także z nieuświadomioną często frustracją. Chory czuje się zobligowany do pełnienia pewnych ról społecznych, sprawdzania się w pracy, w roli żony/męża/matki/ojca. Żyje w sposób, który wydaje mu się właściwy ("bo tak się żyć powinno"), ale który nie jest dla niego satysfakcjonujący. Wewnętrzny konflikt pomiędzy tym, czego faktycznie się pragnie, a tym, do czego zmusza codzienność, przyczynia się do powstania nerwicy.

Czy nerwica zagraża życiu?

W skrajnych przypadkach następstwem tej choroby mogą być zaburzenia typowo somatyczne, które prowadzić mogą do problemów z funkcjonowaniem narządów. Silny stres może przyczynić się do powstania arytmii, wrzodów żołądka, osłabienia układu odpornościowego. Warto pamiętać, że całym organizmem zawiaduje nasz układ nerwowy - gdy jego działanie ulega zakłóceniu, pojawiają się problemy z prawidłowym funkcjonowaniem poszczególnych narządów.

Leczenie nerwicy

Aby uporać się z nerwicą, warto zgłosić się do psychiatry, który dobierze leki redukujące paraliżujący lęk i poprawiające ogólne samopoczucie. Ale to tylko środki działające doraźnie. Aby zlikwidować przyczynę nerwicy, należy ją poznać - najlepiej korzystając ze wsparcia psychologa lub psychoterapeuty. Odkrycie tego, co nas hamuje, frustruje i nie pozwala cieszyć się życiem, będzie pierwszym krokiem do stopniowego wprowadzania zmian w naszej codzienności. A w efekcie, do odzyskania zdrowia.

poniedziałek, 12 października 2015

Jak pokonać depresję sezonową?

Piękne lato mamy już definitywnie za sobą, a aura staje się coraz mniej przyjazna. Duże zachmurzenie, opady deszczu (a nawet śniegu!) nie nastrajają pozytywnie. Brak słońca i takie właśnie niekorzystne warunki pogodowe, sprzyjają obniżeniu nastroju, które określamy mianem depresji sezonowej.

jesień i depresja

Czym charakteryzuje się ten stan? Przede wszystkim przygnębieniem, zniechęceniem i spadkiem aktywności. To, co jeszcze kilkanaście tygodni temu sprawiało nam przyjemność i na co reagowaliśmy entuzjazmem, teraz staje się nam obojętne. Tracimy zainteresowanie wykonywaniem tych czynności, które zawsze lubiliśmy. Wychodzenie z domu staje się wyzwaniem, a na zaproszenia przyjaciół reagujemy zwykle odmową.

To typowe dla depresji sezonowej, ale mamy dobre wieści - można ten stan skutecznie pokonać! Niestety nie obejdzie się bez pewnego wysiłku z naszej strony, ale warto się na niego zdobyć, by uporać się z utrudniającym codzienne funkcjonowanie przygnębieniem.

Co zatem warto zrobić?
  • zmienić dietę - ciężkostrawne dania sprzyjają utracie aktywności, brak witamin osłabia organizm i dodatkowo podnosi ryzyko pojawienia się infekcji. Warto zatem sięgnąć po owoce i warzywa (wciąż dostępne w sklepach), włączyć do diety jogurty oraz  orzechy (o ile nie cierpimy na nietolerancję pokarmową, związaną właśnie z nimi) dostarczające witaminy E, B1 i będące źródłem kwasu foliowego i magnezu;
  • wypróbować suplementy diety - jeśli z jakiegoś powodu nie możemy zmodyfikować naszego codziennego menu, wypróbujmy suplementy bogate w witaminy, magnez i witaminę B6. Zanim jednak zaczniemy przyjmować specyfiki, zasięgnijmy porady lekarza pierwszego kontaktu i upewnijmy się, że nie grozi nam przedobrzenie z ilością spożywanych witamin i pierwiastków;
  • ruszajmy się - łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Jesienne deszcze nie zachęcają do uprawiania sportu na świeżym powietrzu, ale warto choć 3 razy w tygodniu wybrać się na dłuższy (trwający przynajmniej 30 minut spacer). Wzmocnimy odporność, poprawimy krążenie i zapewnimy sobie przypływ endorfin, zwanych hormonem szczęścia. Dodatkowe ćwiczenia w domu również są jak najbardziej wskazane;
  • sprawiajmy sobie przyjemności - choć może nam się wydawać, że kompletnie nic nas nie ucieszy, zrelaksujmy się w wannie, sięgnijmy po wciągającą lekturę, posłuchajmy muzyki nastrajającej pozytywnie. Może się okazać, że mimo wszystko odczujemy poprawę samopoczucia. Nawet jeśli będzie ona niewielka, to już jest to krok we właściwą stronę;
  • wypróbujmy terapię światłem - choć nie należy do najtańszych, być może warto udać się na dwie-trzy sesje z wykorzystaniem lamp przeciwdepresyjnych. Emitują one światło o barwie takiej, jak naturalne promienie słoneczne i mogą pozytywnie wpłynąć na nasze emocje;
  • zmuszajmy się do przebywania w towarzystwie - nawet jeśli najchętniej zamknęlibyśmy się w czterech ścianach, nie odmawiajmy znajomym wspólnych wyjść i spotkań. W towarzystwie bliskich nam osób na pewno poczujemy się lepiej!
Kilka cennych uwag odnośnie radzenia sobie z depresją (nie tylko sezonową) znaleźć można na blogu traktującym o zmaganiach między innymi z tą chorobą. We wpisie Jeden z tych dni znaleźć można rady wzięte wprost z życia i odnaleźć informacje o tym, jak istotne jest pozytywne nastawienie, nawet jeśli zdawałoby się, że nasz osobisty koniec świata jest już bliski.

Gdyby jednak żadna ze wskazanych wyżej metod nie poskutkowała, a stan przygnębienia nasilałby się i wydłużał, warto zasięgnąć porady specjalisty. Depresja sezonowa może bowiem przerodzić się w depresję kliniczną, o ile mamy ku temu predyspozycje i nie uda nam się odpowiednio wcześnie zapobiec rozwojowi choroby. Informacje na temat konsultacji psychologicznych w Warszawie, uzyskać można pod numerem telefonu naszej poradni: 504 242 340.

poniedziałek, 28 września 2015

Pozytywne wzmacnianie

Metoda pozytywnego wzmacniania stosowana jest niezwykle często w codziennym życiu i może się zdarzyć, że nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że sami ją wykorzystujemy. 

nagroda

Nagrodzenie dziecka za posprzątanie zabawek czy pomoc w domowych obowiązkach (choćby zwykłą pochwałą) czy otrzymanie premii od pracodawcy - to wszystko jest właśnie wzmacnianiem pozytywnym. Poprawia nastrój nagrodzonego i jednocześnie mobilizuje go do powtarzania zachowania, które w rezultacie przyniosło konkretną korzyść.

Jednak wzmacnianie pozytywne nie musi pochodzić z zewnątrz. Możemy wyrabiać w sobie nowe nawyki, jednocześnie "dając sobie coś w zamian". Nie chodzi oczywiście o sprawianie sobie prezentów za każdym razem, gdy powstrzymamy się od zapalenia papierosa czy zjedzenia kolejnego ciastka - prawdopodobnie szybko odczulibyśmy takie nagradzanie się w postaci pustki w portfelu. Ale możemy zastosować inne metody. Posprzątaliśmy cały dom, choć nie mieliśmy na to większej ochoty? Zrelaksujmy się w wannie, odprężmy przy ulubionej muzyce. Świadomość dobrze spełnionego obowiązku, zdecydowanie zwiększy przyjemność z odpoczynku i poprawi nam nastrój.

Wzmacnianie pozytywne można również wykorzystać choćby dzięki ogólnodostępnym aplikacjom na telefony. Wiele z nich "nagradza" użytkowników za aktywność fizyczną, ograniczanie palenia czy też regularne powtarzanie czynności, które sami w danej aplikacji zdefiniujemy. I choć wspomniane nagrody są symboliczne (zwykle mają postać obrazków lub motywujących haseł), to ilość użytkowników "mobilizujących" aplikacji wskazuje, że taka forma docenienia aktywności potrafi zachęcić do wyrabiania w sobie nawyków, na których nam zależy.

Warto zatem pamiętać o sile pozytywnego wzmacniania i stosować je zarówno wobec siebie, jak i najbliższych nam osób. Pochwała dziecka, ilekroć jego zachowanie na nią zasługuje, czy też okazanie wdzięczności partnerowi (choćby za pozmywanie naczyń po obiedzie) niewątpliwie poprawią samopoczucie - i nam i osobom "nagradzanym". Szukajmy zatem wokół siebie możliwości do stosowania na co dzień tej techniki. Odpowiednio wykorzystana, może bowiem przynieść wiele dobrego!

wtorek, 15 września 2015

Jak walczyć z apatią?

Apatia to stan często towarzyszący depresji, jednak może się pojawić także u osób zdrowych. Wiąże się z obniżeniem aktywności, brakiem chęci działania, utratą dotychczasowych zainteresowań. Zwykle mija w ciągu maksymalnie kilku dni, jeśli natomiast trwa dłużej, może okazać się, że jego źródło tkwi głębiej - wówczas warto skorzystać z porady psychologa.

apatia


Zanim jednak wybierzemy się do specjalisty wypróbujmy kilka sposobów, które ułatwiają pokonanie apatii. U osób z obniżoną aktywnością wcielenie w życie poniższych porad może być trudne, ale warto zmusić się do wysiłku i je wypróbować. Może okazać się, że złe samopoczucie zniknie szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać!

1. Zmiana diety - brak w organizmie witamin, żelaza i magnezu, może przyczynić się do znacznego obniżenia nastroju. Warto więc wzbogacić swoją dietę i uwzględnić w niej ryby, jogurty, warzywa i owoce. Można też sięgnąć po tabletki z magnezem i witaminą B6 (dobrze jednak najpierw wykonać badania krwi, które pozwolą sprawdzić poziom tych pierwiastków - przedawkowanie suplementów może mieć bowiem poważne konsekwencje zdrowotne).
2. Ruch - nawet półgodzinny spacer szybkim krokiem jest w stanie pozytywnie wpłynąć na samopoczucie. Aktywność fizyczna powoduje wydzielanie tzw. hormonu szczęścia i powoduje przypływ energii. Dobrze jest zatem zmusić się do codziennych ćwiczeń. Nie trzeba od razu zapisywać się na siłownię - piesze wycieczki, jazda na rowerze czy zajęcia fitness (uprawiane w domu), również zdadzą egzamin.
3. Kontakty społeczne - cierpiąc na apatię, nie mamy ochoty na wspólne wyjścia ze znajomymi, ale i w tym wypadku warto się "przełamać". Spędzenie kilku godzin w czyimś towarzystwie z pewnością poprawi nastrój. Najgorsze, co można zrobić, to zamknąć się w czterech ścianach! Zatem nawet jeśli nie podejdziemy entuzjastycznie do zaproszenia koleżanki czy kolegi, nie rezygnujmy ze spotkania. Nie musimy reagować euforią, ale zmuśmy się do wyjścia z domu.
4. Śmiech - lektura zabawnej książki, obejrzenie komedii, pożartowanie ze znajomymi - wszystko, co wywoła uśmiech, jest znakomitym lekarstwem na apatię. Warto znaleźć czas na odrobinę rozrywki, która przypomni nam, że życie wcale nie jest takie złe, jak mogłoby się nam wydawać.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

wtorek, 25 sierpnia 2015

Meetingi dla uzależnionych

Dość często usłyszeć można, także za pośrednictwem mediów, o spotkaniach grup Anonimowych Alkoholików czy Anonimowych Narkomanów. Te wspólnoty, które zrodziły się w Stanach Zjednoczonych, coraz prężniej rozwijają się także w Polsce. Dla wielu osób zmagających się ze swoimi nałogami, to szansa wyjścia na prostą.

witana kobieta

Nie wszyscy potrzebujący wsparcia decydują się jednak na uczestnictwo w meetingach, często z obawy przed tym, jak tego typu spotkania wyglądają. Warto zatem uchylić rąbka tajemnicy, bo nie taki diabeł straszny ;)

1. Kto może uczestniczyć w meetingach?

Każdy uzależniony. Istnieją odrębne grupy - alkoholików, narkomanów, nawet hazardzistów. Jeśli jednak nie możemy trafić na taką, która wiąże się ściśle z naszym problemem, możemy spróbować z inną. Mechanizm uzależnienia działa tak samo w przypadku alkoholu, narkotyków czy leków. Uczestnicy meetingów zdają sobie z tego sprawę i nie odprawiają z kwitkiem osób potrzebujących pomocy.

2. Jak wyglądają spotkania?

O ich formie decyduje niezależnie każda grupa, choć te działające w oparciu o program "12 Kroków" zazwyczaj skupiają się na dzieleniu się własnymi problemami i doświadczeniami - w ramach realizowanego programu (listę kroków podajemy na końcu wpisu).

Na wstępie, po przedstawieniu się (tylko z imienia) i wzajemnym powitaniu, na wielu grupach odmawiana jest modlitwa:

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

3. Grupa to wspólnota osób, zmagających się z tym samym problemem.

Na spotkaniach nie porusza się tematów politycznych, grupy nie są też związane z żadnymi sektami czy wyznaniami religijnymi. Często jednak uznaje się tzw. Siłę Wyższą jako tę, która jest w stanie pomóc w walce z nałogiem. Podczas wielu meetingów podkreśla się jednak, że ową Siłę Wyższą każdy uczestnik spotkania ma prawo postrzegać na swój sposób, a często wśród członków grupy znaleźć można także ateistów. Nikt nie jest dyskryminowany za swoje poglądy, ponieważ nadrzędnym celem spotkań jest niesienie sobie pomocy w walce z uzależnieniem.

4. Anonimowość to podstawa.

Choć często osoby, które poznały się na meetingach, zawierają przyjaźnie, to podczas spotkań pozostają anonimowe dla reszty grupy. Nikt nie pyta o nazwisko, wiek, zawód, poglądy. To, ile o sobie powiemy, zależy wyłącznie od nas samych, a pozostali członkowie grupy zobowiązani są do zachowania w tajemnicy wszystkich rzeczy zasłyszanych na spotkaniu.

5. Uczestnictwo jest bezpłatne i dobrowolne.

Na meetingi można przestać chodzić w dowolnym momencie - często warto jest poznać kilka grup i wybrać tę, w której czujemy się najlepiej. Nie ma "list obecności", niektórzy uzależnieni przychodzą też na spotkania np. raz w miesiącu (zwykle meetingi odbywają się co tydzień). Nikt nie czyni im z tego tytułu wyrzutów. Najważniejsza jest bowiem chęć powrotu do zdrowia i pomoc tym, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na drodze do trzeźwości.



Program Dwunastu Kroków

1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec uzależnienia, że straciliśmy kontrolę nad naszym życiem.
2. Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam równowagę wewnętrzną.
3. Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.
4. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny swojego życia.
5. Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
6. Byliśmy całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
7. Pokornie prosiliśmy Go, aby zaradził naszym niedoskonałościom.
8. Sporządziliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
9. Zadośćuczyniliśmy osobiście tym, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem przypadków, gdy zraniłoby to te lub inne osoby.
10. Prowadziliśmy nadal obrachunek osobisty, natychmiast przyznając się do popełnianych błędów.
11. Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do umocnienia świadomego kontaktu z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
12. Przebudzeni duchowo w wyniku realizacji tych kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym uzależnionym i stosować te zasady we wszystkich sferach naszego życia.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Uzależnienie od leków - raz jeszcze

Temat lekomanii poruszaliśmy już parokrotnie. Warto jednak ponownie przyjrzeć się problemowi, jakim jest uzależnienie od leków, zwłaszcza w świetle ostatnich doniesień medialnych.

Od jakiegoś czasu nagłaśniane jest negatywne oddziaływanie na organizm popularnych tabletek przeciwbólowych. Czy to możliwe, że mogą one doprowadzić do potrzeby nałogowego brania? Niestety tak.

tabletki

Od dawna wiadomo, że silne leki uśmierzające ból, takie jak morfina, mogą uzależnić. Okazuje się jednak, że również środki dostępne bez recepty (które kupić można w każdej aptece czy nawet na stacji benzynowej), mają w składzie "uzależniacze". Zwykły ibuprofen czy paracetamol, blokując działanie ośrodków układu nerwowego odpowiedzialnych za odczuwanie przez nas bólu, mogą - przyjmowane w nadmiarze - doprowadzić do rozwoju uzależnienia. W pierwszej kolejności psychicznego, w drugiej - fizycznego. Objawia się ono silną potrzebą sięgnięcia po następną tabletkę, a gdy tego nie zrobimy, do - paradoksalnie - wystąpienia bólu.

Z problemem tym zmagają się często osoby cierpiące na migrenę. Biorąc leki eliminują ból, ale jeśli organizm jest już konkretnym środkiem przesycony, jego brak może wywołać ból "z odstawienia". Co wtedy? Zwykle kończy się przyjęciem kolejnej dawki i wpadnięciem w błędne koło.

Podobnie jest z lekami nasennymi. Przerwa w ich braniu może doprowadzić do pojawienia się tzw. bezsenności "z odbicia". Niestety nie wszyscy są w stanie "przeczekać", aż organizm na nowo zacznie funkcjonować zgodnie z dobowym rytmem i w obawie przed kolejną bezsenną nocą, wiele osób sięga po lek, tym samym tylko pogłębiając rozwijające się już uzależnienie.

Jak uniknąć nałogu?

Aby zmniejszyć ryzyko pojawienia się uzależnienia, warto:
  • czytać ulotki dołączone do opakowań i przyjmować leki w zalecanych dawkach i przez czas określony w ulotce (lub zgodnie z zaleceniami lekarza przepisującego konkretny środek)
  • w przypadku silnego bólu, stosować zamiennie preparaty z różnych grup (np. paracetamol + ibuprofen), by organizm nie przyzwyczaił się do podawanej mu substancji
  • radzić się swojego lekarza rodzinnego w zakresie przyjmowania farmaceutyków - najlepiej poinformować o wszystkich branych w ostatnim czasie lekach i spytać o alternatywne metody radzenia sobie z bólem

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

czwartek, 23 lipca 2015

Jak nad sobą pracować?

Nikt nie rodzi się doskonały, a z czasem wielu z nas zaczyna przejawiać różnego rodzaju wady charakteru, utrudniające życie nie tylko tym, którzy nas otaczają, ale i nam samym. Na szczęście jeśli w porę dostrzeżemy, że zaczynamy tracić kontrolę nad naszym temperamentem lub że część naszych cech wymaga "skorygowania", możemy rozpocząć pracę nad sobą. Warunek jest tylko i aż jeden. Musimy tego rzeczywiście chcieć.


medytacja


Współczesne życie sprzyja "obrastaniu" w wady. Łatwo stać się cynicznym, wybuchowym, nieszczerym, leniwym - lista może się ciągnąć w nieskończoność. Jeśli jednak uda nam się zorientować, że przestajemy przypominać samych siebie, możemy działać.

Jak to zrobić? Można do tego wykorzystać choćby część programu... anonimowych alkoholików/narkomanów. Choć może brzmieć to absurdalnie, wiele punktów z tzw. "Programu 12 Kroków", znakomicie nadaje się do uporządkowania własnego charakteru i rozpoczęcia rzetelnej pracy nad sobą. Poniżej prezentujemy trzy z nich, które uważamy za najbardziej przydatne do efektywnego przyjrzenia się sobie i wdrażania zmian we własnym życiu:

  • zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny swojego życia

    To podstawa. Umiejętność przyznania się do popełnionych na przestrzeni lat błędów, rezygnacja z wymówek i uczciwe przyjrzenie się własnemu postępowaniu, jest znakomitym krokiem wyjściowym, od którego możemy rozpocząć zmianę. Dopiero gdy dokładnie przyjrzymy się swojemu postępowaniu, będziemy w stanie wychwycić zdecydowaną większość naszych wad - a także przyczyn, jakie doprowadziły do ich ugruntowania się w naszym charakterze.

  • sporządziliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim

    To ważne, by w drodze prowadzącej do naszej wewnętrznej przemiany, nie pomijać osób z którymi zetknęło nas życie. Z pewnością wady naszego charakteru "odbiły się" na części z nich. Jeśli chcemy być lepsi, powinniśmy zatem zrobić wszystko (na ile to możliwe), by wyznać tym osobom, że postąpiliśmy wobec nich źle lub nieuczciwie. Czasem wystarczy zwykłe "przepraszam", w innych przypadkach wspomniane zadośćuczynienie wymagać będzie od nas dużo więcej. Ale - warto.

  • prowadziliśmy nadal obrachunek osobisty, natychmiast przyznając się do popełnianych błędów

    Jeśli nasza wewnętrzna przemiana ma być trwała, musimy sobie tę regułę wziąć do serca. Przyznawanie się do swoich błędów jest sztuką, ale sztuką wartą opanowania. Jeśli na bieżąco będziemy w porządku wobec siebie i innych, nie doprowadzimy do nawarstwiania się przemilczanych pomyłek czy krzywd, a dzięki temu nasze życie stanie się o wiele lepsze. Okaże się też, że bez balastu gromadzonych przez lata błędów, łatwiej będzie nam przez to życie iść.


Na zmianę na lepsze nigdy nie jest za późno. Jeśli zatem czujemy, że źle nam we własnej skórze, rozpocznijmy walkę o siebie. Skorzystamy na tym nie tylko my sami, ale też całe nasze otoczenie.

wtorek, 14 lipca 2015

Kilka słów o szerości

Często nie doceniamy znaczenia bycia szczerym, nie tylko wobec innych, ale przede wszystkim - wobec samych siebie. O ile łatwiej jest przecież zaprzeczać, że mamy jakiś problem lub że nie radzimy sobie z trudną sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy?

Przyzwyczajeni jesteśmy raczej do twierdzenia "Wszystko w porządku", "Mam się świetnie" czy też "Nie mam żadnych problemów z samym sobą". To klasyczne wypieranie - po prostu nie chcemy uzmysłowić sobie, że coś może nas przerastać lub że mamy jakieś kłopoty.

zaduma

Znakomitym przykładem na to są uzależnienia. Często alkoholicy, lekomani, narkomani, a nawet nałogowi palacze, mówią sobie i innym "To przejściowe, mogę skończyć z tym kiedy zechcę". 
I nawet, gdy ich nałóg wyraźnie wymyka się spod ich kontroli, obstają przy swoim. Tymczasem jedyną receptą na to, by wyjść z uzależnienia, jest uzmysłowienie sobie skali problemu, który łatwiej było po prostu "zamieść pod dywan". Szczere przyznanie "Nie panuję już nad tym" to pierwszy krok do wyjścia z nałogu. I przyznanie się do tego nie tylko wobec bliskich, ale przede wszystkim - wobec samych siebie. Niestety wiele osób ma z tym kłopot, a to tylko pogłębia ich problem.

Szczerość ważna jest w każdej dziedzinie życia. Oszukiwanie, zwodzenie, wykorzystywanie tzw. niedomówień, jest niestety na porządku dziennym. Z drobnych kłamstw zaczyna tworzyć się wówczas prawdziwa piramida.

Jak temu zaradzić? Przede wszystkim uczciwie przeanalizować swoje życie i własne postępowanie. Jak mówi jeden z kroków AA czy AN, należy "Prowadzić obrachunek osobisty, natychmiast przyznając się do popełnianych błędów". Ale nie trzeba być alkoholikiem czy narkomanem, by stosować się do tej zasady, która znacznie ułatwia życie. Bo choć zazwyczaj przed wyznaniem prawdy hamuje nas wstyd czy strach przed reakcją innych, to tylko szczerość jest w stanie powstrzymać nas przed dalszym brnięciem w kłamstwa i uchronić nas przed życiem w iluzji.
W świecie, który tworzymy we własnej głowie, wypierając to, co tak naprawdę się z nami dzieje.

Chociaż przyznanie się do błędów nie jest proste, to tylko ono - i szczerość wobec siebie - da nam szansę na uporanie się z maskowanymi przez nas problemami. Rozpoczęcia lepszego życia, oczyszczenia umysłu i sumienia, a przez to - do prawdziwego poznania siebie. Taki regularnie prowadzony "obrachunek osobisty" pozwoli nam wreszcie odetchnąć z ulgą i stać się uczciwymi, lepszymi ludźmi, którzy poprzez własne kłamstwa nie krzywdzą innych. 

Czy zatem warto usiąść i zastanowić się nad sobą, nad tym co robiliśmy źle i co możemy poprawić? Pomimo początkowych trudności jakie wiążą z uczciwym przyznaniem się do błędów, z całą pewnością warto.

czwartek, 25 czerwca 2015

Nadzieja - nie tylko w depresji

Dzisiejszy wpis będzie krótki, ale nie oznacza to, że nie będzie ważny. Wręcz przeciwnie. Dotyczyć on będzie bowiem zdecydowanej większości z nas.

Chyba każdy z nas zmaga się czasem z trudną sytuacją. Bywa, że spowodowana jest ona przez sytuacje zewnętrzne. Lecz dziś skoncentrujemy się na tych sytuacjach, do których doprowadziliśmy sami - a wówczas ból towarzyszący przeżywaniu trudnych chwil, jest jeszcze większy (o ile zdamy sobie sprawę z tego, że faktycznie sami jesteśmy takiej sytuacji winni). Gdy już pojmiemy, że to z naszej winy cierpią inni, często najbliżsi nam ludzie, taki ból staje się nie do wytrzymania. Bo my, choćbyśmy wyrwali sobie serce, nie jesteśmy przecież w stanie cofnąć czasu i nie zrobić tego, co załamało naszych ukochanych.

Gdy jesteśmy winowajcami i czujemy rozdzierający nas od środka ból (potęgowany świadomością, jak mocno cierpią skrzywdzeni przez nas ludzie), a co gorsza czujemy się bezsilni - mimo wszystko nie poddawajmy się. Jeśli rzeczywiście chcemy odkupić nasze winy, zadośćuczynić drugiemu człowiekowi, musimy dać z siebie wszystko, bez względu na wysiłek jaki przyjdzie nam włożyć w walkę z nami samymi - własnymi wadami, błędami z przeszłości. Musimy też uczciwie przyznać się do nich i je zrozumieć (co jest niezwykle trudne - wiele osób ma bowiem tendencję do obarczania innych winą za swoje własne grzechy). Gdy już jednak w pełni weźmiemy na barki ciężar naszych win i przysięgniemy zrobić wszystko, by stać się lepszymi ludźmi, pomóc tym, których zawiedliśmy - możemy walczyć.

Nie oszukujmy się, nie będzie to proste - ta walka będzie musiała trwać do końca naszych dni, nie możemy nigdy spocząć na laurach ryzykując, że powtórzymy błędy z przeszłości i znów zranimy ukochaną osobę czy osoby. Ta walka wymagać będzie ciężkiej pracy, a jej efektów nie zobaczymy z dnia na dzień. Często możemy mieć wrażenie, że nie damy już rady, że świat się dla nas skończył, a dalsze życie nie ma sensu. Jest jednak coś, co może utrzymać nas przy życiu i nas wzmocnić. Nadzieja, że uda nam się przezwyciężyć własne wady i stworzyć lepszą, wspólną przyszłość dla nas i dla naszych bliskich, których tak bardzo zawiedliśmy.

Pozostawiamy Was z piękną piosenką Jana Pietrzaka, zatytułowaną właśnie "Nadzieja".



środa, 17 czerwca 2015

Depresja - od środka

Jedna z czytelniczek naszego bloga postanowiła podzielić się z nami (i z pozostałymi czytelnikami) swoim problemem. Nie jest to historia jej depresji, ale opis sytuacji w jakiej znajduje się osoba dotknięta tą chorobą. Imię i nazwisko autorki, na jej życzenie, pozostaje do wiadomości redakcji.

kobieta z depresją
Samotność i cierpienie osoby z depresją, najczęściej zrozumieć mogą tylko ci, którzy jej doświadczyli

Moja depresja (dane osobowe i kontaktowe do wiadomości redakcji)

Trudno mi już zliczyć lata. Wydaje się, że moja depresja przyszła na świat razem ze mną. Nie chcę pisać o trudnych okolicznościach, które mogły być kolejnymi zapalnikami, powodującymi, że poczucie beznadziei, smutek, zaniżone poczucie własnej wartości, narastały z każdym kolejnym rokiem mojego życia. Nawet gdy wydawałoby się, że okoliczności zewnętrzne mi sprzyjają, w środku i tak czekała ona. Depresja. Czułam ją, jakby gnieździła się tuż pod moją skórą.


Szczęście stało się uczuciem nie tyle całkiem mi obcym, co odległym. Na pewnym etapie życia, zaczęłam wręcz obawiać się tego, że mogę być szczęśliwa. Bałam się, że to chwilowe, że zaraz zniknie. Poza tym nie uważałam, że na szczęście zasługuję. Wciąż towarzyszyły (i towarzyszą mi do dzisiaj) wyrzuty sumienia. Że zaniedbuję obowiązki, że nie jestem lepszym człowiekiem, że zawodzę i do niczego się nie nadaję.


Wewnątrz czuję ogromną, przestrzeń, w większości pustą, bo wypełnioną tylko strachem i wątpliwościami. Z tymi uczuciami się budzę, z tymi uczuciami przeżywam każdy dzień, z tymi uczuciami zasypiam.

Leczenie farmakologiczne i psychoterapia potrafią pomóc, ale bez dobrze dobranych leków, w moim przypadku (czyli depresji klinicznej), rozmowy z psychologiem nie są w stanie przebudzić mnie do życia. Mam mądrego terapeutę, który cierpliwie siedzi ze mną w milczeniu, nie zmusza do rozmowy, jeśli nie mam na to siły. Gdy pojawia się we mnie chęć podzielenia się z nim choćby wydarzeniami z ostatniego tygodnia, nie osądza mnie. Niestety ja osądzam się sama. Bez przerwy. Wiem, że leki mogą pomóc mi w tym, by znów zobaczyć świat takim, jakim jest on naprawdę, dodać sił do życia i do pracy nad sobą podczas terapii. Ale leki zmieniano mi już tyle razy w ciągu lat, że w końcu zaczęłam tracić nadzieję na to, że jakikolwiek na mnie podziała.

Boję się. Dokładnie tak, jak napisałam wcześniej, ten irracjonalny lęk (często potęgowany np. przez sytuację w pracy), towarzyszy mi nieustannie. Inni potrafią po ciężkim dniu, po prostu o nim zapomnieć, zająć się czymś. Nie ja. Uśmiecham się coraz rzadziej, pracę wykonuję zdecydowanie wolniej niż kiedyś i z ogromnym wysiłkiem i boli mnie, gdy słyszę "Jesteś po prostu leniwa, gdybyś chciała przyłożyć się bardziej, pracowałabyś efektywniej". W duchu myślę wówczas "Obyś nigdy nie musiał mierzyć się z tym, z czym ja zmagam się od tylu lat. Zrozumiałbyś wtedy różnicę pomiędzy lenistwem, a niemocą". A tym jest między innymi depresja. To przytłaczające uczucie niemocy, które sprawia, że wstanie z łóżka, przebranie się, umycie, urastają do rangi potwornego problemu.

W mojej głowie, podobnie jak wielu innych osób z depresją, które miałam okazję poznać na drodze swojego życia, nie ma miejsce na radość, na chęci, na snucie marzeń i planów. Jeśli jakiegoś dnia zdarzy mi się uśmiechnąć, jeśli nie zapłaczę, to wydaje mi się to tak niesamowite, że aż nierealne.

Depresja zabija. Nawet jeśli nie zawsze dosłownie (nie każdy człowiek cierpiący na tę chorobę popełnia samobójstwo), to zabija duszę, a przynajmniej potężnie ją okalecza. Znikają pozytywne emocje, znikają siły do codziennego zmagania się ze światem i pozostaje się zawieszonym w jakiejś samotnej przestrzeni, pomiędzy życiem a śmiercią.

Tak, w dużym skrócie, wygląda od środka moja depresja. 

Dziękuję redakcji Poradni Strumień za możliwość wypowiedzenia się poprzez ten blog. Sama nie dałabym rady. Proszę też o to, by ten list zakończył wpis na Państwa blogu. I jeśli mogę, to skieruję się teraz do czytelników:


Proszę, napiszcie jak Wy radzicie sobie z tym nieustającym koszmarem, który tkwi w Was (może od kilku miesięcy, może od lat). Będę na pewno śledzić komentarze pod tym wpisem.


Raz jeszcze dziękuję redakcji i pozdrawiam zarówno zespół poradni, jak i wszystkich czytelników tego bloga.

poniedziałek, 25 maja 2015

Czy warto wybierać "lekarza z Internetu"?

Serwisy pozwalające nam odnaleźć specjalistów z różnych dziedzin medycyny, są już codziennością. Odnaleźć w nich można zarówno informacje o konkretnym lekarzu, jak i zapoznać się z opiniami jego Pacjentów. Czy jednak to rzeczywiście bezpieczny sposób na odnalezienie "lekarza dla siebie"? Przyjrzyjmy się zaletom i wadom takiego rozwiązania.

Zalety

  • duży wybór specjalistów
  • możliwość wyboru lekarza przyjmującego w pobliżu miejsca zamieszkania
  • zapoznanie się z kwalifikacjami specjalisty
  • poznanie opinii Pacjentów
Wady
  • lekarze, którzy zweryfikowali swój profil, mogą usuwać nieprzychylne im opinie
  • brak pewności czy opinie wystawiane lekarzom są uczciwe
Komu wierzyć?

Z obserwacji samych Pacjentów wynika, że niektórzy lekarze sami wystawiają sobie pozytywne opinie (kiedyś wystarczyło sprawdzić z jakiego IP komentarz został wystawiony), a negatywne opinie znikają z profili. Nigdy nie jest też pewne czy przypadkiem konkurencja nie postanowiła oczernić lekarza. Moderatorzy również często rozkładają ręce, bo zweryfikowanie prawdziwości wszystkich komentarzy jest zwyczajnie niemożliwe.

Rozsądek

Pozostaje zatem kierowanie się zdrowym rozsądkiem. Jeśli żaden znajomy nie jest w stanie polecić nam poszukiwanego przez nas specjalisty i decydujemy się na umówienie wizyty przez Internet, sprawdźmy nie tylko opinie, ale i samego lekarza:
  • czy na jego profilu podane są koszty wizyty?
  • czy odbiera telefon i jak się do nas odnosi podczas rozmowy?
  • czy istnieje możliwość konsultacji z nim po wizycie, bez konieczności umawiania kolejnej?
To ważne aspekty, na które powinniśmy zwrócić uwagę. A jeśli mimo wszystko zawiedziemy się na specjaliście, nie bójmy się przestrzec innych Pacjentów. Gdy z kolei nasza negatywna opinia zniknie z profilu lekarza, skontaktujmy się z administracją serwisu i spytajmy o możliwość jej przywrócenia lub ograniczenia swobody specjalistów w zwyczajnym manipulowaniu komentarzami wystawianymi przez Pacjentów.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Leczenie farmakologiczne zaburzeń emocjonalnych

Nie ma wątpliwości, że w przypadku takich chorób jak depresja, nerwica czy choroba afektywna dwubiegunowa, konieczne jest korzystanie z farmakologii. Odpowiednio dobrane leki są w stanie pomóc chorym i ułatwić im codzienne funkcjonowanie. Ważne jest jednak, by z problemami zgłosić się w pierwszej kolejności do psychologa, który ułatwi nam zorientowanie się w sytuacji i odpowie na pytanie - czy to faktycznie depresja czy chwilowe obniżenie nastroju? Z wieloma zaburzeniami emocjonalnymi możemy poradzić sobie korzystając z psychoterapii, ale nie ze wszystkimi. Jeśli psycholog zaleci nam udanie się do psychiatry, zróbmy to.

Dlaczego psychiatra?

Czasem, gdy czujemy się gorzej, wybieramy się do lekarza rodzinnego. Niestety coraz chętniej przepisują oni leki, od których możemy się uzależnić (w przypadku problemów ze snem, od razu sugerują środki nasenne). W przeciwieństwie do psychiatry, nie stawiają jednak diagnozy i zamiast szukać źródła problemów, stosują pomoc doraźną. W efekcie często do psychiatry trafiają osoby nie dość, że z problemami natury emocjonalnej, ale już uzależnione od przepisywanych przez internistów leków.

leki


Rolą psychiatry jest rozpoznanie choroby i takie dobranie środków farmakologicznych, które pomogą nam wyeliminować źródło choroby, a nie tylko "zamaskować" jej objawy (np. wspomniane już problemy ze snem czy stany lękowe). Interniści swoim pacjentom potrafią nawet przepisać... psychotropy. W efekcie psychiatra musi nie tylko skupić się na leczeniu choroby pacjenta, ale i na jego uzależnieniu od leków, które zdążyło się już wykształcić.

Ostrożnie z farmakologią

Jeśli uważamy, że w naszej sytuacji pomóc mogą nam wyłącznie leki (a środki z apteki, bez recepty, nie eliminują stanów lękowych czy kłopotów ze snem), nie starajmy się szukać rozwiązań na własną rękę. Pamiętajmy, że decyzję o leczeniu zaburzeń psychicznych podjąć powinien psychiatra - dopiero po uzyskaniu od niego pisemnego potwierdzenia odnośnie przyjmowanych leków, możemy udać się do lekarza pierwszego kontaktu z prośbą o przepisanie zalecanych środków (i też wyłącznie w "podbramkowej" sytuacji, gdy np. leki się nam kończą, a nasz lekarz psychiatra jest z jakiegoś powodu niedostępny). Konieczne jest także przestrzeganie dawek zaleconych przez psychiatrę - nie należy bez porozumienia z nim ani odstawiać leków, ani zwiększać ich ilość. Tylko wówczas mamy szansę na wyleczenie i uniknięcie rozwoju uzależnienia.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Nałogi - nasze zgubne przyzwyczajenia

Mówi się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. To niewątpliwie prawda. Większość z nas ma tendencje do powtarzania pewnych czynności, które się w nas "zakorzeniły" i w pewien sposób kształtują to, kim jesteśmy. Niestety wiele przyzwyczajeń jest dla nas zwyczajnie groźnych - szkodzą one naszemu zdrowiu i naszej psychice.

Papieros do kawy

"Bez papierosa kawa nie smakuje tak samo" - mówi wielu palaczy, usprawiedliwiając tym potrzebę zapalenia już od samego rana. Inni twierdzą, że przyjemnie jest "puścić dymka" w czasie czytania porannej gazety lub po skończonym posiłku. 

papieros do kawy

Próba zerwania z nałogiem sprawia, że pojawia się frustracja, bo kawa nie daje już tego samego pobudzającego efektu co przy papierosie, a posiłek bez niego wydaje się niekompletny. Wytwarzamy swoiste rytuały wokół palenia, co sprawia, że uzależniamy się od papierosów nie tylko z uwagi na ich skład (nikotyna), ale i ze względu na wszystkie czynności, które wykonujemy przy okazji palenia. Brak papierosa zakłóca rytuał, wywołuje złość, poczucie pustki i dyskomfortu. Podobne mechanizmy działają też w przypadku

napojów gazowanych

zawierających duże ilości cukru. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale cukier pobudza w mózgu ośrodek "nagrody" sprawiając, że tak popularne jest np. podjadanie słodyczy w sytuacjach stresowych. Cukier łagodzi nieprzyjemne doznania, ale z czasem, gdy wytworzy się w naszym organizmie pewna tolerancja, dla poczucia przyjemności potrzebować będziemy go więcej. Między innymi z tego względu tak trudno zrezygnować z popularnych napojów dostępnych na rynku. Pijemy ich coraz więcej, a producenci sami nas do tego zachęcają, zwiększając np. objętości butelek. W restauracjach typu fast-food, na przestrzeni lat, wielkość kubków do których wlewane są napoje gazowane (zarówno małych, średnich jak i dużych) zwiększyła się trzykrotnie. To odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie naszych organizmów na uzależniający cukier, ale także pułapka, w którą łatwo wpaść.

Kieliszek wina "przed snem"

To rytuał coraz częściej popularny wśród kobiet. Niestety kobiety uzależniają się od alkoholu szybciej niż mężczyźni (znaczącą rolę odgrywa tu metabolizm), a "lampka wina" szybko przestaje wystarczać. Nie daje już tego samego efektu, co na początku, zatem dla jego osiągnięcia potrzebna jest większa ilość alkoholu. To powoduje, że - często bezwiednie - wchodzimy w proces uzależnienia. Jednak często kobiety tłumaczą same przed sobą, że piją kulturalnie, a wino to napój szlachetny, więc nie ma mowy o alkoholizmie. To błędne myślenie, ponieważ to wcale nie rodzaj trunku odgrywa rolę w rozwinięciu uzależnienia.

Jak walczyć ze zgubnymi przyzwyczajeniami?

Musimy uświadomić sobie, że nasze nawyki nam szkodzą. Bez tego i bez chęci wprowadzenia zmian w swoim życiu, nie osiągniemy sukcesu. Często jednak nawet silna potrzeba zerwania z nałogiem, okazuje się ponad nasze siły. W takiej sytuacji pomocna jest psychoterapia, a gdy i ona nie wystarcza, a problemem z jakim się zmagamy jest alkohol, środki farmakologiczne czy narkotyki, warto rozważyć skorzystanie z pomocy ośrodków odwykowych, w których uzyskamy dodatkowe wsparcie lekarza.

poniedziałek, 30 marca 2015

Źle się czujesz, masz wahania nastroju? Być może winna jest tarczyca

Tarczyca odpowiedzialna jest za produkcję hormonów – tyroksyny (T4) i trójodotyroniny (T3), niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania wszystkich tkanek i komórek w organizmie. Oznacza to, że w dużym stopniu, odpowiedzialna jest ona również za pracę układu nerwowego.

Choroby tarczycy mogą zatem wpływać negatywnie na samopoczucie, choć sam chory obwiniać za nie może przemęczenie pracą czy stres. Często nie jest też w stanie w żaden sposób wskazać, skąd pojawiło się u niego obniżenie nastroju. Jeśli kłopoty z określeniem przyczyn złego samopoczucia u Pacjenta ma również psycholog, warto pomyśleć o wykonaniu podstawowych badań. Morfologia pozwoli na określenie pracy tarczycy (w wynikach widnieje jako TSH), a w razie potrzeby można również wykonać USG narządu i sprawdzić czy nie pojawiły się w nim guzki - zwykle niegroźne, ale pozwalające na dalszą diagnostykę.

USG tarczycy
Badanie USG tarczycy jest całkowicie bezbolesne, a pozwala na wykrycie niepożądanych zmian w tym narządzie

Jeśli zatem "coś jest nie tak", ale nie sposób ustalić przyczyn u psychoterapeuty, a i środki mające poprawić samopoczucie (przepisane przez psychiatrę) nie działają tak, jak powinny, warto wrócić do podstaw i skontaktować się z lekarzem rodzinnym. Może się okazać, że przyczyna złego samopoczucia tkwi właśnie w nieprawidłowym funkcjonowaniu tarczycy.

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

czwartek, 19 marca 2015

Samopoczucie a pogoda

Wiosna i jesień to te pory roku, które najbardziej utrudniają funkcjonowanie osobom szczególnie wrażliwym. Wahania temperatur, zmienna aura, wszechobecne infekcje - stanowią przysłowiowy "gwóźdź do trumny" dla każdego, kto zmaga się z problemami emocjonalnymi. Nawet leki mające na celu podwyższenie w organizmie poziomu serotoniny (odpowiedzialnej za lepsze samopoczucie), działają znacznie słabiej, gdy za oknem szaleje wichura, a niebo spowite jest chmurami.

smutna kobieta patrzy na deszcz


Co zatem robić?

Pozostaje... przeczekać. Gwałtowne zmiany pogody w końcu się ustabilizują, prawdziwie ciepła wiosna wreszcie nadejdzie a wraz z nią, naturalne źródło serotoniny dostarczane nam przez słońce. Nie musimy (a nawet nie powinniśmy!) jednak czekać na zmiany z założonymi rękami. To dobry czas, by zadbać o dietę (warzywa, owoce, orzechy, jogurty - bogate w przyjazne dla naszego organizmu bakterie). Warto też zacząć się więcej ruszać. Jeśli pogoda wyraźnie nie sprzyja spacerom - ćwiczmy w domu. Wysiłek fizyczny również poprawia samopoczucie, uwalnia bowiem hormony odpowiedzialne za dobry nastrój. Ważne, by ćwiczenia trwały przynajmniej 20 minut - przy okazji spalimy nadmiar zgromadzonego w czasie zimy tłuszczyku.

Wiosną dobrze jest także zgłosić się do lekarza pierwszego kontaktu na badania kontrolne. Podstawowa morfologia, badanie moczu, a w przypadku kobiet - cytologia i USG piersi, pozwolą na wychwycenie ewentualnych zmian chorobowych, które mogą dodatkowo przekładać się na gorsze samopoczucie. Warto również zbadać sobie tarczycę!

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

czwartek, 26 lutego 2015

Jeśli dziecko nie słucha...

Zabiegani rodzice często zgłaszają się do psychologów ze swoimi dziećmi mówiąc, że te ich "ignorują". Ale czy rzeczywiście tak jest?

W zabieganym świecie często zapominamy, jak bardzo nasza rzeczywistość różni się od rzeczywistości kilkulatka. Do dziecka nie możemy zwracać się tak samo, jak do kolegi z pracy, życiowego partnera czy innej osoby dorosłej. Nie odrywając wzroku od komputera i wydając dziecku polecenia, nie dziwmy się, że maluch nie reaguje na nasze komunikaty.

Jeśli chcemy, by dziecko nas wysłuchało, musimy nawiązać z nim kontakt. Dobrze jest uklęknąć bądź przykucnąć przed naszą pociechą i spojrzeć jej w oczy. A następnie, w sposób przystępny, wyjaśnić o co nam chodzi. Im krótszy komunikat, tym lepsze osiągniemy rezultaty.

rozmowa z dzieckiem
Kontakt wzrokowy to pierwszy krok do udanej rozmowy z maluchem


Nikt nie lubi być zaskakiwany

Dzieci nie są tu wyjątkiem. Zastanówmy się, jak byśmy się poczuli, gdyby 5 minut przed wyjściem z pracy szef poinformował nas o dodatkowym, pilnym zadaniu, którego wykonanie zajmie nam przynajmniej trzy kwadranse? Czy nie lepiej poczulibyśmy się, gdyby zwierzchnik uprzedził nas o nim wcześniej, pozwalając przynajmniej na psychiczne przygotowanie się do dłuższego pozostania w pracy?

Tak samo jest z dzieckiem. Nie zaskakujmy go informacją podczas obiadu, że zaraz po zakończonym posiłku planujemy zabranie go np. do babci lub na zakupy. Powiedzmy mu o tym wcześniej, by mogło się oswoić z tym, że czekają je dodatkowe zajęcia. Jeśli zbliża się pora pójścia spać, nie zabierajmy dziecka za rękę każąc mu położyć się do łóżka, ale powiedzmy "Po dobranocce umyjemy ząbki i pójdziemy spać".

Jeśli zależy nam na konkretnej reakcji ze strony dziecka, nie sugerujmy mu, że dajemy mu wybór. Dlatego jeśli chcemy przekazać mu, że ma posprzątać zabawki, powiedzmy "Czas schować zabawki do pudełka" zamiast "Teraz posprzątamy zabawki, dobrze?". Ta druga forma może sprawić, że dziecko wprost odpowie nam "Nie". I nie bądźmy tym zaskoczeni, przecież pytając, zasugerowaliśmy maluchowi, że dajemy mu wybór.

