czwartek, 3 lipca 2014

Rola edukacji w zdrowiu psychicznym najmłodszych

Temat wpisu brzmi być może dziwnie - cóż ma bowiem szkoła do zdrowia psychicznego jej uczniów? Czy chodzi tylko o odpowiednie zajęcia wychowawcze, ograniczenie agresji na szkolnych korytarzach, a może o coś więcej?


Osoby głęboko związane z edukacją, takie jak sir Ken Robinson, uważają że podstawowym problem szkół (na całym świecie) jest przestarzały model nauczania. Ten z XIX-ego wieku (wciąż stanowiący podstawę programu!) nijak ma się do bieżących potrzeb, a jednak wciąż jest stosowany. A nasze dzieci, chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc) muszą dostosować się do systemu, który:
  • skupia się na potrzebach kraju i świata i wiedzę na ten temat przekazuje w szkołach, wymagając skoncentrowania się na tych właśnie informacjach;
  • od dziesięcioleci utrzymuje, że najistotniejszymi przedmiotami w szkole są: przedmioty ścisłe i humanistyczne;
  • marginalizuje przedmioty takie jak plastyka czy muzyka (ponieważ są one "mało użyteczne");
  • "przymyka się oko" na ćwiczenia gimnastyczne, odcinając tym samym możliwość rozwoju uczniom, którzy mają predyspozycje do choć lekkoatletyki;
  • w wielu szkołach praktycznie nie istnieją zajęcia takie jak taniec czy aktorstwo - a nawet jeśli są, to zredukowane do minimum;
Problem w tym, że choć Ministerstwo Edukacji z całych sił utrzymuje powyższą hierarchię przedmiotów, okazuje się, że "mało użyteczne" stają się również przedmioty z pierwszej grupy. Humaniści z trudem znajdują pracę w zawodzie, zwykle zmuszeni są do przekwalifikowania się, korzystania z dodatkowych kursów etc.

Nic zatem dziwnego, że gdy tylko przestaje obowiązywać obowiązek szkolny, młodzi ludzie rozstają się z edukacją, a wielu z nich wspomina ją jako "drogę przez mękę" (co ciekawe, w Stanach Zjednoczonych ze szkół odchodzi około 40% uczniów i nigdy ich nie kończy).

studentka z depresją
Depresja często po praz pierwszy daje o sobie znać właśnie w szkole średniej lub na studiach. A zdarza się, że i wcześniej.

Czy można to zmienić?

Można! Zamiast koncentrować się na tym, co potrzebne jest naszemu państwu (cóż, na pewno nie kolejni urzędnicy, a przecież wciąż kształcimy z uporem studentów na kierunkach administracji publicznej!), skoncentrujmy się na potrzebach uczniów. Obserwujmy ich od najmłodszych lat, sprawdzajmy jakie mają predyspozycje, rozwijajmy w nich kreatywność. I nie pozwólmy, by szkoła "wyedukowała ich" z szukania nowych rozwiązań twierdząc, że tylko jedna odpowiedź jest prawidłowa. Bo przecież tak nie jest! Pracodawcy szukają ludzi elastycznych, pomysłowych, chętnych do ryzykowania z nowymi pomysłami. A co robi szkoła? Piętnuje błędy, zamiast wyciągać z nich wnioski. "Odstrasza" uczniów od podejmowania prób, które mogą zakończyć się porażką. A przecież to na błędach się uczymy, prawda?

Rezygnacja

Trudno dziwić się młodym ludziom, którzy na tym świecie pojawili się przecież z nadzieją i optymizmem, że decydują się na "wycofanie" ze swojego życia. Skoro nie mogą robić tego, co ich interesuje (bo to "mało użyteczne") czują się gorsi i odtrąceni. Zaczynają mieć problemy natury emocjonalnej, wpadają w depresję, nerwicę, zamykają się w domach, a w skrajnych przypadkach odbierają sobie życie, które uważają za bezwartościowe. Czy to wina edukacji, systemu? Nie do końca. Ale to system mógłby być dla tych osób tratwą ratunkową. I na szczęście istnieją takie szkoły, które koncentrują się na jednostce, nie na grupie. I nie starają się wszystkich uczniów "ulepić" według odgórnych zarządzeń.

Ale o tym - w kolejnym wpisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz