wtorek, 16 grudnia 2014

Masz problem? Ośmiesz go!

"Ja chcę tak żyć. Że po prostu, żeby się śmiać z tych problemów, które sami sobie stwarzamy. Dlaczego ja mam się denerwować? Tak staram się układać swoje życie. Jeżeli jest problem w domu, to ja staram się ten problem ośmieszyć, bo on wtedy nie ma znaczenia, on przestaje być problemem."

Cezary Pazura

Te proste, a jednocześnie niezwykle mądre słowa wypowiedziane przez jednego z najpopularniejszych polskich aktorów i komików, mogą okazać się receptą na szczęście dla wielu z nas. Faktem jest bowiem, że często sami stwarzamy sobie problemy, wyolbrzymiamy kłopoty lub po prostu martwimy się "na zapas". Wielu z nas jest mistrzami w tworzeniu czarnych scenariuszy, zarówno w kwestii drobiazgów jak i poważniejszych problemów. A przecież można inaczej! I najlepszym dowodem na to jest młody komik Jack Caroll, który potrafi śmiać się nawet z własnej, nieuleczalnej choroby.



Czy to rzeczywiście koniec świata?

Przypomnijmy sobie rzeczy, o które martwiliśmy się w przeszłości, a z których dzisiaj się śmiejemy. Przyłapanie na ściąganiu w liceum? "Kompromitacja" wśród znajomych? Niezdany egzamin na studiach, który i tak poprawiliśmy w drugim terminie? Skoro dziś potrafimy podejść do tych kwestii z dystansem, spróbujmy w ten sposób reagować na problemy, z jakimi zmagamy się tu i teraz. I choć nie wszystkie nieszczęścia możemy swobodnie zignorować, to znaczną część kłopotów - owszem.

Kłania się tu opracowany przez ś.p. pisarkę Joannę Chmielewską "Sposób na chandrę". Choć nie zawsze prezentował on gotowe rozwiązanie na nieszczęście, to jednak przelanie problemu na papier i próba znalezienia choć tymczasowego sposobu zaradzenia złu, podnosiła na duchu. Jak miało to działać? Wyjątkowo prosto.

Wystarczyło na kartce, w jednej kolumnie, spisać wszystkie aktualne nieszczęścia, a w kolumnie obok - pomysły na ich usunięcie. Na przykład:

1. Zgubiłam ulubiony pierścionek! - 1. Nie potrzebuję go teraz, na pewno znajdzie się przy okazji.
2. Nie mam pieniędzy! - 2. Jak masa innych osób.
3. Straciłam adoratora! - 3. To raczej jego strata, nie moja.
4. Nie wyrobię się z pracą! - 4. Posiedzę w nocy i zdążę.
5. Cierpię na apatię... - 5. Przeczekam, aż mi przejdzie.

Choć te "złote rady" nie zawsze są w stanie problem rozwiązać, to jednak pozwalają nabrać do niego dystansu, a to już krok w dobrym kierunku.

Gdy nic nie działa

Oczywiście jeśli cierpimy z powodu depresji, nasz umysł skutecznie odmawia przestawienia myśli na bardziej optymistyczne "tory" i w tej sytuacji potrzebna jest już pomoc specjalisty. Wówczas warto sięgnąć po telefon i wykręcić numer do poradni psychologicznej, w której uzyskamy pomoc (w Warszawie takim numerem jest choćby 504 242 340).

środa, 26 listopada 2014

Chce się żyć!

"Chce się żyć" to inspirujący film o Mateuszu, który z powodu porażenia mózgowego zamknięty jest w swoim ciele. I choć wszystko rozumie, nie ma możliwości porozumiewania się ze swoim otoczeniem. Do czasu odkrycia przez chłopca języka Blissa.

Po obejrzeniu tego filmu, wzruszającego, ale i dającego nadzieję, dochodzi się do wniosku, że nasze codzienne zmartwienia tak naprawdę nie są dramatami, a jedynie przeszkodami DO POKONANIA. Proste marzenia, jak pójście na spacer, wycieczka do kina - jeśli tylko chcemy, możemy je zrealizować. W przeciwieństwie do Przemka (to on stał się jedną z inspiracji dla stworzenia postaci Mateusza).



Choć to straszne, często dopiero widząc cierpienia innych osób uświadamiamy sobie, że tak naprawdę nie mamy tak wielu powodów do załamywania się, jak mogło by się nam wydawać. Na dręczące nas choroby - istnieją leki. Gdy coś nas boli - możemy o tym powiedzieć, a już samo "wyrzucenie z siebie" bólu słowami, daje pewną ulgę. Jakbyś jednak czuł/a się zamknięta w więzieniu własnego ciała, przez ponad 25 lat? Jak działałoby na Ciebie określanie Twojej osoby "rośliną", z którą nigdy nie będzie kontaktu?

Po obejrzeniu filmu nie tylko możemy poczuć wstyd na nasze codzienne narzekania, ale może obudzić się też w nas moc i chęć pomagania innym. Cierpliwość i wyrozumiałość dla drugiego człowieka. Mamy możliwość spojrzenia na siebie i stwierdzenia "Dobrze jest!". Naprawdę "Chce się żyć!". A w chwilach zwątpienia wróćmy do filmowego Mateusza i setek osób, które są w jego sytuacji. Zastanówmy się, co możemy dla nich zrobić. Mając do dyspozycji mowę, poruszające się zgodnie z naszymi pragnieniami ręce i nogi. Być może właśnie wolontariat okaże się tym, co pozwoli nam zapomnieć o własnych problemach, ułatwi pomoc innym. I sobie.

Nie bójmy się odmienności! 


sobota, 15 listopada 2014

Pigułka szczęścia

Kiedyś takim mianem określano Prozac. Branie go było wręcz modne, a społeczeństwo w krajach zachodnich okrzyknęło go "pigułką szczęścia". Od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt lat i Prozac stosowany jest już coraz rzadziej. Ale przemysły farmaceutyczne nie dają za wygraną! Na rynek trafiają kolejne leki mające łagodzić stany lękowe i przeciwdepresyjne, a wiele osób łyka je wręcz z lubością wierząc, że po nich znikną wszystkie ich problemy. Tak się jednak nie dzieje. Dlaczego?

"Organizm człowieka został przystosowany do radzenia sobie w trudnych sytuacjach bez udziału chemii. I bez problemu dawalibyśmy sobie radę nadal, gdyby nie obecne realia" - mówi +Monika Firlej, z wykształcenia psycholog - "Niestety dziś musimy być ciągle w formie, nie możemy pozwolić sobie na wolny dzień. Jeśli zatem lekarz mówi: po tym poczujecie się lepiej, bez zastanowienia chwytamy zaoferowany nam środek."

Jak się jednak okazuje, wiele leków mających łagodzić depresję, nie wystarcza. Lekarze dokładają więc do nich kolejne - na pobudzenie, na sen, psychotropy. Pacjent wychodzi od lekarza z receptami i rozpoczyna kurację. Uprzedzony, że pierwsze pozytywne efekty może zauważyć dopiero po kilku miesiącach, karnie łyka przepisane mu pigułki. Czy rzeczywiście jednak one pomagają?

"W dużym stopniu tak, o ile lekarz wie jak połączyć ze sobą konkretne specyfiki i z góry zastrzega, że po kilku miesiącach konieczne będzie stopniowe uwalnianie się od leków. Problem w tym, że zachwycony działaniem chemii pacjent, wcale tego nie chce!" - kontynuuje +Monika Firlej.

kobieta na haju
Młoda kobieta na haju wywołanym lekami psychotropowymi

I trudno się temu dziwić. Pierwsze miesiące i kolejne tygodnie, często przynoszą poprawę. Leki nasenne pozwalają się wyspać, człowiek jest pełen energii, apatia gdzieś znika. Gdy jednak na kolejnej wizycie u lekarza słyszy, że poprawa jest znaczna, można więc powoli leki odstawiać, w pacjencie pojawia się bunt. Uwierzył w nieograniczoną moc leków i ani myśli się z nimi rozstawać.W skrajnych przypadkach udaje się do innego lekarza, powtarza swoją historię, wspomina, że kiedyś świetnie podziałał na niego taki oto zestaw (...) i bardzo prosi o powtórzenie leków, które oczywiście w stosownym czasie odstawi.

"To błędne koło. Jeden pacjent potrafi odwiedzić nawet kilkunastu lekarzy, błagając, prosząc, zmyślając coraz to nowsze historie tylko po to, by dostać upragniony lek. I cóż - zwykle faktycznie go dostaje" - podsumowuje +Monika Firlej

Niestety leki psychotropowe i nasenne mają silne skłonności uzależniające. Wpływają na organizm i psychikę. Dotychczasowe dawki przestają wystarczać, pacjent więc na własną rękę bierze coraz więcej i więcej. Dramat przerywa zwykle dopiero przyjazd pogotowia po przedawkowaniu, a kolejnym krokiem jest już hospitalizacja.

Dlatego też warto działać w chwili, w której orientujemy się, że coś jest nie tak. Że ukochane leki zaczynamy nosić przy sobie, że podwajamy dawki, a pudełka z farmaceutykami skrzętnie chowamy w różnych miejscach w domu - tak na wszelki wypadek. To sygnał alarmowy, którego nie możemy przegapić. Co wtedy zrobić? Jak najszybciej zgłosić się do psychologa a gdy to nie wystarczy, pomocy szukać w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień. Odstawienie leków nie jest bowiem prostsze niż rezygnacja z picia czy nadużywania narkotyków. I może nie tylko zrujnować zdrowie, ale także - i nie bójmy się tego określenia - zabić. Dlatego też jak najszybciej należy skierować się do specjalisty, który pomoże nam powrócić do normalnego życia. Bez chemii.

Treści publikowane na tym blogu mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą zastąpić konsultacji z lekarzem!

piątek, 7 listopada 2014

Problemy z samooceną cz.2.

Niektórzy, jak bohaterka mojego poprzedniego artykułu, niepewność i niską samoocenę, "zawdzięczają" kilku członkom rodziny. Wystarczy, by od najmłodszych lat traktować dziecko jako trzeciorzędne, by nie umiało poradzić sobie w szkolnym, a potem w dorosłym życiu. Tacy ludzie mówią "nie jestem tego warta", "nie uda mi się", a osiągane sukcesy wciąż umniejszają, bo tak zareagowałaby rodzina, której część skupiona była wyłącznie na dogadzaniu starszej wnuczce.

Dziś porozmawiamy sobie o innej przyczynie niskiej samooceny. O niewłaściwym postrzeganiu siebie często świadczy niezadowolenie z własnego wyglądy. Bywa ono nieszczere i przejawia się tylko publicznie, w celu wysłuchania pochlebstw. Ci jednak, którzy faktycznie wstydzą się swojego ciała, nawet jeśli problemem jest tylko krzywy nos, asymetryczne usta czy krzywe nogi, boją się odrzucenia przez rówieśników. W czasach kultu niedościgniętego ideału, torpedowania nas zdjęciami fotomodelek i filmami z pięknymi, wysportowanymi i szczupłymi bohaterami, nasze codzienne życie wydaje się kompletnie przyziemne, a nasz wygląd urasta do rangi problemu, który - o ile nie zacznie być odpowiednio leczony (przez psychoterapeutę) - może wymknąć się spod kontroli i przerodzić w fizyczną chorobę. Na jednym wdechu wyliczyć można dolegliwości dotyczące jedzenia, które rodzą się w umysłach osób marzących o zdrowym ciele i smukłej sylwetce:

  • anoreksja (polega na odmawianiu sobie jedzenia, liczeniu kalorii we wszystkich dostępnych w domu produktach spożywczych oraz nie przekraczaniu indywidualnie ustalonych granic kalorii - niektóre anorektyczki potrafią "żyć" na 300 kaloriach dziennie, podczas gdy przeciętne zapotrzebowanie organizmu kobiety to od 1800 do 2000 kalorii);
  • bulimia (polega na zwracaniu przyjętych wcześniej treści pokarmowych);
  • ortoreksja (obsesja związana z jedzeniem tylko zdrowych produktów. Poczęstowanie takiej osoby czymś niezdrowym, choćby ciastem, wywołuje często histerię.);
  • bridoreksja ("brajdoreksja" od słowa "bride" - Panna Młoda. To odchudzanie się przed ślubem. Zwykle polega na znacznym ograniczeniu spożywanych produktów, co w konsekwencji może prowadzić do popadnięcia w anoreksję).
Młodzi ludzie mocno przeżywają odtrącenie przez rówieśników, którym po prostu się poszczęściło (jak mówiła o tym jedna z modelek: "Wygrałam w genetycznej loterii"). Nie usprawiedliwia to krytykowania osób, mających problem z akceptacją siebie.

dziewczyna ma kompleksy
Wstyd z powodu własnego wyglądu, jest wśród nastolatków bardzo powszechny

Czy to krzywe nogi, przygarbiona sylwetka, nos wyglądający troszkę inaczej niż inne, nadmiar kilogramów... To przecież sama ulubienica części młodzieży (która zdecydowanie "odstaje" od "normy" w zakresie wyglądu), Lady Gaga, śpiewa:

"Jesteś piękna/y, bo Bóg nie popełnia błędów" - bez względu na rodzaj wiary, warto przemyśleć te słowa. Tacy przyszliśmy na świat. Jeśli chcemy, możemy się oczywiście zmienić (odchudzanie warto zacząć od spotkania z dietetykiem i trenerem na siłowni). Jeśli dokuczanie w szkole dotyczy tych partii ciała, na które sami nie mamy wpływu (odchudzaniem nie wyprostujemy sobie nóg, choć już np. ćwiczeniami kręgosłupa pozbędziemy się rozwijającego się garba), albo zacznijmy je ignorować, ale zasięgnijmy pomocy psychologa. Ułatwi on nam zaakceptowanie siebie i uodporni nas na bezmyślną krytykę innych.

wtorek, 21 października 2014

Problemy z samooceną cz.1.

Miewamy je wszyscy, a podłoża problemu bywają różne. Warto jednak skupić się na tym, co nas obciąża i nie pozwala oderwać się od ziemi.

Nie zasługuję

Jeśli tak właśnie myślimy to, szansa, że wiedziemy naprawdę szczęśliwe życie, jest znikoma. Poczucie, że coś w naszej codzienności jest niezgodne z nami i naszymi pragnieniami, rodzi frustrację. Jednak czy w ogóle wiemy, jakie są nasze pragnienia?

Poznałam kiedyś młodą kobietę, tuż przed jej trzydziestymi urodzinami. Rozmawiałyśmy bardzo długo. Okazało się, że prowadzi firmę, jest osobą szanowaną w branży, poszerza swoje kwalifikacje. Ma męża, w domu układa się dobrze. 

właścicielka firmy
Realizująca się w swojej pracy, a jednak zniewolona przez przeszłość kształtującą teraźniejszość

Coś jednak było nie tak. Mówiła o swoich obowiązkach z entuzjazmem, ale pod nim czuć było rozczarowanie. W końcu wydusiła z siebie zdanie:
- Nie jestem osobą, która łatwo rozmawia o pieniądzach. Wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię, ale coraz częściej muszę do firmy dokładać. Nie umiem poprosić Klientów o to, by płacili mi więcej?
- Dlaczego? - spytałam krótko - Zwiększenie wydatków, z tego co Pani mówi, jest uzasadnione.
- Jest, ale... - nerwowo przygryzła wargę - Boję się, że gdy wspomnę o konieczności zwiększenia kosztów, oni ode mnie odejdą.

Przeanalizowałyśmy całe jej życie i cóż się okazało? Że gdy była małym dzieckiem, opuścił ją ojciec. W latach szkolnych ze strony ojca nie otrzymywała niemal żadnej uwagi, a prezenty od dziadków ze strony taty były zawsze używane - po starszej siostrze ciotecznej, którą dziadkowie się opiekowali. Siostra na osiemnastkę dostała samochód, ona - naszyjnik.


- Nie było to miłe, ale nie czułam zawiści - zwierzyła mi się - Po prostu od tak dawna wpajano mi, że jestem "wnuczką drugiej kategorii", że przyjęłam to jak coś zwyczajnego. Mnie się po prostu nie należało.

To wszystko, plus początkowe niepowodzenia w szkole (nie w nauce, lecz w kontaktach z rówieśnikami) zrodziło w niej przeświadczenie, że jest  gorsza. Powinna zadowalać się tym, co ma i nie ma prawa prosić o więcej - tak przecież zawsze ją traktowano.


Dopiero po cyklu sesji terapeutycznych udało się zmienić jej sposób patrzenia na siebie. Z przestraszonej kobiety stała się osobą, której mottem było: "Dla moich Klientów staram się zawsze uzyskiwać jak najlepsze wyniki, drogą ciężkiej i uczciwej pracy. Klienci rozumieją to, akceptują zachodzące w branży zmiany i zadowoleni z moich dotychczasowych usług, chętnie ze mną zostają, pomimo konieczności zwiększenia kosztów." Powtarzała to jak mantrę, upewniając się w przekonaniu, że to ma sens. I udało się. Choć początkowo ciężko było jej w to uwierzyć, zostali przy niej wszyscy jej Klienci.

Doceniajmy się

To ważna lekcja dla wszystkich - musimy doceniać siebie samych. Inwestować w siebie, ale też dostrzegać jak wyjątkowymi jesteśmy ludźmi. Zamiast się piętnować za porażki (które zdarzają się każdemu), powinniśmy celebrować swoje sukcesy. I traktować je jak siłę napędową do cieszenia się życiem!

wtorek, 7 października 2014

Depresja wśród młodzieży - to nie jest "cool"

Coraz większa liczba młodych ludzi na całym świecie cierpi na depresję. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że towarzyszący im smutek nie jest ani naturalny, ani powiązany z konkretnym wydarzeniem z ich życia - utratą dziewczyny, oblaniem egzaminu i tym podobnymi. Jak podczas jednej z konferencji TED wspomniał nastoletni Kevin Breel: "Depresja nie pojawia się, gdy w życiu coś pójdzie nie tak. Pojawia się, gdy wszystko się układa.".

Student z depresją? To nie jest trendy!

Kontynuując swoje wystąpienie Kevin przedstawił realia studenckiego życia. Wspomniał, że gdyby ktoś miał opisać go "z zewnątrz", prawdopodobnie użyłby słów: zabawny, pewny siebie, imprezowicz, komik, kapitan drużyny koszykówki, super facet. Tymczasem to tylko jedna strona Kevina. Jego wewnętrzne życie wygląda zupełnie inaczej. To poczucie pustki, bólu, niemocy, niekończącego się cierpienia i myśli samobójczych.

Kevin Breel
Kevin Breel mówiący o swojej depresji podczas wykładu na konferencji TED

- Żyjemy w czasach - mówi Kevin - w których depresja jest stygmatyzowana. Choć to choroba dotykająca miliony, której poświęca się dużo czasu w publikacjach i badaniach, jest wciąż tematem tabu, o którym lepiej nie rozmawiać.

Rzeczywiście, nawet na portalach społecznościowych rzadko można znaleźć publiczne wpisy poświęcone depresji. Owszem, niektóre posty brzmią "Mam doła", "Nie chce mi się", ale z lupą szukać wpisu "Cierpię z powodu depresji. Nie mam już na nic sił.".

Nastolatek, który złamie rękę, robi w szkole furorę - każdy chce podpisać się na jego gipsie. Nastolatek, który ma problemy emocjonalne, któremu pękło "życie", zostaje uznany za dziwaka, chorego psychicznie wariata, którego należy unikać.

Co robią więc młodzi ludzie? Udają. Wkładają maski, by nikt nie dostrzegł ich prawdziwego bólu.

Trzymanie w sobie emocji może doprowadzić do schizofrenii

Przez długie lata postępowała tak Eleanor Longden - wszystko co złe, trzymała w sobie, nie mówiła o tym. Gdy wiele lat temu zaczynała studia, tryskała świetnym humorem, wykazywała się ambicją, kreatywnością, nie stroniła od imprez. Swoje prawdziwe "ja" ukrywała tak doskonale, że przekonała samą siebie, że wszystko jest w porządku. Uczucie, bólu, pustki, strachu przed życiem
i ewentualnymi porażkami, zepchnęła głęboko w siebie. W pewnym momencie, gdy była już na drugim semestrze, coś w niej pękło. Ból wyrwał się z podświadomości i objawił w postaci głosu. Eleanor była przerażona. Od tego dnia, bez przerwy towarzyszył jej "komentator" mówiący o tym, co zamierza zrobić lub co już zrobiła dziewczyna. Głos oznajmiał "Opuszcza salę", "Otworzyła drzwi", "Idzie na wykład". Z czasem głosów przybyło, zaczęły być coraz bardziej napastliwe. 

Eleanor Longden
Podczas konferencji TED, Eleanor cofnęła się do czasów studiów i opowiedziała o swoim przypadku
oraz o tragicznych efektach "noszenia maski"

Eleanor trafiała od lekarza do lekarza, ale tylko nieliczni byli w stanie jej pomóc. Niektórzy wręcz zamiast ją wspierać, mówili: "Lepiej, żebyś miała raka. Łatwiej go wyleczyć niż schizofrenię".

Dziś kobieta wie już, że głosy manifestowały jej niewypowiedziane i skrywane lęki, bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Stopniowo uczyła się zamykać kolejne rozdziały życia, które kiedyś zepchnęła do podświadomości sądząc, że to najlepsze rozwiązanie.

Depresji nie można lekceważyć

Nieważne, ile masz lat. Jeśli zmagasz się z depresją, szukaj pomocy! Jeśli nie chcesz rozmawiać o niej ze znajomymi, odwiedź specjalistę, który pomoże Ci poukładać życie i pokazać, jak wiele jeszcze możesz w nim osiągnąć. Terapeutę, który da Ci nadzieję i pokaże, jak radzić sobie z bólem, poczuciem pustki i będzie koncentrować się nie tylko na tym, co obecnie Ci dolega, ale też na tym, co przydarzyło Ci się w przeszłości.

Jeśli potrzebujesz takiej pomocy, zadzwoń na numer telefonu zaufania lub skontaktuj się bezpośrednio z naszą warszawską poradnią psychologiczną504 242 340. Nie czekaj, aż będzie gorzej. Działaj teraz.

czwartek, 25 września 2014

Dlaczego warto być... sympatycznym ;)

Można by pomyśleć, że bajki w stylu "Pałaj miłością do świata, a i on się do Ciebie uśmiechnie", można włożyć do biblioteczki i na zawsze o nich zapomnieć. Film "Podaj Dalej" bazujący na prostym schemacie: ja czynię dobro dla trzech osób i każda z nich czyni dobro dla trzech kolejnych itd. - to tylko ładnie zagrane kino familijne. Bo czy w dzisiejszych czasach zabiegania, ciągłego dążenia do tego, by być lepszym od innych, jest czas choćby na myślenie o miłości do obcych ludzi? Absurd!

A jednak się kręci...

Wystarczy nie więcej niż kwadrans spokoju, by usiąść i zastanowić się nad tym, jakby to było, gdyby ludzie byli wobec siebie serdeczni, wyrozumiali i życzliwi. Raj na Ziemi? Może nie, ale pewnie dałoby się skorzystać na takiej sytuacji:
  • ciepło i serdeczność zbliżałyby ludzi
  • pomocy w nagłych przypadkach szukalibyśmy u przyjaciół albo u zaufanych sąsiadów, zamiast w Internecie
  • nasze dzieci przejmowałyby nasze nawyki i każde pokolenie wprowadzałoby w świat coraz większy spokój, harmonię i radość
Zacznijmy od siebie

Uczciwie - kiedy zrobiliśmy coś miłego dla obcego człowieka? Pomogliśmy wsiąść starszej pani do tramwaju, ustąpiliśmy miejsca kobiecie w zaawansowanej ciąży, pomogliśmy wnieść do przedziału pociągu ciężkie walizki schorowanego człowieka? No właśnie... A każdy taki gest, nie tylko sprawia radość osobie, której pomagamy, a w jej myślach pojawia się ciepłe "Więc są wciąż na tym świecie dobrzy ludzie", ale i my czujemy się lepiej. Trudno wyjaśnić skąd bierze się ta wewnętrzna radość - może to nagroda za spełnienie dobrego uczynku?

kobieta na wózku
Okazanie innym szczerego zainteresowania i sympatii może całkowicie zmienić ich samopoczucie na cały dzień

Nigdy nie rezygnuj

Poniżej przytoczę opowieść, jaką podzieliła się ze mną niedawno znajoma. Otóż od wielu już lat korzystała z tej samej poczty i często, chcąc nie chcąc, lądowała przy okienku niezbyt sympatycznej osoby. Widać było wyraźnie, że ta pani nienawidzi swojej pracy na poczcie, nienawidzi ludzi, emanuje energią przepełnioną niechęcią do wszystkich i wszystkiego. Znajoma postanowiła zaryzykować. Ze szczerym (nie wymuszonym!) uśmiechem podeszła do okienka i poprosiła o pomoc w wybraniu znaczków na dość istotną przesyłkę. Po chwili pani w okienku zainteresowała się tym, że znajomej zależy na delikatnym obchodzeniem się z listem, a antypatyczna dotąd osoba cierpliwie wyjaśniła, że niestety etykiety "ostrożnie" przewidziane są wyłącznie dla paczek. Znajoma uśmiechnęła się i powiedziała, że to nic nie szkodzi, wysyła zdjęcia, dość dobrze zabezpieczone, które powinny przetrwać bez problemu w liście i licznych kopertach ochronnych. Na sam koniec znajoma nisko skłoniła się pani w okienku, serdecznie podziękowała za jej zaangażowanie i pomoc i życzyła jej miłego dnia. I wówczas nastąpił cud! Zamiast suchym głosem wydać polecenie "Następną osobę proszę!", pani z okienka uśmiechnęła się lekko do mojej znajomej i odpowiedziała "Wzajemnie!".

Po prostu warto

Choć od czasu do czasu przypomnijmy sobie powyższą historię. Nie musimy od razu wdawać się w konwersacje, ale uśmiechanie się do ludzi, powitania z sąsiadami, poświęcenie chwili staruszce sprzedającej kwiaty na bazarze to dobro, które działa w obie strony. Uszczęśliwiamy innych i sami stajemy się szczęśliwsi. Warto spróbować!

czwartek, 11 września 2014

Dlaczego negatywne myśli szkodzą?


Chyba niewiele osób może poszczycić się tym, że w ogóle nie obcuje z negatywnymi myślami - wspominaliśmy już o tym we wpisie Siła podświadomości. Przez głowy większości z nas przelatują raczej hasła nacechowane negatywnie:
  • nie dam rady
  • to nie dla mnie
  • niech ten dzień już się skończy
  • nie wiem jak związać koniec z końcem
  • kiedyś było mi lepiej
I tak dalej i tak dalej. Co gorsza, zwykle nie panujemy nad tymi myślami, krążą one w naszych głowach tak często i tak intensywnie, że w końcu stają się częścią nas samych i traktujemy je jak coś naturalnego. Ze świadomości wędrują one głębiej i prędzej czy później - realizują się. Jeśli na przykład obsesyjnie myślimy o tym, że nasze małżeństwo to pomyłka i lada moment czeka nas rozwód, to emanujemy energią, która do rozpadu małżeństwa faktycznie może doprowadzić. Stajemy się bowiem pochmurni, niechętni, przestajemy zabiegać o związek (bo przecież, jak wierzymy, i tak skazany jest on na porażkę). Coraz silniej przekonujemy siebie i innych (przyjaciół, rodzinę), że nasz partner/partnerka zupełnie nie nadaje się na to, by towarzyszyć nam w życiu. I gdy nadchodzi moment samospełniającej się przepowiedni, kiwamy tylko głową myśląc "Wiadomo było, że tak to się skończy".

negatywne myślenie
Pogrążanie się w złych myślach sprawia, że nasze negatywnie nastawienie rośnie - aż w końcu staje się częścią nas samych

Jak zaradzić przyciąganiu do siebie tego, co niekorzystne?

Przede wszystkim musimy zacząć dostrzegać negatywne myśli. Gdy zaczniemy "łapać się" na powtarzanych niczym mantra słowach np. "Mam dość, nienawidzę swojej pracy", otrząśnijmy się i zastanówmy czy faktycznie nasza praca jest tak beznadziejna? Poszukajmy jej zalet, np. całkiem dobra pensja, mili współpracownicy, szef który nie wzywa nas co chwilę "na dywanik", interesujące obowiązki. Jeśli o wszystkim wciąż myślimy źle, spróbujmy zmienić podejście, zaczynając od swoich współpracowników. Okażmy im życzliwość, zwróćmy uwagę na drobiazgi (jeśli koleżanka zmieniła fryzurę na lepszą, powiedzmy "Zrobiłaś coś z włosami? Wyglądasz bardzo ładnie!"). To zbliży nas do nich, rozluźni atmosferę w pracy, a często nasze pozytywne nastawienie, doczeka się odwzajemnienia.

Jeśli nasza praca jest rutynowa (np. polega na wprowadzaniu danych do komputera) zacznijmy rywalizować sami z sobą. Ile danych jesteśmy w stanie bezbłędnie wprowadzić w ciągu dnia? A może ten rekord da się pobić? Wiele osób zmieniając sposób postrzegania swoich zajęć, nie tylko je polubiło, ale wręcz zaczęło odczuwać dumę ze swojej precyzji, szybkości czy umiejętności. Zawsze szukajmy pozytywów w tym, czym właśnie się zajmujemy!

Myśli o chorobie z pewnością nie poprawią naszego zdrowia

Ciągłe doszukiwanie u siebie objawów choroby może nie tylko zamienić nas w hipochondryków, ale też wywołać dolegliwości, których najbardziej się obawiamy. Tak działa psychika - jeśli czegoś intensywnie się spodziewamy, otrzymujemy to. Wielokrotnie przeprowadzone badania naukowe potwierdziły istnienie efektu placebo i nocebo.

W obu przypadkach pacjenci otrzymywali neutralne dla organizmu preparaty. Jednak w pierwszym, lekarze informowali ich o wysokiej skuteczności leku, mającego np. zmniejszyć ból po operacji. Okazało się, że około 70% pacjentów potwierdziło, że po przyjęciu tabletki odczuło ulgę (efekt placebo).

Z kolei efekt nocebo występuje, gdy pacjent przekonany jest o szkodliwym działaniu preparatu na jego organizm. Pewien młody Duńczyk cierpiący na depresję, brał udział w testowaniu nowego leku przeciwdepresyjnego. Był jednak w grupie otrzymującej nie faktyczny lek, lecz wapno. Gdy pewnego dnia postanowił popełnić samobójstwo zażywając wszystkie dostępne pastylki, trafił na ostry dyżur. Jego ciśnienie wzrosło, puls z kolei spadał, a mężczyzna był przekonany, że zaraz umrze. Lekarze przez 4 godziny usiłowali go ustabilizować - bez skutku. Dopiero gdy do szpitala wezwano prowadzącego eksperyment doktora (jego nazwisko widniało na opakowaniu po leku) prawda wyszła na jaw. Lekarz szybko poinformował zarówno personel medyczny, jak i samego pacjenta, że trafił on do grupy przyjmującej wyłącznie preparaty wapnia. W chwili usłyszenia tego komunikatu, stan mężczyzny uległ raptownej poprawie. W ciągu kwadransa wszystkie jego parametry życiowe wróciły do normy. Tak silna potrafi być autosugestia!

Nie dajmy się złym myślom

Jeśli pogrążymy się w negatywnych myślach, z całą pewnością odczujemy ich skutki - czy to w postaci choroby czy też pogorszenia sytuacji  życiowej. Z całej siły powstrzymujmy się przed powtarzaniem sobie niczym mantry, jak jest nam źle. Nawet, jeśli faktycznie przechodzimy kryzys, starajmy się myśleć o tym, że ów kryzys mija, że teraz będzie tylko lepiej. Wyobrażajmy sobie lepszą przyszłość. Wierząc w nią sprawimy, że faktycznie pewnego dnia - nadejdzie. Musimy tylko dać jej na to szansę.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Powrót do szkoły

To już w poniedziałek - dzieci, po dwumiesięcznym odpoczynku, znów zasiądą w szkolnych ławkach. Niektóre cieszą się na myśl o ponownym spotkaniu z przyjaciółmi, inne jednak obawiają się nowych obowiązków (zwłaszcza, jeśli rozpocząć mają właśnie naukę w gimnazjum lub liceum). Ale i uczniowie szkół podstawowych mogą stresować się powrotem do szkoły po wakacjach, w czasie których głównie odpoczywali. Stres może dotyczyć nowych przedmiotów szkolnych, nowych nauczycieli - wszystkiego co nowe. A to dla małego człowieka naprawdę duże obciążenie.
dziecko przytłoczone liczbą zajęć
Powrót do szkoły to dla dziecka duże obciążenie
Jako rodzice, powinniśmy z dużą wyrozumiałością traktować nasze pociechy w tym szczególnym, przełomowym czasie. Nasze dzieci na nowo muszą przywyknąć do szkolnej rutyny, swoich obowiązków i obowiązujących w szkole zasad. Nie oczekujmy od nich, że w ciągu jednego tygodnia przystosują się do nowej sytuacji.

Ważne też, by z dzieckiem dużo rozmawiać - i przed jego wyjściem do szkoły i po powrocie. Spytać o koleżanki i kolegów, nauczyciele, prace domowe. Wspólnie usiąść i na spokojnie przejrzeć nowe podręczniki, podpytać który przedmiot szkolny w danym dniu wydawał się dziecku najbardziej interesujący, a która lekcja go wynudziła - i dlaczego.

Przypominajmy naszej pociesze, że w razie problemów w szkole, zawsze może przyjść do nas, opowiedzieć o swoich kłopotach i znaleźć w nas oparcie. Jeśli uznamy, że sami nie jesteśmy poradzić sobie z trudnościami dziecka, zgłośmy się do psychologa dziecięcego, który podpowie dalsze metody postępowania, jak najlepsze dziecka.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Siła podświadomości

Często można usłyszeć "jesteś tym, co jesz", rzadziej "jesteś tym, co o sobie myślisz". A oba te stwierdzenia są w dużym stopniu prawdziwe.

Świadome myśli, które przepływają nam przez głowę każdego dnia, odciskają się również w podświadomości, kierującej całym naszym życiem. To, jak odbieramy rzeczywistość, jak postrzegamy siebie i innych ludzi, zależy od nas samych w dużo większym stopniu niż można by przypuszczać. Jeśli wciąż popadamy w przygnębienie powtarzając sobie "Czuję potworne zmęczenie. Nie dam rady" to w naszej podświadomości powstanie przekonanie, że rzeczywiście jesteśmy wykończonymi życiem nieudacznikami. Ale czy faktycznie chcemy tacy być?

Pozytywne myślenie

Kreowanie w głowie radosnych, spokojnych i harmonijnych obrazów, wcale nie jest proste. Zwykle łatwiej jest przyswoić sobie myśli negatywne, niż te nastrajające nas w sposób pozytywny. Warto jednak przełamać się i codziennie... ćwiczyć swój sposób myślenia. Tak samo, jak rzeźbimy sylwetkę (poprzez odpowiednią dietę i trening), tak też możemy ukształtować naszą podświadomość.

pozytywnie myśląca kobieta
Szczęścia nie należy szukać w świecie zewnętrznym. Ono jest w nas samych - trzeba tylko po nie sięgnąć.

Wiara czyni cuda

Jeśli chcemy wprowadzić zmiany w naszym życiu, musimy uwierzyć, że uda nam się osiągnąć cel. Powtarzanie sobie "Jest mi dobrze, czuję się bezpiecznie i radośnie" nie zda się na wiele, jeśli będziemy wspomniane słowa wypowiadać bezmyślnie, zupełnie nie wierząc w ich sens. Jednak nabranie przekonania, że poprzez wpajanie sobie nowych prawd osiągniemy zmianę sposobu postrzegania samych siebie sprawi, że faktycznie taka zmiana zacznie w nas następować. Uwierzmy, że możemy być zdrowi i szczęśliwi. Nie zakładajmy z góry, że wizyta u psychologa i opowiedzenie mu o swoich problemach, to strata czasu.  Nie kwestionujmy zdrowego odżywiania, nie wzruszajmy ramionami, gdy słyszymy "ruch to zdrowie". Uwierzmy, że jesteśmy w stanie pomóc sami sobie, ale również że pomoc możemy otrzymać od innych. Zastąpmy "czarnowidztwo" myślami pozytywnymi i harmonijnymi. Już po kilku tygodniach codziennej medytacji i wpajaniu w siebie przekonania, że z dnia na dzień czujemy się lepiej, rzeczywiście zauważymy zmianę. Bo to myśli kształtują nas samych - jesteśmy tacy, jak one.

czwartek, 24 lipca 2014

Dorosłe Dzieci Alkohoików

Dzieci wychowywane w rodzinach patologicznych, w których choć jedno z rodziców "zaglądało do kieliszka", nie rozwijają się tak, jak ich rówieśnicy. Wcześniej dojrzewają, a zakodowany w ich lęk, często towarzyszy im do końca ich dni. Dramatyczny jest również fakt, że DDA (czyli właśnie Dorosłe Dzieci Alkoholików) mają tendencję do powtarzania błędów swoich rodziców i po wejściu w dorosłość, same sięgają po substancje odurzające - alkohol, narkotyki, leki.

dorosła już kobieta z kieliszkiem w dłoni i lekami


To, co łączy DDA, to także trudności w nawiązywaniu prawidłowych kontaktów i więzi z innymi ludźmi. Rzadko są duszami towarzystwa, raczej starają się trzymać na uboczu, mają zakodowaną nieufność i lęk. Tacy ludzie mają również:

  • obniżone poczucie własnej wartości
  • brak wiary w szansę na osiągnięcie sukcesów
  • często ulegają impulsom
  • zbyt wiele od siebie wymagają
  • są wobec siebie niezwykle krytyczny
Problem polega na tym, pomimo odejścia od rodzinnego domu i rozpoczęcia życia "na własną rękę", nie zdają sobie sprawy, że przeżycia z dzieciństwa wcale nie zniknęły wraz ze zmianą miejsca zamieszkania. Gdy zaczynają pojawiać się kolejne problemy: depresja, nerwica, wahania nastroju, sięganie po substancje "znieczulające", trzeba powiedzieć DOSYĆ i rozpocząć profesjonalne leczenie.

Pierwszym kontaktem zawsze powinien być psycholog, jeśli jednak choroba jest już na tyle zaawansowana, że leczenie ambulatoryjne skazane jest na niepowodzenie, konieczne jest zasugerowanie Pacjentowi leczenia w zamkniętym ośrodku leczenia uzależnień. Ale bez obaw! Słowo "zamknięte" nie jest równoznaczne z pozbawianiem wolności. Chodzi raczej o leczenie stacjonarne, w jednej placówce przez odpowiedni dla Pacjenta okres czasu. Tego typu świadczenia oferuje między innymi ośrodek cieszący się dobrą opinią wśród wielu osób, które skorzystały z jego usług, Versusmed. Więcej informacji znajdą Państwo bezpośrednio na stronie ośrodka: http://versusmed.com.pl.

czwartek, 17 lipca 2014

Krytyka boli... choć wcale nie musi!

Z krytyką nas samych, naszych działań, wypowiedzi, nawet sposobu ubierania się, stykamy się często.
O ironio, zwykle gdy "wyjdziemy przed szereg", zrobimy coś - naszym zdaniem - wartościowego, wokół nas momentalnie pojawi się grono osób niezadowolonych, gotowych przekuć nasz sukces w nic nie wartą porażkę. Są oczywiście tacy, którzy odporni są na wszelkiego rodzaju krytykę, również tę konstruktywną (ale nie będziemy wdawać się w politykę). Skupmy się na przeciętnym Kowalskim - jak ma się on bronić przez złośliwymi komentarzami, mającymi na celu wyłącznie jedno - sprawienie mu przykrości?

krytyka
Krytyka to świetna zabawa, ale tylko dla krytykujących. Obiekt złośliwości czuje ból, bezradność, gniew.

Po pierwsze - złośliwa krytyka może być w gruncie rzeczy ukrytym komplementem i wynikać z zazdrości czy zawiści. Gdybyś faktycznie poległ czy poległa np. podczas wygłaszania prelekcji, krytykantów byłoby zazwyczaj mnie niż po naprawdę udanym występie. Dlaczego? Ponieważ, jak to się mówi "nikt nie kopie zdechłego psa" - szkoda na to energii.

Po drugie - zawsze dawaj z siebie wszystko. Działaj tak, by trudno było zarzucić Ci cokolwiek. Bądź przygotowany do swojej roli i staraj się wykonać ją najlepiej jak potrafisz. A jeśli mimo to znajdą się ludzie, chcący Cię wyśmiać i opluć, "rozłóż nad sobą parasol". Niech plują.

Po trzecie - pilnuj samego siebie, uczciwie przyznawaj się do popełnianych błędów i do niepowodzeń. Jednak nie po to, by się nimi zadręczać! Z notatkami przejdź się do zaufanych osób i poproś o pomoc -
o rzeczową i obiektywną krytykę, o wskazanie obszarów, w których warto coś zmienić.

Krytyka nie musi boleć i można się na nią znakomicie uodpornić, ALE nie można też pozwolić, by całkowicie ignorować zdanie innych. Wyrażona w sposób stonowany, merytoryczna krytyka, może przynieść nam naprawdę wiele korzyści.

W oparciu o rady Dale'a Carnegie

sobota, 12 lipca 2014

Pokonać uzależnienie

O problemach dotyczących uzależnień, pisaliśmy już ponad rok temu. Niestety, jak łatwo się przekonać przeglądając najnowsze statystyki i badania, liczba nałogowców na całym świecie rośnie. Nie inaczej jest w naszym kraju.

alkoholik

Przyczyny powodujące popadanie w nałogi, pozostały bez zmian. Stres, napięcie, tempo życia - w tej sytuacji sięgnięcie po tabletkę na uspokojenie, przeciwbólową (napięciowe bóle głowy również wiążą się ze stresem), po kieliszek "czegoś mocniejszego" wydaje się naturalne. Bo to "tylko ten jeden raz", "wyjątkowo", "sytuacja to usprawiedliwia". Początkowo taka "kuracja" faktycznie przynosi efekty, więc "jeden raz" zamienia się w drugi, trzeci. Wpadamy w nałóg kompletnie tego nie dostrzegając, a szkodliwe środki traktując jako antidotum na całe złe tego świata. Tymczasem, nieświadomie, pogrążamy się, a dla osiągnięcia upragnionego efektu wyciszenia czy też miłego szumu w głowie, potrzebujemy więcej i więcej. W bardzo trafny sposób proces uzależniania się od alkoholu opisał na swojej stronie Ośrodek Leczący Uzależnienia Versusmed: http://versusmed.com.pl/alkoholizm/kryteria-uzalezenienia-od-alkoholu. Warto zapoznać się z kolejnymi etapami popadania w nałóg.

Jak sobie z tym radzić?

Utrata kontroli nad tym, co i w jakiej ilości "bierzemy", wywołuje frustrację i często zaprzeczenie. Usiłujemy przekonać samych siebie, że nic podobnego nas nie dotyka, że wcale nie jesteśmy nałogowcami i możemy przestać pić/brać w dowolnej chwili. Na tym etapie niestety ciężko o pomoc - dopóki chory nie uświadomi sobie tego, że ma problem, nie będzie chciał poddać się leczeniu. Bo przecież, w jego opinii, żadnego leczenia nie wymaga i ma się znakomicie.

Dobrze byłoby wówczas, by najbliższe otoczenie zasugerowało przynajmniej rozmowę z psychologiem. Być może kilka spotkań pozwoli zrozumieć uzależnionemu, że nad swoimi potrzebami już dawno nie panuje. Taką osobę najlepiej jest skierować na długotrwałą terapię, a jeśli okaże się ona niewystarczająca, wówczas pozostaje zasugerowanie leczenia w ośrodku specjalizującym się w pracy z osobami uzależnionymi.

WAŻNE: zanim wybierzemy ośrodek, do którego udamy się na leczenie, upewnijmy się czy jest to placówka godna zaufania. Sprawdźmy, co oferuje, jakie jest jej podejście do terapii, czy pomoc obejmuje także osoby współuzależnione (a zatem najbliższych chorego). Mając pewność, że oddajemy swoje zdrowie w dobre ręce, zdecydujmy się na odwyk. Uratujemy własne zdrowie (a często i życie) i zdrowie psychiczne najbliższych.

czwartek, 3 lipca 2014

Rola edukacji w zdrowiu psychicznym najmłodszych

Temat wpisu brzmi być może dziwnie - cóż ma bowiem szkoła do zdrowia psychicznego jej uczniów? Czy chodzi tylko o odpowiednie zajęcia wychowawcze, ograniczenie agresji na szkolnych korytarzach, a może o coś więcej?


Osoby głęboko związane z edukacją, takie jak sir Ken Robinson, uważają że podstawowym problem szkół (na całym świecie) jest przestarzały model nauczania. Ten z XIX-ego wieku (wciąż stanowiący podstawę programu!) nijak ma się do bieżących potrzeb, a jednak wciąż jest stosowany. A nasze dzieci, chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc) muszą dostosować się do systemu, który:
  • skupia się na potrzebach kraju i świata i wiedzę na ten temat przekazuje w szkołach, wymagając skoncentrowania się na tych właśnie informacjach;
  • od dziesięcioleci utrzymuje, że najistotniejszymi przedmiotami w szkole są: przedmioty ścisłe i humanistyczne;
  • marginalizuje przedmioty takie jak plastyka czy muzyka (ponieważ są one "mało użyteczne");
  • "przymyka się oko" na ćwiczenia gimnastyczne, odcinając tym samym możliwość rozwoju uczniom, którzy mają predyspozycje do choć lekkoatletyki;
  • w wielu szkołach praktycznie nie istnieją zajęcia takie jak taniec czy aktorstwo - a nawet jeśli są, to zredukowane do minimum;
Problem w tym, że choć Ministerstwo Edukacji z całych sił utrzymuje powyższą hierarchię przedmiotów, okazuje się, że "mało użyteczne" stają się również przedmioty z pierwszej grupy. Humaniści z trudem znajdują pracę w zawodzie, zwykle zmuszeni są do przekwalifikowania się, korzystania z dodatkowych kursów etc.

Nic zatem dziwnego, że gdy tylko przestaje obowiązywać obowiązek szkolny, młodzi ludzie rozstają się z edukacją, a wielu z nich wspomina ją jako "drogę przez mękę" (co ciekawe, w Stanach Zjednoczonych ze szkół odchodzi około 40% uczniów i nigdy ich nie kończy).

studentka z depresją
Depresja często po praz pierwszy daje o sobie znać właśnie w szkole średniej lub na studiach. A zdarza się, że i wcześniej.