Zatem zanim postanowimy zabrać dziecko do poradni psychologicznej, wypróbujmy tych kilka, prostych metod poprawienia wzajemnej komunikacji. Jeśli nie zadziałają, a nasza pociecha będzie wciąż ignorować nasze słowa, buntować się czy wręcz wpadać w histerię - wówczas poszukajmy powodów takiego zachowania. I w tym przypadku spotkanie z terapeutą dziecięcym faktycznie może pomóc w rozwiązaniu problemu.


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

niedziela, 22 lutego 2015

Dlaczego psychoterapia jest ważna?

Często leczenie u psychiatry nie jest wystarczającym sposobem na uporanie się z depresją oraz innymi problemami emocjonalnymi. Leki ułatwiają funkcjonowanie, ale zwykle ich odstawienie powoduje nawrót choroby. Dlatego też należy sięgnąć głębiej i temu właśnie służy psychoterapia.

kobieta z depresją
Bez pomocy specjalisty zazwyczaj trudno jest odkryć podłoże przytłaczających nas problemów

O ile nie mamy do czynienia z depresją wynikającą z trudnego przeżycia (śmierć bliskiej osoby, wypadek, rozwód), konieczne jest odkrycie jej źródła. Czasem trzeba cofnąć się aż do czasów dzieciństwa. Człowiek często wypiera ze swojej świadomości bolesne przeżycia, ale w podświadomości wciąż one funkcjonują i każdego dnia wpływają na stan emocjonalny osoby chorej. Zadaniem psychologa jest wydobycie na światło dzienne tych wydarzeń. Dla Pacjenta jest to trudny proces, wymaga bowiem pozwolenia na to, by bolesne wspomnienia, przez lata wypierane, znów zaistniały w świadomości. Jednak tylko "rozdrapanie" starych ran i zrozumienie tego, jak na psychikę wpłynęły otrzymane w przeszłości ciosy, pozwala na przeprowadzenie odpowiedniego procesu leczenia i zabliźnienia tych ran na dobre.

Jednak nie zawsze ból duszy wynika z tego, co zdarzyło się przed laty. Równie często to obecna sytuacja w jakiej Pacjent się znajduje, wpływa na emocje. I choć są one lekceważone, a osoba chora nie łączy ze sobą rozgrywających się w jej życiu dramatów, to właśnie taka piramida "drobiazgów" zaczyna ją obciążać, prowadząc ostatecznie do załamania.

Sądziłam, że jestem po prostu zmęczona - mówi jedna z uczestniczek terapii - Dopiero podczas spotkań z psychologiem uświadomiłam sobie, że na przestrzeni ostatnich kilku lat wydarzyło się tak wiele w moim życiu, że moment załamania był kwestią czasu. Zawał mojej mamy, następnie wykrycie u niej raka, zachorowanie na białaczkę i w końcu śmierć drugiego członka rodziny, problemy w małżeństwie, zdrada... Nie działo się to wszystko jednocześnie, ale następowało jedno po drugim, więc nie miałam nawet czasu na oswojenie się z zażegnaniem jednego kryzysu, bo za chwilę pojawiał się następny. I znów musiałam walczyć.

Taki przewlekły stres prowadzi w końcu do wyczerpania psychicznego. Pacjent staje się apatyczny, zmęczony, ma trudności z koncentracją, a dodatkowo - podświadomie - oczekuje na nadejście kolejnego nieszczęścia i zamiast poświęcać swoje siły na regenerację po bolesnych zdarzeniach, kumuluje je w sobie przygotowując się na następny cios.

Bez względu na to, co wywołało depresję czy inne zaburzenia (które z depresją zwykle się łączą), pomoc specjalisty jest niezbędna. Przeprowadzenie dogłębnej analizy i pokazanie Pacjentowi sposobów na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami, to pierwszy krok do prawdziwego wyzdrowienia.

Jeśli czujesz, że możesz potrzebować wsparcia psychologa, zadzwoń do nas - prowadzimy terapię w obrębie Warszawy i okolic: 504 242 340


Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

środa, 28 stycznia 2015

Psychiatra z powołania czy zwykły naciągacz?

Lekarz - jeden z zawodów największego zaufania publicznego. Przynajmniej w teorii. Lekarz psychiatra? Tu sprawa jest jeszcze poważniejsza, ponieważ w ręce obcego człowieka oddajemy nie tylko fragment uszkodzonego ciała (złamana ręka, bolący kręgosłup), ale siebie. Bo to przecież nasza psychika definiuje nas samych, kształtuje nasze zachowania, od niej zależy nasze samopoczucie. Otwierając się przed psychiatrą, obnażamy własną duszę. 

Każdy psychiatra powinien legitymować się dyplomem ukończenia studiów doktoranckich na odpowiednim kierunku. Ale wiedza a etyka, niestety nie zawsze idą ze sobą w parze. Zwłaszcza, że psychiatra to zawód naprawdę dochodowy - 30 minut prywatnej konsultacji potrafi kosztować średnio nawet 150 zł!

Jak zatem zorientować się, że trafiliśmy na dobrego lekarza? Nie jest to proste, ale uspokoić powinno nas:
  • przeprowadzenie z Pacjentem szczegółowego wywiadu (nie tylko związanego z rodziną, okresem dzieciństwa i dojrzewania, ale także przechodzonych w przeszłości lub obecnie chorób somatycznych);
  • zorientowanie się jakie leki i w jakich dawkach przyjmuje Pacjent (dotyczy również leków bez recepty);
  • okazanie wyrozumiałości i ciepła Pacjentowi - to wyjątkowo istotne, ponieważ osoba cierpiąca na zaburzenia emocjonalne szuka u lekarza wsparcia (zwykle w swoim otoczeniu spotyka się z niezrozumieniem lub wręcz odrzuceniem);
  • lekarz powinien umożliwić Pacjentowi kontakt ze sobą tak, by w razie pojawienia się wątpliwości np. podczas przyjmowania leków, nie było konieczności umawiania się na kolejną (płatną!) wizytę, lecz by poradę można było uzyskać mailowo lub telefonicznie;
  • psychiatra zawsze powinien zainteresować się czy Pacjent uczęszcza bądź uczęszczał na psychoterapię - i dopytać o efekty takich spotkań; w razie możliwości i potrzeb, polecić ośrodek, w którym Pacjent znajdzie dodatkowe wsparcie terapeutyczne;
  • postawienie diagnozy - czasem nie wystarczy do tego jedna wizyta, jednak już po kilku spotkaniach, lekarz powinien orientować się czy ma do czynienia z osobą cierpiącą na dystymię, depresję kliniczną, CHAD, nerwicę lękową czy też innego rodzaju zaburzenia emocjonalne;
  • zawsze psychiatra powinien spytać czy Pacjent ma myśli samobójcze czy podejmował próby odebrania sobie życia i czy stosował wobec siebie autoagresję.

Jeśli lekarz tylko udaje zainteresowanie problemem, z pewnością nie przeprowadzi pełnego wywiadu, skupi się na przepisaniu leków i wyznaczeniu terminu kolejnej wizyty. W przypadku braku efektów leczenia, zwiększać będzie dawki leku, nawet jeśli Pacjent wyraźnie informuje, że pomimo przyjmowania niemal maksymalnej dawki leku, jego samopoczucie się pogarsza (tu należy jednak zauważyć, że większość leków antydepresyjnych zaczyna działać po 2-3 miesiącach. Jeśli po kolejnych tygodniach nie widać poprawy, wówczas można rozważyć zwiększenie dawki. Dalszy brak poprawy lub wręcz gorsze samopoczucie, przemawiają za zmianą leczenia).