Czy można to zmienić?

Można! Zamiast koncentrować się na tym, co potrzebne jest naszemu państwu (cóż, na pewno nie kolejni urzędnicy, a przecież wciąż kształcimy z uporem studentów na kierunkach administracji publicznej!), skoncentrujmy się na potrzebach uczniów. Obserwujmy ich od najmłodszych lat, sprawdzajmy jakie mają predyspozycje, rozwijajmy w nich kreatywność. I nie pozwólmy, by szkoła "wyedukowała ich" z szukania nowych rozwiązań twierdząc, że tylko jedna odpowiedź jest prawidłowa. Bo przecież tak nie jest! Pracodawcy szukają ludzi elastycznych, pomysłowych, chętnych do ryzykowania z nowymi pomysłami. A co robi szkoła? Piętnuje błędy, zamiast wyciągać z nich wnioski. "Odstrasza" uczniów od podejmowania prób, które mogą zakończyć się porażką. A przecież to na błędach się uczymy, prawda?

Rezygnacja

Trudno dziwić się młodym ludziom, którzy na tym świecie pojawili się przecież z nadzieją i optymizmem, że decydują się na "wycofanie" ze swojego życia. Skoro nie mogą robić tego, co ich interesuje (bo to "mało użyteczne") czują się gorsi i odtrąceni. Zaczynają mieć problemy natury emocjonalnej, wpadają w depresję, nerwicę, zamykają się w domach, a w skrajnych przypadkach odbierają sobie życie, które uważają za bezwartościowe. Czy to wina edukacji, systemu? Nie do końca. Ale to system mógłby być dla tych osób tratwą ratunkową. I na szczęście istnieją takie szkoły, które koncentrują się na jednostce, nie na grupie. I nie starają się wszystkich uczniów "ulepić" według odgórnych zarządzeń.

Ale o tym - w kolejnym wpisie.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Jak rodzi się agresja?

Z agresywnymi postawami spotykamy się praktycznie codziennie i, niestety, coraz częściej. Co gorsza prowadzą do nich, zwałoby się naprawdę błahe problemy - konieczność przepuszczenia dość wolno poruszającego się pieszego na pasach, długa kolejka w banku czy na poczcie, zatłoczony tramwaj lub autobus. Jak to się dzieje, że zwykła codzienność potrafi wyzwolić w nas postawy skrajnie agresywne?

"A może te osoby już się takie urodziły?" - można by zapytać. Cóż... nie do końca. Z agresją związana jest silnie inna potężna emocja - frustracja. I to ona jest "czynnikiem zapalnym", powodującym wybuch.

agresywne postawy dwóch mężczyzn
Czasem do wywołania agresji nie potrzeba wiele - sprowokować jest ją stosunkowo łatwo
Spójrzmy raz jeszcze raz na przykłady podane we wstępie. Wszystkie sytuacje budzą frustrację - nie pozwalają nam zaspokoić własnych potrzeb (szybszego dotarcia do pracy przez pieszego "wlokącego się" po pasach, szybkiego załatwienia własnych spraw w banku - w czym przeszkadza potężna kolejka itp. itd.). W naszym wnętrzu zaczyna rosnąć frustracja i w zależności od tego, jaką mamy na nią tolerancję - wybuchniemy lub nie. Tak na marginesie, niemożność zrealizowania swoich planów, marzeń, potrzeb, ponieważ są one "blokowane" przez naszą sytuacją życiową czy otoczenie to prosta droga do... nerwicy.

Czy zatem wszystkiemu winna jest frustracja?

Nie da się ukryć, że gdybyśmy posiadali większą tolerancję na frustrację, łatwiej radzilibyśmy sobie w życiu i bylibyśmy po prostu szczęśliwsi i bardziej odprężeni. Jeśli jednak na przestrzeni lat nieświadomie pozwalaliśmy frustracji rozkwitać, ciężko będzie "wyplenić ją" samodzielnie, znaleźć odpowiednie ćwiczenia relaksujące, zmienić podejście do irytujących nas sytuacji. Staliśmy się bowiem "bombą", która wybuchnąć może w każdej chwili (na różne sposoby - rozpoczęcie kłótni i wzniecenie awantury w zatłoczonym tramwaju, zwymyślanie pieszego itd. W Stanach Zjednoczonych dochodzi nawet do incydentów poważniejszych - dostęp do brani sprawia, że sfrustrowani ludzie posługują się nią w gniewie i zabijają osoby, które "stanęły im na drodze" - przykładowego pieszego czy przypadkowego widza w kinie, który w czasie seansu zajmował się telefonem komórkowym).

Jak odzyskać spokój i nie dać się frustracji?

Każdy z nas jest inny, dlatego ciężko o udzielenie rad, które zadziałają na każdego. Na pewno jednak warto umówić się na spotkanie z psychologiem (zwłaszcza jeśli czujemy, że denerwujemy się coraz częściej, a wyobraźnia podsuwa nam niezbyt łagodne sposoby poradzenia sobie np. z nieuprzejmą urzędniczką). Musimy nauczyć się kontrolować swoje emocje - dzięki temu będziemy po prostu spokojniejsi i szczęśliwsi. I co ważne - taki sam komfort zyskają nasi bliscy. Spotkajmy się zatem z psychologiem, umówmy na spotkanie i zacznijmy walczyć - ale o siebie, o zdrowsze i szczęśliwsze życie.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Samobójstwo - rozwiązanie dobre na wszystko?

Rosnąca liczba samobójstw na całym świecie każe nam zadać sobie pytanie - co się dzieje? Dlaczego, w większości młodzi ludzie (przed 35 rokiem życia) decydują się na tak drastyczny krok? Czemu osoby zrodzone w poczuciu nadziei i optymizmu, po spędzeniu kilkunastu lat na tej planecie popadają w depresję, a z czasem postanawiają się z własnego życia "wypisać"?

młody mężczyzna myśli o odebraniu sobie życia

Niestety, jak w przypadku wielu chorób emocjonalnych, tak i depresja prowadząca do myśli samobójczych, często wynika z nadmiaru obowiązków. Młody człowiek czuje się niespełniony, sfrustrowany i rozgoryczony. Nie jest w stanie wypełniać należycie wszystkich ról (syna, ojca, pracownika, kumpla, powiernika, męża itd.). Rodzina, otoczenie, pracodawcy - wszyscy wciąż wymagają od niego więcej i więcej. Gdy sytuacja zewnętrzna zaczyna przypominać pułapkę, a osoba cierpiąca z powodu zwykłego zmęczenia życiem, czuje że coraz mocniej się tym życiem dusi, może podjąć drastyczne kroki mające na celu zakończenie cierpienie - raz na zawsze.

Pamiętać należy, że to rozwiązanie wydaje się idealne dla samobójców. Większość z nich ma tak zaniżone poczucie własnej wartości, że jest wręcz przekonanych, że świat bez nich będzie lepszym miejscem. I nawet tłumaczenie najbliższych na niewiele się zdaje - osoba obsesyjnie myśląca o odebraniu sobie życia, wie lepiej. "Mówią tak, żeby mnie pocieszyć, ale wiedzą, że mam rację".

Jeśli ktokolwiek z naszych bliskich wspomina o opcji odebrania sobie życia - reagujmy! Prawdopodobnie sami nie będziemy w stanie wpłynąć na chorego - konieczna będzie psychoterapia, być może wspomagana farmakologią. Nie bagatelizujmy jednak problemu, bo czasem wystarczy chwila załamania - po której będzie już po prostu za późno na jakąkolwiek reakcję. I pozostaną tylko pytania "Dlaczego?", "Czy można było zrobić coś więcej".

Jeśli zaobserwowali Państwo niepokojące sygnały u swoich bliskich lub znajomych, ewentualnie to Państwo czujecie się przytłoczeni życiem - skontaktujcie się z naszą poradnią. Pomożemy odzyskać radość życia.

tel: 504 242 340

sobota, 31 maja 2014

Jak ze sobą rozmawiać?

Sztuka komunikacji, wbrew pozorom, nie należy do najłatwiejszych. Nawet wśród przyjaciół czy krewnych, znających się "jak łyse konie" dochodzi do spięć, nieporozumień i konfliktów, wynikających właśnie z nieumiejętnego prowadzenia rozmowy. Lub też jej... braku.

Łatwo zaobserwować to zjawisko w związkach z dłuższym stażem lub też na linii rodzic-dziecko. Początkowe zainteresowanie problemami drugiej osoby schodzi na dalszy plan - tak, jakbyśmy to my nagle stali się najważniejsi. I często, choć sobie tego nie uświadamiamy, rzeczywiście zaczynamy zachowywać się jak przysłowiowy "pępek Wszechświata". To nam się "należy", to my jesteśmy zmęczeni, mamy prawo do świętego spokoju i zwykła rozmowa zaczyna nam ten spokój zakłócać. Z czasem jej miejsce zastępuje zasypywaniami się komunikatami i poleceniami, a tematy rozmów sprowadzają się do przyziemnych problemów bieżących.

rozmawiająca para
Komunikacja to podstawa do zbudowania szczęśliwego związku

Jak temu zaradzić? Pokonajmy własne ego i wsłuchajmy się w partnera. Opowiadajmy mu o swoich przeżyciach i oczekiwaniach, zamiast zamykać je w sobie i czekać, aż druga osoba domyśli się o co nam chodzi (pamiętajmy - to też jest tylko człowiek, nie medium wyposażone w kryształową kulę!).

Rozmawiając, starajmy się:

  • nie używać komend ("wynieś śmieci", "odkurz przedpokój") - zamiast tego powiedzmy: "Czy mógłbyś wynieść dzisiaj śmieci? Zrobiłabym to sama, ale naprawdę jestem wyjątkowo zmęczona. Będę ci bardzo wdzięczna za pomoc";
  • sygnalizujmy, że dostrzegamy to, co robi dla nas partner czy dziecko. Słowa "Dziękuję", "Jestem wdzięczna/wdzięczny", "Doceniam to", "To miłe co zrobiłaś/zrobiłeś - jesteś super!" nie tylko sprawiają, że druga strona nie czuje się przysłowiowym "przynieś, wynieś, pozamiataj", widzi że jej starania są dostrzegane i doceniane, ale także poprawiają relacje pomiędzy obojgiem zaangażowanych w sytuację osób;
  • dzielmy się między sobą informacjami, używając również emocji. Na pytanie "Jak minął Ci dzień?" nie odpowiadajmy "W porządku.". Rozbudujmy tę odpowiedź. Jeśli chcemy się czymś pochwalić lub wręcz przeciwnie - wyżalić - kto lepiej wysłucha nas niż najbliższa osoba?
A co robić, gdy negatywne emocje wezmą nad nami górę i zamiast rozmowy urządzamy awanturę?
  • skupmy się na problemie bieżącym, nie wyciągajmy kwestii, które stanowiły kłopot w przeszłości (np. "A pamiętasz jak załatwiłaś/eś mnie 5 lat temu, gdy (...)" - takie wypominanie niczemu nie służy;
  • unikamy podkreśleń "ja", "mnie", "moje" - problem jest nasz wspólny i chcemy rozwiązać go dla dobra obu stron!
  • gdy awantura jest w rozkwicie i mamy ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami, powiedzmy "Przerwa, muszę ochłonąć". Wyjdźmy na kwadrans, zajmijmy się czymś (nieważne czy będzie to przesadzanie kwiatków, zmywanie naczyń czy bieg dookoła bloku) i "rozładowani" podejmijmy dyskusję.
Podsumowując - w każdym związku (czy to partnerskim, rodzicielskim, przyjacielskim etc.) będą występować konflikty. Jest to nieuniknione. Ale umiejętność rozwiązania ich poprzez rozmowę, pozwala w dużym stopniu uniknąć pogłębiania problemu, a za to nauczenia się wzajemnej komunikacji. 

A jeśli z jakiegoś powodu nie jesteśmy w stanie samodzielnie "dojść ze sobą do ładu"? Skorzystajmy z terapii dla par oferowanych przez wiele poradni psychologicznych. Tego typu pomoc oferują choćby:

wtorek, 13 maja 2014

Gdy życie traci sens

Dla coraz większej liczby osób na świecie depresja stanowi poważny problem. Wraz z pojawieniem się choroby znika radość życia, pojawia smutek i głębokie przygnębienie, a jakiekolwiek działania wymagają niemal nadludzkiego wysiłku. Już samo podniesienie się z łóżka i wyjście do pracy okazuje się często zbyt przytłaczające i nie do wykonania.

Cierpiący na depresję zwykle zdają sobie sprawę ze swojego stanu co wpędza w ich w jeszcze większe poczucie beznadziei. Pojawiają się wyrzuty sumienia, przekonanie o własnej nieudolności, wręcz zbyteczności. Co to za matka, która nie ma sił na przygotowania dziecku śniadania? Co to za żona, która całkowicie zaniedbała wygląd zewnętrzny i z dnia na dzień pogrąża w coraz większym smutku? Co to za pracownik, który przychodzi do biura tak zmęczony, jakby wcześniej przepracował cały dzień w fabryce?

depresja
Dla osoby cierpiącej na depresję, życie to często zbyt duże wyzwanie, a jej świat staje się ciemny i pusty.

W sytuacji głębokiej depresji wszystko traci sens. Pojawia się coraz więcej pytań "Po co?", a wraz z nimi przeświadczenie, że życie nie przyniesie już niczego dobrego. Pogrążeni w chorobie dochodzą do wniosku, że światu będzie lepiej bez nich, a nawet że nikt nawet nie zauważy ich odejścia.

Takie myśli prowadzić mogą do działań i podejmowania prób samobójczych, z których pewien procent kończy się niestety powodzeniem. A przecież można im przeciwdziałać! Jeśli w naszym otoczeniu dostrzeżemy osobę, która straciła zainteresowanie tym, co dotychczas sprawiało jej przyjemność, zaczyna wycofywać się z życia towarzyskiego czy wręcz wspomina o bezsensie dalszej egzystencji, nie możemy bezczynnie czekać, aż jej/jemu "przejdzie". Nie obawiajmy się zasugerowania wizyty u psychologa lub psychiatry. Zwykła uwaga "Nie wyglądasz za dobrze, martwię się o ciebie. Może warto zasięgnąć opinii specjalisty? Będzie wiedział jak ci pomóc." może uratować życie.

piątek, 25 kwietnia 2014

Kochaj swoich wrogów?

Brzmi nazbyt idealistycznie? Być może. Gdy jednak przyjrzymy się temu zaleceniu głębiej odkryjemy, że zapominając o krzywdach, jakie wyrządzili nam inni, ratujemy przede wszystkim... samych siebie.

Już Szekspir pisał:

Nie rozgrzewaj pieca dla wroga twego tak bardzo,
byś sam siebie nie osmalił przy tym.


I miał rację. Często tak intensywnie rozmyślamy nad "zemstą" na kimś, kto wyrządził nam krzywdę, że zatracamy się w nienawiści. A na to reaguje (negatywnie!) nie tylko nasza psychika, ale i ciało. Odczuwamy napięcie, przypływ adrenaliny, stres, a dodatkowo tracimy czas na rozpamiętywanie przeszłości. Cierpimy na własne życzenie - wspominając coś, co już się wydarzyło i na co nie mamy żadnego wpływu.


wściekła kobieta pała chęcią zemsty
Złość i chęć zemsty nie przynosi ulgi, ale potęguje napięcie

Czy jednak jesteśmy w stanie po prostu zapomnieć? Machnąć ręką i żyć dalej, nie oglądając się za siebie? Wielu udowodniło, że tak - całkiem logicznie uzasadniając, że zwyczajnie szkoda czasu na myślenie o kimś, kogo się nie lubi. Wciąż narzekamy na to, że doba ma tylko 24 godziny, czemu więc choć minutę z tej doby tracić na zamęczanie się wspominaniem osób, które w jakiś sposób "zalazły nam za skórę"? Czy faktycznie odwet sprawi, że poczujemy się lepiej? Raczej zmęczy nas, psychicznie i fizycznie. O ile łatwiej i zdrowiej będzie więc po prostu "odpuścić"?

Jeśli chcemy osiągnąć wewnętrzny spokój, nie rozpamiętujmy złych sytuacji, jakie przytrafiły się nam w życiu. A jeśli nie potrafimy zdobyć się na wybaczenie swoim wrogom, przynajmniej o nich nie myślmy. Poprawa samopoczucia - gwarantowana!

czwartek, 17 kwietnia 2014

O zmianach raz jeszcze

Ostatnio wspominaliśmy o tym, że czasem warto zaryzykować i wprowadzić w swoje życie zmiany, które - choć początkowo mogą wydawać się trudne czy wręcz przerażające - z czasem mogą wyjść nam na dobre. Co jednak w sytuacji, w której nasze życie zmienia się wbrew naszej woli?

przestraszona dziewczyna
Wkraczające w nasze życie zmiany często wywołują strach i niepewność

Jeśli wiemy, że nie jesteśmy w stanie zapanować nad tym, co nas spotkało - pogódźmy się z tym. Choć jest to niezwykle trudne, to zaakceptowanie sytuacji i przyznanie "Tak jest i nie może być inaczej" zdejmie nam z piersi gniotący ciężar. Przestaniemy walczyć z tym, czego i tak nie jesteśmy w stanie pokonać. Dopiero, gdy pogodzimy się z sytuacją, będziemy mogli ruszyć dalej z naszym życiem.

Warto też uświadomić sobie jeszcze jedno: "Co się stało, to się nie odstanie". Nie cofniemy czasu, by zapobiec tragedii czy w celu naprawienia własnego błędu. Po prostu musimy zaakceptować przeszłość, jakkolwiek trudna by ona nie była.

Pamiętajmy o tym, że życie zmienia się cały czas. Na niektóre zmiany mamy wpływ, na inne - nie. Nie roztrząsajmy zatem rzeczy, na które nie mamy wpływu. Przeszłość na zawsze pozostanie przyszłością. Wpływ mamy na teraźniejszość i to na niej powinniśmy się skoncentrować. A jeśli samodzielnie nie jesteśmy w stanie tego zrobić, jeśli jakaś zmiana okazała się dla nas zbyt trudna do udźwignięcia, skorzystajmy z pomocy psychologa. Często dopiero usłyszenie od osoby bezstronnej, z bogatym doświadczeniem, pozwala na zupełnie inne spojrzenie na to, co się nam przytrafiło i na pogodzenie się z tym, co wcześniej wydawało nam się nie do zaakceptowania.

piątek, 21 marca 2014

Jak przygotować się na zmiany?

Zmiany są nieodłączną częścią naszego życia. Zmieniamy się fizycznie, dorastamy, opuszczamy szkołę, idziemy do pracy, przenosimy się "na swoje", zawieramy związki, rozstajemy się z partnerami. Cała nasza egzystencja wiąże się z ciągłymi zmianami, które czasem są drobne (i nie zwracamy na nie większej uwagi), a czasem - decydujące o naszej przyszłości.