Czasem ciężko trafić jest na zaangażowanego psychiatrę czy psychoterapeutę. Poniżej publikujemy opowieść 35-letniej kobiety, która z depresją zmaga się od blisko 15 lat. Na jej prośbę, pomijamy imię tej Pacjentki.

młoda kobieta cierpiąca na depresję


Pierwszy raz do psychologa trafiłam po rozwodzie rodziców, mając 5 lat. Już wtedy było jasne, że różnię się od rówieśników i tak jest do tej pory. Po względnie szczęśliwym przejściu podstawówki, zaczęły się problemy z brakiem akceptacji w liceum. Łzy towarzyszyły mi do czasu zmiany szkoły. Potem było gorzej - studia. Złe samopoczucie wciąż zrzucałam na karb "dojrzewania". Jednak po ukończeniu 25-ego roku życia uznałam, że dzieje się coś więcej, że moje fatalne samopoczucie to nie efekt zakończonego niedawno, wyjątkowo trudnego związku czy mobbingu w pracy. Gdy na ulicy spotkałam przyjaciółkę, a ta spytała, co u mnie słychać, rozpłakałam się i nie mogłam uspokoić przez dobry kwadrans. To wtedy uznałam, że albo ze sobą skończę, albo zacznę szukać pomocy.
W moim mieście odwiedziłam 7 psychologów. 3 ewidentnie interesował tylko mój portfel (pobierali "abonament" - nawet gdy nie mogłam zjawić się na wizycie, choćby z uwagi na chorobę, musiałam zapłacić tak, jakby się odbyła). 3 kolejnych wprost powiedziało, że nie udźwigną mojego przypadku, co było dla mnie dodatkowym gwoździem do trumny. Tylko jedna terapeutka pomogła mi na tyle, że przestałam budzić się z wyrzutami sumienia i myślami samobójczymi. Uznała jednak, że moja "osobowość dystymiczna" to jedno, a widoczna u mnie depresja, to drugie. Wprost powiedziała mi, że powinnam zgłosić się do psychiatry. Wówczas nasze spotkania zakończyła.
Pierwsza pani "doktor" już na pierwszy ogień przepisała mi jeden z najsilniejszych leków, praktycznie nie przeprowadzając ze mną wywiadu. Lek doprowadził do powstania arytmii, z którą borykam się do dzisiaj. Druga psychiatra przyjęła mnie jak jednostkę zakłócającą jej spokój - całą wizytę paliła papierosa i spoglądała na zegarek (czułam się tak, że miałam ochotę uciec), aż w końcu dała mi recepty i na tym nasze drogi się rozeszły. Trzeci był mężczyzna. Sądziłam, że potraktuje sprawę poważniej. Niestety - na każdą wizytę spóźniał się przynajmniej 30 minut (rekord to półtorej godziny), a podczas wizyty opowiadał mi głównie o własnych problemach w pracy. Zrezygnowałam po kilku spotkaniach, ponieważ i on ograniczał się do wręczania mi recept, bez jakichkolwiek dociekań odnośnie moich problemów, choćby kardiologicznych.
Wreszcie trafiłam na wspaniałą psychiatrę, która miała mnie pod opieką 3 lata. Jednak im większym powodzeniem cieszyła się wśród Pacjentów, z tym mniejszym zainteresowaniem traktowała ich problemy. Przez większość wizyt odbierała telefony i zapisywała kolejnych Pacjentów w swoim kalendarzyku (15 minut rozmowy ze mną, 15 minut umawianie spotkań z kolejnymi "złotówkami"). Ostatnio zaś, znając świetnie moją historię, przepisała mi lek na widok którego mój własny kardiolog niemal nie dostał zawału. Okazało się, że przyjmując go, mogłabym trwale uszkodzić sobie serce.
Moja historia jest smutna, ale wierzę, że są lekarze, którym z czasem nie przewraca się w głowach od inkasowanych pieniędzy i dla których Pacjent zawsze będzie najważniejszy. Czy takiego lekarza jeszcze znajdę? Nie wiem. Jestem po próbie samobójczej. Daję sobie ostatnią szansę na pomoc. Oby tym razem się udało. Czego sobie i wszystkim znajdującym się w podobnej sytuacji do mojej, życzę z całego serca.

czwartek, 15 stycznia 2015

Depresja a może dystymia?

Depresja to hasło, które jest coraz lepiej rozpoznawane w społeczeństwie. I choć wciąż traktowane jest jak temat tabu, to jednak dotknięte nią osoby zwracają się o pomoc do specjalisty - psychiatry czy psychologa, który jest w stanie złagodzić przebieg choroby, a nawet w zupełności ją wyleczyć.

Inaczej sprawa ma się z dystymią. Wiele osób kompletnie nie zdaje sobie sprawy z faktu, że choruje na nią (często od dziecka) i złe samopoczucie czy ciągły smutek, traktuje jako część siebie, element własnego charakteru, z którym nie jest w stanie walczyć. Osoby dotknięte dystymią często umierają nie wiedząc, że wcale nie były skazane na życie w ciągłym przygnębieniu i poczuciu beznadziei.

Czym jest dystymia? To choroba podobna do depresji, jednak o łagodniejszym przebiegu. Chory miewa lepsze dni, potrafi cieszyć się z sytuacji, które mu sprzyjają, jednak przez większość czasu odczuwa zagubienie i pustkę w swoim życiu, której nie potrafi niczym wypełnić. Objawy tej choroby w wielu aspektach przypominają depresję kliniczną i, nie leczone, potrafią przybrać jej postać, a wtedy proces leczenia znacznie się wydłuża.

Cierpiący na dystymię zmagają się:
  • z towarzyszącym im smutkiem
  • apatią
  • poczuciem winy
  • zaniżonym poczuciem własnej wartości
  • problemami ze snem (bezsenność lub nadmierna senność)
  • nadmiernym apetytem lub jadłowstrętem
  • brakiem sensu życia
  • ciągłym zmęczeniem
  • stopniowym wykluczaniem się z życia towarzyskiego
  • powolną utratą zainteresowań
  • dolegliwościami somatycznymi (m.in. trawiennymi, notorycznymi bólami głowy)

dystymia
Dystymia to nie tylko dolegliwości psychiczne, ale i somatyczne - w tym uciążliwe bóle głowy

Wizyta u psychiatry

Jeśli cierpiący na dystymię zgłosi się po pomoc do psychiatry, często wychodzi z diagnozą depresji i receptą na leki, które w przypadku dystymii nie są skuteczne. Chory potrzebuje o wiele słabszych dawek, a także trochę innego rodzaju środków farmakologicznych niż te, które stosuje się w depresji, pomocna jest także psychoterapia. Pacjent widząc, że po lekach czuje się gorzej, często rezygnuje z dalszego leczenia uznając, że ciągłe przygnębienie to po prostu część jego charakteru (często padają słowa "po prostu jestem pesymistą, muszę jakoś z tym żyć"). Tymczasem dobrze przeprowadzony wywiad i odpowiednio dobrane leki potrafią sprawić, że chory odzyskuje prawdziwego siebie - radość życia, aktywność. Znikają problemy ze snem, bóle fizyczne, a także ciągłe uczucie zmęczenia odbierającego siłę do działań.

Pomoc psychologa

W leczeniu dystymii dużą rolę odgrywa psychoterapia (prowadzona choćby poprzez psychologów z ośrodka http://www.strumykowa.com.pl/ oraz w innych placówkach leczniczych). Dzięki terapii możliwe jest odnalezienie źródeł problemów i tych czynników, które wpływają na pogorszenie stanu chorego.

Choć w dystymii zdarzają się "przeploty" lepszego samopoczucia z gorszymi dniami, nie należy mylić jej z chorobą afektywną dwubiegunową! W dystymii nie występują bowiem stany manii, a zmiany nastroju występują w dużo krótszych okresach niż ma to miejsce w ChAD.

Co robić? Walczyć!

Jeśli podejrzewamy dystymię u siebie lub kogoś bliskiego, skontaktujmy się ze specjalistą. Tylko on postawi prawidłową diagnozę (kluczowe jest tutaj dogłębne zebranie wywiadu!) i pomoże wyjść na tzw. prostą. Warto, bo ignorowana dystymia przeradzająca się stopniowo w depresję, potrafi całkowicie odebrać radość życia, a nawet doprowadzić do pojawienia się myśli samobójczych.


UWAGA: jeżeli uważasz, że dystymia to Twój problem, zadzwoń pod numer 504 242 340 (pomoc dla mieszkańców Warszawy) i umów wizytę u specjalisty.