Wiele osób obawia się zmian - bezpieczniej jest przebywać w znanym otoczeniu i ze znajomymi ludźmi, nawet jeśli czujemy, że w takim układzie nie jesteśmy szczęśliwi. Podjęcie ryzyka zmiany tej sytuacji, wydaje się zbyt duże i bywa, że muszą minąć lata nim w końcu dojrzejemy do tego, by owo ryzyko podjąć. Ewentualnie sytuacja zewnętrzna sama wymusi na nas wprowadzenie pewnych korekt w naszym życiu.

A przecież zmiana nie musi być czymś złym! Oczywiście wiąże się z niepewnością, zmusza do odrzucenia tego, co świetnie znamy, co jest naszą "strefą komfortu". Warto jednak czasem przełamać swoje obawy - zwłaszcza, że często okazuje się, że lęk był zupełnie nieuzasadniony, a do nowej sytuacji szybko jesteśmy w stanie przywyknąć i co więcej - poczuć się wreszcie szczęśliwi!

dziewczyna w masce
Często zmiana pozwala nam pozbyć się noszonej na co dzień maski i stać się na nowo sobą

Jak przygotować się do zmiany? Jeśli wiemy, że nadszedł czas na podjęcie decyzji o odejściu z pracy i znalezieniu nowej, przeprowadzce lub rozstaniu z partnerem, warto na spokojnie zastanowić się nad tym, co dobrego taka zmiana może nam przynieść. Posłużmy się ostatnim przykładem - nieudanego związku.

Wiele par i małżeństw przez lata trzyma się kurczowo siebie nawzajem, choć łączące ich uczucia dawno już wygasły, a wspólne niegdyś pasje przestały istnieć. Ludzie w takich związkach czują się zmęczeni, nieszczęśliwi i sfrustrowani, ale zbyt obawiają się przekreślenia przeszłości - tym samym pozbawiając się nadziei na lepszą przyszłość. A przecież rozstanie (zmiana) może obojgu przynieść wiele korzyści. Często okazuje się, że partnerzy - po rozstaniu - odkrywają w sobie dobrych przyjaciół i w tej nowej roli (bez przymusu wynikającego z obowiązku bycia mężem/żoną) odnajdują się świetnie. Co ważne - znika poczucie "zniewolenia", zmienia się sposób myślenia, pojawiają nowe perspektywy. Jeśli wiemy, że nasz związek już od dawna nie funkcjonuje poprawnie, że staje się toksyczny - porozmawiajmy z partnerem, zasięgnijmy porady terapeuty. Rozstanie często bywa najlepszym lekarstwem na codzienną "drogę przez mękę", nawet jeśli początkowo nie wyobrażamy sobie życia bez partnera, który był obok nas przez wiele, wiele lat.

Najważniejsze, to zrozumieć, że nie każda zmiana jest zła i że czasem lepiej jest wprowadzić ją w życie, niż miesiącami zwlekać z podjęciem decyzji. Zawsze należy zadać sobie pytania:
  • co w obecnej sytuacji jest dobre, a co złe?
  • co mogłaby przynieść mi zmiana?
  • na co liczę, a czego się obawiam?
Oswojenie się z myślą o zmianie i poznanie własnych oczekiwań, ułatwia podjęcie decyzji i realizacji zamiarów. Jeśli sami nie potrafimy "przełamać się" w zakresie wprowadzenia w naszym życiu zmian, porozmawiajmy z bliskimi, z przyjaciółmi. Spojrzenie z zewnątrz bywa bezcenne, ułatwia nam dostrzeżenie pewnych rzeczy, które sami mogliśmy przeoczyć. To także bardziej obiektywne podejście do problemu, wobec którego sami nie jesteśmy w stanie się zdystansować.

piątek, 7 marca 2014

Kształtujemy charaktery

W szkole spędzamy znaczną część swojego życia. To często od niej zależy nasza przyszłość. Nauczyciele rozbudzają w nasz pasje i zainteresowania, odkrywają talenty, o których nie mieliśmy pojęcia... A tak przynajmniej być powinno. Czy jest? Nie wszędzie.

Dlatego też dużą rolę w kształceniu młodych ludzi, przejęli korepetytorzy, którzy poza szkołą zajmują się uzupełnianiem braków w wiedzy uczniów, nakłaniają do samodzielnego myślenia i motywują do pracy. I choć w sieci znaleźć można głównie osoby, które oferują „wykonanie zadania ZA ucznia”, to istnieją też takie portale, które „gotowcom” mówią stanowcze NIE!

Dlaczego? Ponieważ podsuwanie gotowych rozwiązań szkodzi dziecku/nastolatkowi i uczy go dążenia do celu na skróty. Młody człowiek dochodzi do wniosku, że nie musi wkładać wysiłku we własne działania, ponieważ wszystko może po prostu kupić. Jest też zachęcany do innej wersji oszukiwania – zaczyna ściągać na egzaminach, wciąż budując w sobie przeświadczenie, że to normalna postawa.

W życiu nie warto "chodzić na łatwiznę"!

Gdy wkracza w dorosłe życie, nie jest w stanie się w nim odnaleźć, ponieważ nie będzie w stanie „kupić” od współpracownika wykonania za niego pracy, o ile w ogóle uda mu się pracę znaleźć. Zarówno szkoła, jak i korepetytorzy, powinni dokładać wszelkich starań by ucząc, także wychowywać. Wskazywać metody zdobywania wiedzy, poszerzać horyzonty, prezentować sposoby osiągania pewnych celów czy dochodzenia do rozwiązań. Kształtować charakter: odpowiedzialność, umiejętność samodzielnego myślenia i kreatywność. Serdecznie zachęcamy do spojrzenia na powyższy problem z takiej właśnie perspektywy.

Więcej informacji o tym, jak zainwestować w siebie, a nie gotowe rozwiązanie, znajdą Państwo nie tylko dzięki konsultacjom z naszymi psychologami, ale i w serwisie www.e-korepetycje.net, który jest autorem akcji adresowanej właśnie do nauczycieli i korepetytorów. Bo warto pomagać i wspierać rozwój człowieka – na każdym etapie jego życia.

czwartek, 20 lutego 2014

Czy przyznać się do zdrady?

Kontynuując problematykę poprzedniego wpisu, nie sposób uniknąć konfrontacji z dylematem postawionym w tytule dzisiejszego posta. Wiele osób, którym "zdarzył się skok w bok", korzystając z porady psychologa oczekuje od niego rozstrzygnięcia tej kwestii w ich imieniu.

Decyzję podjąć musi jednak osoba, która zdrady się dopuściła. Rolą terapeuty jest poprowadzenie rozmowy w taki sposób, by dowiedzieć się co było powodem zdrady, jakie są relacje z partnerem i czy wspólnie z nim snute są plany na przyszłość.

Wielu psychologów i doradców rodzinnych zgodnych jest co do jednego: przyznaj się do zdrady, jeśli i tak chcesz zakończyć swój obecny związek. Zranisz partnera, ale i tak wyrządzisz mu krzywdę odchodząc. W tej sytuacji lepiej jest wyjaśnić wszystkie okoliczności, które doprowadziły do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Partner, choć cierpiący, będzie przynajmniej miał jasność sytuacji, a w takim przypadku jest to dla niego naprawdę istotne - wiedzieć, na czym się stoi.

czy przyznać się do zdrady?

Co jednak robić, gdy "jednorazowy wygłup" nie wpłynął na nasze uczucia do partnera/partnerki? Gdy nie potrafimy sobie darować własnej ułomności i chcemy w przypływie emocji "wyspowiadać się" bliskiej osobie, oczekując "rozgrzeszenia"? Musimy mieć świadomość, że obarczenie partnera taką informacją, będzie dla niego prawdziwym ciosem, a nasz związek zmieni się diametralnie. Być może poczujemy się lepiej zrzucając ciężar z serca, ale za to zadamy niewyobrażalny ból osobie, którą ponoć kochamy i której nie chcemy krzywdzić. Przed przystąpieniem do wyznań, lepiej jest zatem poszukać innego spowiednika (jeśli jesteśmy wierzący, sprawa jest prosta, jeśli nie - spowiednikiem może być przyjaciel czy przyjaciółka, której umiejętności dochowania tajemnicy jesteśmy w 100% pewni, ewentualnie - właśnie psycholog). Taka rozmowa pozwoli nam spojrzeć na sytuację z innej perspektywy i zastanowić się, jak my zareagowalibyśmy na identyczną wiadomość wygłoszoną przez naszego partnera.

Czy przyznanie się zawsze oznacza rozpad związku? Nie, ale zawsze oznacza wiele bólu, łez i ciężkiej pracy, jaką muszą wykonać oboje partnerzy (w tym strona niewinna całej sytuacji). Nadszarpniętego zaufania być może nie uda się odbudować już nigdy, choć są oczywiście pary, które były w stanie nauczyć się wspólnego życia po tak bolesnym zawodzie sprawionym przez jednego z partnerów.

Co zatem robić? Najlepiej - nie zdradzać. Ale gdy już się to zdarzyło, warto zastanowić się nad tym czy przypadkiem wyznanie prawdy nie ma być tylko oczyszczeniem własnego sumienia i sprawić, że poczujemy się lepiej - kosztem drugiej osoby. Jeśli tylko o to chodzi, lepiej nie postępować egoistycznie kolejny raz i postarać się zrekompensować zawód sprawiony partnerowi w inny sposób. I więcej już nie zdradzać.